Jak w każdym innym mieście, tak w Gdańsku mieszkańcy mają parę swoich sekretów, które niby każdy odkrywa sam i znajduje je osobistym wynalazkiem, ale jakby tak odpytać o nie wszystkich gdańszczan, to w większość wskażą na to samo.

murale w Gdańsku

Mural w Gdańsku – fragment

Oto lista kilku, ktore wydają mi się oczywiste:

Radioaktywność

Umiłowane Radio kierowców z Trójmiasta i okolic to Radio Gdańsk. Dzięki serwisowi drogowemu chroni przed utknięciem w korku, wjechaniem w uliczny remont, złymi warunkami do jazdy oraz zmianami w organizacji ruchu. Ponadto serwuje przyjemną muzykę, dużo wiadomości, dyskusji i reportaży dotyczących miasta oraz niedzielne koncerty tak w studio, jak i przed radioodbiornikiem.

Kulturalna karta

Gdańszczanie lubią biblioteki. Nie wiadomo czy to zasługa licznych filii, do których każdemu blisko i które różnią się od siebie tak, że tworzą swoiste „dla każdego coś miłego”, czy też licznych atrakcji organizowanych przez WiMBP, takich jak chociażby częste spotkania autorskie lub Bibliocamp. Z pewnością dużą zasługę ma w tym karta do kultury, która znajdzie się w portfelu większości gdańszczan. Nie tylko służy za kartę biblioteczną, ale także uprawnia do wielu zniżek w instytucjach kultury (teatry, kina, muzea itd.). Pełna lista udogodnień znajduję się tu: www.new.wbpg.org.pl

Stała rezerwacja stolika

Chociaż młodzi gdańszczanie narzekają na wieczorną skostniałość miasta, a mekką imprezowiczów jest Sopot, to i tak prawie każdy mieszkaniec ma swój ulubiony lokal, w którym jest zadomowiony, a obsługa rozpoznaje go i serdecznie wita, gdy tylko przekracza próg. Stacja Deluxe, Buffet, Tekstylia, Pikawa, Loft czy Kubicki to przykłady lokali znanych, uczęszczanych i wrytych w lokalny koloryt. Zróżnicowany klimat i poziom cenowy sprawia, że mają swoje grono wielbicieli i prawie nigdy nie narzekają na nadmiar wolnych stolików. Tak samo sprawa ma się z lokalami stricte gastronomicznymi. Słodką tajemnicą są bary mleczne, które przestały się już dawno kojarzyć z biedą i komuną, zasłynęły w Europie i są odwiedzane tak samo często przez osoby ubogie, jak i przez artystów, pracowników okolicznych firm, studentów, czy zapracowane matki, które w plastikowych pojemnikach zabierają jedzenie do domu.

Rynki mimo braku rynku

Prawie każdy gdańszczanin ma swoje ulubione miejsce zakupów zgodnych z trendem slow i eko. Ci, którzy mieszkają w starszych dzielnicach znają dobrze topografię mapy sprawdzonych warzywniaków czy mięsnych. Ci, którzy mieszkają na osiedlach młodych, na których królują sieciowe supermarkety, szybko wprowadzają tradycję wizyt na rynkach we Wrzeszczu, na Przymorzu czy w Oliwie. Alternatywą są też zakupy na Hali Targowej, która po remoncie przypomina klimatem hiszpańkie mercado, kusząc świeżą rybą, kolorowymi piramidami owoców oraz dobrej jakości mięsem.

Punkty zborne

Od wielu, wielu lat królują dwa te same – „pod lotem” i „przy krewetce”, to hasło znane każdemu mieszkańcowi. Mimo, że „krewetka” zmieniła się ze sklepu rybnego w kino, a władze Miasta co i rusz odgrażają się wyburzeniem postsocjalistycznego blaszaka sąsiadującego z Bramą Wyżynną, to nie zanosi się na to, by mieszkańcy zaczęli umawiać się gdzieś indziej.

Pod wezwaniem

Niezależnie od tego, czy jesteśmy praktykujący, czy też na mszę chadzamy od święta, to większość z nas ma swój ulubiony kościół, do którego jest w stanie jechać nawet z drugiego końca miasta. Prym wiodą dwa: Świętego Mikołaja i Świętego Jana. Oba wyróżniają się wnętrzem (choć na inne sposoby), ale przede wszystkim ich popularność zawdzięczać można duszpasterzom, którzy potrafią zbudować wkoło siebie wierną społeczność.

Imprezowe zwyczaje

Każdy ma taką, na którą czeka cały rok. Co ciekawe, palmę pierwszeństwa wiodą imprezy owszem – masowe, jednak promujące kulturę wyższą lub alternatywną. FETA, Streetwaves, Solidarity of Arts, Jazz Jantar, Siesta, Mozartiana- oto przykłady wydarzeń, które przyciągają tłumy mieszkańców i turystów i mają swoich samozwańczych ambasadorów. Oczywiście roztropni gdańszczanie zaglądają też do kalendariów sąsiadów i chętnie uczestniczą w wydarzeniach sopockich i gdyńskich, takich jak Open’er czy Sopot Fashion Days.

Miłość do kolorowych murów

Chyba tylko w Wielkiej Brytanii, ojczyźnie Banksiego, kocha się je bardziej niż w Gdańsku. Kilka lat temu kojarzone z wandalizmem, usmarowanymi wagonami SKMki oraz bohomazami na murach, murkach i ścianach, dziś stały się jednym z miejskich symboli i dla wielu gdańszczan są powodem do dumy. Od kiedy na Zaspie odbywa się Monumental Art, a coraz więcej szczytów bloków z szarej płyty zdobi wielkoformatowa sztuka, dzielnica ta zyskała nowe oblicze. Tak samo jak tunele, ściany estakady oraz mury. Najlepszym przykładem silnego związku gdańszczan ze streetartem była fala protestów dotyczących zburzenia stoczniowego muru na którym widniała praca Iwony Zając, składająca się między innymi ze słynnej „Nike Stoczniowej”- autoportretu autorki ze skrzydłami ze stoczniowych żurawi.

A czy Wy coś byście dodali do gdańskiego niezbędnika ?

Tekst: Mała Zbrojownia