Drekoty – najbardziej bezkompromisowy, kobiecy zespół w Polsce.
Stereotyp zespołów, w których grają same kobiety, opiera się na założeniach, że muzyka tworzona przez płeć piękną musi być romantyczna, delikatna i bardzo melodyjna. Niewiele w naszym kraju było i jest zespołów, które przełamywałyby ten krzywdzący obraz. Ruch riot grrrl, czyli feministycznego punk rocka, jest w Polsce mało widoczny i niestety jedna młoda trójmiejska grupa, punkowo-grunge’owe Destructive Daisy, wiosny nie czyni. Także w przypadku o bezkompromisowej elektroniki, która w latach dwutysięcznych zdawała się być zdominowana przez silne kobiece osobowości, nasza rodzima scena zdołała przespać trend.
Oczywiście, nie brak u nas charakterystycznego pierwiastka kobiecego, np. Gaby Kulki, Ballad i Romansów sióstr Wrońskich czy Katarzyny Nosowskiej, ale to wciąż jest muzyka przyjazna radiu, powstająca przy pomocy mężczyzn. Wyjątkiem potwierdzającym regułę, jest wokalistka Candelaria Saenz Valiente, znana z Pictorial Candi oraz Paristetris.
Tę lukę zdają się wypełniać Drekoty. Zespół składa się z trzech artystek, które już wcześniej dały się poznać miłośnikom muzyki alternatywnej. Olę Rzepkę, założycielkę formacji, możecie kojarzyć z Alte Zachen, Pogodna oraz Pictorial Candi. Z kolei Magda Turłaj, znana też jako Karotka, grała wcześniej w nieocenionym Kawałku Kulki. Skład zamyka Zosz Chabiera.
Styl Drekotów trudno zaszufladkować. Ich pozornie proste piosenki są podane w tak nieoczywistej i połamanej formie, że przeciętny słuchacz z początku może się czuć nieco zdezorientowany. Już samo instrumentarium oraz sposób jego wykorzystywania przez dziewczyny, jest nieszablonowe – np. skrzypce i klawisze tworzą pewne zręby melodii, ale równie często stanowią element sekcji rytmicznej. Mimo, iż każda z członkiń jest wokalistką, nie uświadczymy tutaj harmonijnych chórków, teksty są raczej skandowane oraz wykrzykiwane. Przywodzi to na myśl naszą rodzimą muzykę folkową, w której wokalizy mają w sobie mnóstwo pierwotnej energii. To właśnie ona oraz rytm, wiodą w Drekotach prym.
Wszystkie wymienione elementy, doskonale było słychać na czwartkowym koncercie. Zosz Chabiera wydawała ze swoich strun głosowych wszelkie możliwe dźwięki oprócz śpiewu, a Ola Rzepka grała na perkusji z wielkim zaangażowaniem, skupiając się na każdym uderzeniu. Muzyka płynąca ze sceny była do tego stopnia surowa, że mogła wydawać się niedopracowana. Ale właśnie na tym polega urok Drekotów. Ich numery mają charakter plemienny, wręcz prymitywny, i stanowią antytezę radiowych przebojów. To kobiecość niewygładzona i pełna szczerych, skrajnych emocji.
Drekoty nie wybrały sobie łatwej drogi, ale zrobiły to z pełną świadomością i determinacją. Mocno odstają od reszty „kobiecej” muzyki i są w tych działaniach w pełni naturalne. Oby z czasem doceniało to co raz więcej odbiorców.
Tekst: Krzysztof Kowalczyk
Relacje z koncertów w Trójmieście
Brak komentarza