Sceniczne przeobrażenie Moniki Brodki, było czymś co zadziwiło wszystkich w 2010 roku. Teraz, dzięki koncertom, piosenkarka może udowodnić, w jakim stopniu ta zmiana była autentyczna.

Wokalistka, mimo świetnego głosu, do niedawna była kojarzona głównie z miałkim, przyjaznym komercyjnym stacjom radiowym popem. Po swojej drugiej płycie, wydanej w 2006 roku, zniknęła mediom na dłuższy czas z oczu, aby po kilku latach pokazać się jako artystka czerpiąca z dorobku muzyki alternatywnej. Jednym z symptomów nowego kierunku artystycznego jest współpraca z muzykami, którzy są pewnego rodzaju alternatywnymi gwiazdami polskiej sceny, czyli Jackiem „Budyniem” Szymkiewiczem z zespołu Pogodno oraz Radkiem Łukasiewiczem z Pustek. Po niezliczonych pochwałach płynących ze wszelkich stron pod adresem płyty „Granda”, przyszedł czas aby przekonać się, jak owa metamorfoza sprawdza się na żywo.

Pierwszym elementem, momentalnie przykuwającym uwagę zebranej w gdańskim Parlamencie publiczności, była oprawa wizualna koncertu. Tylną ścianę sceny zdobiła wielka biała płachta, do której przyczepiono kolorowe trójkąty. Sam zamysł takiej dekoracji był świetny, lecz jej wykonanie niestety przynosiło na myśl kolorowe kawałki materiałów, powiewających swobodnie na wietrze przy okazji różnych jarmarków. Znacznie lepsze wrażenie robiły barwne wstęgi przyczepione do statywów oraz profesjonalne oświetlenie sceny.

Jednak najbardziej skupiającą na sobie wzrok częścią sceny była sama Brodka, mająca na sobie fluorescencyjny makijaż oraz mieniącą się we wszystkie kolory tęczy sukienkę. Przyglądając się całej otoczce stylistycznej towarzyszącej „Grandzie”, trudno nie dostrzec inspiracji takimi artystkami jak choćby Róisín Murphy, co oczywiście warto zapisać na plus dwudziestoczteroletniej piosenkarce. To jest właśnie to, czego tak bardzo brakowało polskiemu popowi przez tyle lat – zwiewności, inteligentnej zabawy wizerunkiem i poszukiwaniami prowadzącymi poza ramy gatunku.

Przed koncertem, jedną z największych zagadek był lista piosenek jaką zagra Brodka wraz z zespołem. Najnowsza płyta bardzo się różni od  poprzednich studyjnych dokonań zwyciężczyni trzeciej edycji programu Idol i wręcz nie sposób połączyć utworów z wszystkich płyt w jeden repertuar. Na szczęście, Brodka wybrnęła z tego problemu przearanżowując stare przeboje, a także grając kilka coverów. „Ten” usłyszeliśmy w wersji elektronicznej, z kolei wśród coverów znalazły się „King Of My Castle” Wamdue Project (dobitnie pokazujące fascynację muzyką elektroniczną i taneczną) oraz posiadające dużą dozę dramatyzmu „Twist In My Sobriety” Tanity Tikaram. Cieszyło szerokie instrumentarium, jakiego używali muzycy towarzyszący wykonawczyni: mandolina, banjo, klawisze, przeszkadzajki czyniły koncert znacznie bardziej frapującym.

Największy aplauz wywołały oczywiście ostatnie single wokalistki, „Granda” i „W pięciu smakach”. Sama artystka cieszyła się jak dziecko i skakała po całej scenie podczas ich śpiewania, czemu wtórował jej tłum, szalejący na parkiecie. Doszło do tego, że podczas granej drugi raz „Grandy”, Brodka dała się ponieść na rękach publiczności przez część sali. Sam koncert trwał nieco ponad godzinę, co nie dziwi, biorąc pod uwagę, że trzon występu stanowiły piosenki pochodzące z ostatniego krążka.

Jeśli porównywać formę koncertową Brodki do średniej krajowej w polskim popie, młoda wokalistka zdecydowanie wyróżnia się na tyle bezbarwnej i obliczonej na łatwy sukces masy. Jeśli natomiast porównywać ją z sceną alternatywną, do której zdaje się aspirować, to czeka ją jeszcze wiele pracy zarówno nad samą sobą – przydałaby się większa charyzma na scenie oraz pewien pazur – jak i muzyką. Warto w tej drodze jej kibicować, wierząc, że szybko znajdzie swoich naśladowców.

Autor: Krzysztof Kowalczyk

Relacje z koncertów w Trójmieście