W tym roku odbyła się 17. edycja festiwalu FETA. Przyciągnęła setki widzów na południową granicę nowożytnego Gdańska. Trzeba przyznać, że ta lokalizacja jest idealna. 

Feta

Między oglądaniem kolejnych spektakli można podziwiać historyczne obiekty, którym w lepszym lub gorszym stanie udało się przetrwać do dzisiejszych czasów. Ponadto, należy pamiętać, że nie jest to część Gdańska odwiedzana tłumnie przez turystów, a dzięki festiwalowi, wielu z nich trafiło w to wspaniałe miejsce. Niestety FETA żegna się z tym terenem, a następna edycja odbędzie się „u korzeni”, czyli na Zaspie.

Wracając jednak do samego festiwalu. Poza tym, że nie zawsze udawało się nam zdobyć idealne miejsca do oglądania, latało pełno komarów, a wieczorami było zimno, tegoroczna FETA otrzymuje od nas 10/10 punktów. Mieliśmy okazję obejrzeć kilka świetnych i różnorodnych spektakli, które zapadły nam w pamięć. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi wrażeniami. Oczywiście nie jesteśmy krytykami teatralnymi, a nasza ocena jest całkowicie subiektywna.

W przerwach między dłuższymi spektaklami aż trzykrotnie trafiliśmy na występy szwajcarskiego Loutop. Wszystkie pokazy były bardzo melancholijne. To, co najbardziej zapamiętaliśmy, to piosenka śpiewana w trakcie „Indian Princess”. Ten bas i niski głos brzmiały idealnie, a my rozpływaliśmy się w tych dźwiękach. Duża część widzów była jednak bardziej zaaferowana tym, że jedna z aktorek występowała toples, czego odbicie widać w komentarzach internautów na różnych portalach.

Jesteśmy pełni podziwu dla aktorów Studio Eclipse, którzy zaprezentowali się w „Two sink, three float”. Woda przystani na Żabim Kruku pełniła rolę nieznanego, w które co rusz się zanurzali, a my obserwowaliśmy ich reakcję. Jest to bardzo oryginalne przedstawienie, pokazujące, że dla sztuki nie ma ograniczeń co do scenografii.

Totalnie zaskoczył na Psilicone Theater & Jazzator, który przedstawił swoją interpretację utworu Oscara Wilde’a „Rybak i jego dusza”. „Reject your Soul” to pokaz różnych faktur, kolorów, kształtów poruszanych przez dłonie pod czujnym obiektywem rzutnika. Jedyne co nam się nie podobało to fakt, że cześć napisów była w języku polskim, a część w angielskim, co mogło sprawić trudność części widzów.

„Kucharz na ostro” wrocławskiego Teatru Formy uwiódł nas – historyków – swoimi odwołaniami do przeszłości. Główni bohaterowie: trzech żołnierzy z trzech sojuszniczych krajów: Polski, NRD i wielkiego ZSSR oraz piękna czeska sanitariuszka. Groteskowe sytuacje przedstawione na tle bardzo istotnego gotowania grochówki, wywoływały wśród widzów ciągłe salwy śmiechu. Podkład muzyczny obejmował żołnierskie hity z dawnych lat, jakkolwiek nie mogło zabraknąć mającego niewiele z wojskiem wspólnego uwielbianego w Polsce „Malowanego dzbanka” Heleny Vondrackovej.

Swoją interpretacje „Alicji w krainie czarów” przedstawił Teatr Fuzja. Mimo, że opowieść została znacznie skrócona, to jej najważniejsze elementy zostały zachowane. Towarzyszyła temu gra światłem, muzyka, rekwizyty a nawet dym. Naszą uwagę szczególnie przyciągnęły króliki, które były prześmieszne oraz demoniczny, a nawet trochę sadystyczny uśmiech złej Królowej Kier.

Na koniec chcemy podzielić się wrażeniami ze spektaklu, który był w naszym mniemaniu tak dobry, że nie wiemy jakie pochwały są dla niego wystarczające. Grupa Tango Sumo w „Expédition Paddock” pokazała całe spektrum możliwości aktora: śpiew, granie na rekwizytach, akrobacje i wiele innych. Pięciu mężczyzn w takich samych strojach, próbujących spać na identycznych łóżkach, a jednak każdy z nich był inny, niepowtarzalny. Czuło się jakie są relacje między nimi, co każdy z nich myśli i czuje w danym momencie. Co najważniejsze – zbudowali silną wieź z całą publicznością, która błyskawicznie reagowała na każdy ich ruch. Do teraz nie możemy wyjść z podziwu i postanowiliśmy, że zrobimy wszystko, żeby zobaczyć ich po raz kolejny. Drodzy Czytelnicy jeśli będziecie mieli możliwość ich zobaczyć zróbcie to, bo naprawdę warto.

Największą zaletą FETY jest niewątpliwie różnorodność spektakli. Każdy może znaleźć dla siebie, swojej rodziny, znajomych coś interesującego. Widowisko, które zapadnie im w pamięć. Mamy nadzieję, że równie dobrze będziemy się bawić na kolejnych edycjach, na które z niecierpliwością czekamy.

Tekst: Pamela Filipczyk i Marek Zalewski – studenci Wydziału Historii UG, specjalizacja edukacja regionalna, odbywający praktyki studenckie na iBedeker.pl

O festiwalu FETA – Krzysztof Kowalczyk