Wizyty na corocznym święcie trójmiejskiej muzyki to już niemal tradycja. Część odwiedzających imprezę traktują ją jako okazję do spotkania z dawno niewidzianymi znajomymi, drudzy jako przewodnik po trójmiejskiej muzyce, a jeszcze inni dzięki tej dorocznej celebracji, unikają śmierci z przejedzenia. Jedno jest pewne: nie można jej przegapić a dla każdego fana muzyki obecność na Festiwalu Metropolia jest Okey, powoli staje się tradycją porównywalną do „zaliczenia” Szklanej Pułapki w noc sylwestrową.

Fot. Joanna "frota" Kurkowska

Podczas czterodniowej imprezy Metropolia jest Okey na scenach Parlamentu, Desdemony, Ucha i Sfinksa 700 występuje więcej wykonawców niż podczas niejednego letniego festiwalu. W związku z czym, gdybym miała relacjonować koncert każdego z nich, sprawozdanie długością spokojnie mogłaby objętościowo konkurować z książką telefoniczną lub encyklopedią Britannica. Lawina liter zamieniła się w krótką listę tego, co w muzycznej Metropolii jest naprawdę Okey. Dziś raport z koncertów w Parlamencie, pojutrze – wypunktujemy obserwacje z Ucho-wych koncertów.

– z nóg zwalił mnie występ Bubble Chamber. Trio przenosi klimat nowego dubstepu, drum’n’basse czy płynących laptopowych transów na „żywe” instrumenty oraz elektronikę. Skrillex ze swoimi zabawkami może się schować bo panowie maja moc. Obowiązkowym gadżetem w merchu powinny być zatyczki do uszu z logo formacji.

– jak udowodnił zespół Lovers In Uniforms, formacje pokroju Joy Division czy Bauhaus są jak Stalin. Wiecznie żywe tylko pod innymi nazwami.

–  jednym z najpopularniejszych internetowych virali roku 2011 był teledysk Łony i Webbera „To Nic Nie znaczy”. Opowieść ze szczecińskich blokowisk rozprzestrzeniła się po facebookach i internetach, niejednemu udowadniając, że hip hop to nie tylko zbitka głupich wulgaryzmów. Szanse na podobną karierę ma formacja Bękart Rozumu, łącząca dosadne teksty z brzmieniem instrumentów takich jak kontrabas czy trąbka. Czekam na płytę i dalsze koncerty bo metropoliowa zajawka byłą stanowczo za krótka.

– pomimo całego szacunku dla dokonań Tomka Lipińskiego, granie ciągle tych samych utworów w tych samych aranżacjach może zmęczyć. Niestety nie muzyka, ale spragnionego nowości słuchacza.

– A’freak-an Project nigdy nie zawodzi. Muzyczni spadkobiercy Fela Kuti skutecznie rozruszali zgromadzoną w Parlamencie publikę swoją wizją jazzującego afrobeatu i stanowili doskonała przeciwwagę dla bardziej intymnych projektów, takich ja Babcia do Orzechów czy Navigatorgong.

– Olo Walickiemu nie kończą się pomysły. Kolejna odsłona projektu Kaszebe pokazuje jak sprawnie unowocześnić brzmieniowo muzyczne tradycje, ładując do nich elementy punka. Wypadło to doskonale na tyle, że reszta około-jazzowych projektów występujących tego dnia na tle zespołu Walickiego wypadła po prostu blado.

– kobiety w dalszym ciągu mają nosa do przebojów, a ich „Mutanty” to jeden z najlepszych singli tego roku. Nie tańczą tylko ci, których pozbawiono poczucia rytmu.

Sprawnej organizacji, bezproblemowej wymiany instrumentów (poza drobnymi wypadkami) i doskonałego spięcia całości może Metropolii pozazdrościć wiele trójmiejskich imprez. Rozbicie imprezy na cztery, zamiast dotychczasowych trzech dni, to również strzał w dziesiątkę, a różnorodność programowa powoduje uśmiech na twarzach wszystkich tych, którzy nie zamierzają końcówki roku spędzić przed szklanym pudłem.

Autor: Joanna „frota” Kurkowska

Relacje z koncertów w Trójmieście