Melancholijny koncert, który poprawiał humor.

Fot. Gosia Banaszek

Fot. Gosia Banaszek

Podziwiam wytrwałość członków George Dorn Screams – mimo, iż zespół istnieje już od siedmiu lat i posiada na koncie trzy bardzo dobre albumy, to wydaje się, że nadal nie został należycie doceniony. Muzyka bydgoszczan charakteryzuje się wszelkimi cechami, zapewniającymi popularność wśród rodzimy odbiorców muzyki alternatywnej – melancholijny nastrój, wyjątkowy głos wokalistki Magdy Powalisz oraz brzmienie oparte na post-rockowych ścianach gitar – więc pozostaje dla mnie zagadką, dlaczego grupa nie cieszy się znacznie większą estymą.

Na domiar złego, gdy w zeszłym roku, po wydaniu nowej płyty George Dorn Screams szykowali się na trasę, mającą przywrócić ich do regularnego koncertowania, odszedł od nich perkusista Tomek Popowski. W takiej sytuacji wiele kapel w wyniku zmęczenia i frustracji, po prostu kończy swoją działalność. Na szczęście GDS wyszło z tego kryzysu obronną ręką, a do zespołu dołączył Marcin Karnowski z zaprzyjaźnionego 3moonboys.

W gdyńskim klubie Desdemona muzycy zagrali swój pierwszy koncert poza rodzinnym miastem, a więc był to prawdziwy chrzest bojowy dla nowego składu. Na początku kwartet walczył ze sceniczną tremą, w czym nie było w tym nic dziwnego, biorąc pod uwagę, jak dużo osób zdecydowało się tego dnia przyjść do klubu. Po pierwszym kawałku, Wojtek Trempała z urzekającą szczerością poprosił publiczność o wielkie brawa dla dodania otuchy i przełamania lodów. Odzew był natychmiastowy i od tego momentu piosenki zaczęły fantastycznie płynąć.

Godzina, przez którą grali George Dorn Screams, minęła w mgnieniu oka. Udało im się zachować równowagę pomiędzy przejmującymi utworami, znakomicie pasującymi do ponurej, deszczowej pogody listopadowego wieczora, a hałasem i przestrzeniami budowanymi przez gitary. Charakterystyczny śpiew Powalisz przeplatał się z post-rockowymi pejzażami, a publiczność reagowała na każdy kolejny numer z coraz większym entuzjazmem.

Z wielką przyjemnością obserwowałem, jak grupa tak wartościowa jak George Dorn Screams, wraca do grania koncertów w naprawdę świetnym stylu. Równie przyjemnie było być świadkiem gorącego przyjęcia zespołu przez trójmiejską publikę. Występ bydgoszczan w Desdemonie był jednym z najlepszych, jakie przyszło mi widzieć tej jesieni i już nie mogę się doczekać kiedy ponownie do nas wrócą.

Tekst: Krzysztof Kowalczyk

Relacje w koncertów w Trójmieście