Feta 2017 miała inspirujących sprzymierzeńców – ogromną publiczność i dobrą pogodę. Dostać się blisko sceny – na przykład boiska lub podnóża reduty, oznaczało, że trzeba było zająć miejsce przynajmniej pół godziny przed spektaklem. Ale też długie węże widzów wzdłuż Opływu same w sobie były wspaniałym widokiem. Każdy zdążył na to, co wybrał.
Klimat tegorocznej Fety, co zauważali widzowie, był inny niż w poprzednich latach. Mniej pochodów i wesołej klownady, za to przestrzenie energii teatru, magii, opowieści, zadumy, ale też humor i zabawa na żywo. Ta euforia kontaktu szczególnie towarzyszyła relacjom aktora z dziecięcą publicznością w spontanicznych zabawach Teatru Szczęście z Krakowa, a Leo Bassi ekspozycją „Wielkiej kaczki” pokazał, że marzenia wbrew smutkom działają nawet po 60. latach. A co się działo w Kinie Muzikantów! Kto dostał się to widział i słyszał ten wir gry na żywo z muzyką.
Aktorzy otrzymywali oklaski na stojąco, widzowie cierpliwie nosili ze sobą krzesełka, koce, karimaty. Godziny nocne to były najpiękniejsze chwile teatralnego snu.
Co nam zostawiały owe przejścia? Niezapomniane odczucia odważnej i żywiołowej muzycznie „Carbon Club” (hiszpańskiego teatru Markeline,), rozpaczliwe przebudzenie po „Trois” francuskiej Compagnie Une de Plus, zamysł porywającego absurdu rosyjskiej grupy Akhe czy magia form życia Owidiuszowych przemian w interpretacji niemieckiego Theater Anu rozpięta wśród przyrody bastionów Starego Przedmieścia. A przecież jeszcze nie do zapomnienia gdański Teatr Razem i Remont Pomp w spektaklu „Oni”, inni, niepełnosprawni, życie w konfrontacji. I teatr w teatrze upamiętniający wielkiego Szekspira przez grupę Mimbre w sztuce „Wondrous Strange”. No i trzech aktorów w ruchu (belgijski The Primitives, „Three of a Kind”), w parodiach sensów, w jakichś kierunkach – trzeba było wspiąć się na murek Małej Zbrojowni, aby zerknąć ponad ciasnym kołem widzów. Spektakle szły, szły – razem z widzami.
To nie wszystko. Coś nieuchwytnego. To były cztery dni zabawy i teatralnego luksusu. I, co ważne, wkomponowanie się w tę nie tak odwiedzaną część Gdańska. Tak działa teatr na wyciągnięcie dłoni. Bądźmy za rok znowu.
Tekst i zdjęcia: Joanna Szymula
Brak komentarza