Do pani Alutki i pana Kazimierza przyjechał Sasza, przyjaciel z Rosji. Spędzają miło razem wieczory – coraz dłuższe, jak to pod koniec lata… Towarzyszy im Okudżawa, wino i wspomnienia. Dziś za długo nie posiedzą, żeby jutro rano wstać – w odwiedziny przyjdzie reszta rodzinki – córka Basia z mężem i dziećmi. Podsłuchamy, o czym rozmawiają?
– No i jak tam, jak tam – brateńku? Co tam słychać u Was, he he?
– A no – słychać – to co słychać! Zależy gdzie się ucho przyłoży… Zdrowie! Kaziu, Alutka! Wasze zdrowie Przyjaciele! I czegóż chcieć od tego Wani? Wszak jego winy nie ma w tym! Wszystkiemu winna tamta pani…, lalala…
– Jak Wam – Saszka, powiedz – jak? Da się żyć?
– A no – da… da… Jakoś się żyje – pomaleńku… A ludziom? Ludziom różnie… Jednem lepiej, drugiem gorzej…
– To i u nas tak! U nas tak samo! W mięsnym jeden szynkę kupuje, a drugi – co najtańsze patrzy…. Co najtańsze… aż przykro czasem..
– Nie każdy, nie każdy mercedesem jeździ… nie, nie…
– No i hetman Chmielnicki nie żyje…
– Jaki hetman? Aaaa, no tak, tak – Bogdan Stupka, co to u Hoffmana – u Hoffmana Chmielnickiego grał – na koniu pięknym jeździł…
– A nasz – no ten, ten – no ten Żebrowski – to go uratował! Przed tatarami! Jako pan Skrzetuski go odbił! Na samym początku filmu!
– Młody, zdolny ten Żebrowski – podobał się w Rosji… Ale to już parę lat, parę dobrych lat… A Stupka to ukraiński aktor był – nie nasz… Szkoda człowieka…. Pożyć jeszcze mógł, pożyć…
– A pamiętasz – Alutka – jak to Marek oszukał Basię z tym Hoffmanem? Na sam prima Aprilis?
– Opowiedz, opowiedz – to Saszka posłucha! A pasowałoby mu wszystko, Już wszystko bardziej, niż ten fakt – że z cyrku złapie go artystka – na linie tańcząc pośród braw, lalala…. Kaziu, ja jeszcze winka odrobinę poproszę – odrobinę!
– To słuchaj Saszka, słuchaj – jak Hofmann aktorów do Ogniem i Mieczem wybierał – to nie wiadomo było na początku jeszcze – kto zagra pana Michała…
– Potem okazało się, że Zamachowski ma grać, ale dopiero potem! Lalala…Ach Wania, Wania…
– Ale na początku nie było wiadomo – no i dzwoni Marek do Basi – a to prima Aprilis akurat był – i mówi – Basiu – już wiadomo kto zagra Małego Rycerza! Właśnie w telewizorze podali!
– Hihi – pamiętam, pamiętam! No mów, mów!
– No i ona aż podskoczyła – i pyta, pyta – kto? Kto?
– A Marek tak ją primaaprilisowo oszukał! Ale on ją oszukał, hi hi! Jak on to wymyślił?
– Poczekaj Alutka – ja opowiadam!
– To mów, mów!
– No więc mówi – Basiu – Wołodyjowskiego zagra nikt inny jak Dustin Hoffman !
– Że jak? – pyta Basia – Absolwent? Rain Man? Amerykański Dustin Hoffman?
– Marek na to – tak, tak! Tajnie rozmowy prowadzili – i ten się zgodził! Na młodszego będzie ucharakteryzowany! I jak pasuje – Hoffman u Hoffmana! Jaka to reklama!
– Jaka promocja! Za granicą – jaka promocja!
– No i Basia mówi – a ty wiesz… nawet… w sumie? Pasuje! Ale pomysł! I krzyczy do koleżanek w pokoju nauczycielskim – bo w szkole akurat była – hej, słuchajcie wszystkie – padniecie! Już wiadomo kto zagra Wołodyjowskiego! Z krzesełek pospadacie!
– Hi hi – a potem go ganiała po mieszkaniu ze ścierką! Że tak ją nabrał! Hi hi – własny mąż!
– Bo koleżanki nauczycielki potem się tygodniami jeszcze śmiały! Chodziły za nią i pytały – kto jeszcze zagra u Hoffmana Basiu, kto? Hi hi! Lalala…
– He He! A co u nich – co u Basi? Jak Marek?
– A no Basia – Basia uczy – a Marek – to komputera pilnuje – żeby mu nie ukradli, He he!
– Marek firmę informatyczną ma – różne zlecenia dostaje…
– A wnuki wasze? Rosną? Rebionki?
– A no tak! Tak! Bartuś – to sześć lat będzie miał – Emilka cztery. A gaduły z nich!
– Aż strach! Ostatnio – Emilka buciki dostała – do latania, trampki takie – i woła – zobacz babuniu jakie mam trampolinki!
– Hehe – a to rebionki!
– A przyjdą jutro – to sam zobaczysz!
– To i ode mnie coś dostaną, coś żem dla nich przywiózł…
– Saszka! No tego to nie potrzeba! Już dla nas zupełnie niepotrzebnie – taki piękny obraz! Taki! To sosna… Sosna nad urwiskiem… Powiesim, pewnie, że powiesim… A jakże!
– A to i zaraz powiesim – jak dzieci jutro przyjdą, to ich sosna przywita…
(…)
– I buraczków, buraczków weźcie!
– Już nie mogę mamuś – już nie przełknę ani odrobinki, może Marek? Maarek! Na balkonie znów stoi – co on tam chowa! Marek! Mamooo! On znów palić chyba zaczął! Marek!
– Nic nie palę, nic nie palę! Już gaszę! Jedzenia to ja już też podziękuję!
– Bartuś! Emilka! Nie karmcie Fafika!
– Nie karmijcie, nie karmijcie go dzieci – bo niestrawność będzie miał.
– I nie zaśnie, kręcić się będzie i na dwór raz po raz wołać. Fafik swoje jedzenie ma – co my jemy – nie dla niego…
– Babciu – nie żałuj Fafikowi!
– Ja nie żałuję Bartusiu, nie żałuję mu – ale tort nie dla niego! Ty Bartusiu też przecież karmy dla piesków nie jesz, prawda? Każde stworzenie ma swoje pożywienie!
– A w szkole babciu, a w szkole – to jak jabłko jem – to każdy ode mnie gryza prosi. Oślinią mi babciu jabłko, oplują – to już im mówię – weźcie se je – ja go już nie chcę!
– Nie powinno się ani gryzów dawać, ani o nie prosić…
– Wujku – jak tam u Was? Jak zdrowie u wujka?
– Marku, Marku – a jak ma mnie być – staremu? Ale umierać się nie wybieram – jak w tym dowcipie – pan Bóg złych ludzi nie bierze – czeka. Czas im daje – może się nawrócą? He He, he! Złego diabli nie biorą…
– He he, a nie biorą! Nie biorą! He he!
– Jutro my w szachy pogramy, ach pogramy! A po południu – na Westerplatte popłyniem! Czarną Perłą, lub Lwem!
– A co to za cudactwa?
– To statki pirackie – Saszka, sam zobaczysz. Wszyscy popłyniem – bo sobota przecież jutro jest – sobota!
– No i rocznica, rocznica za tydzień!
– Właśnie! Właśnie! A Niemce to niedługo będą gadać, że myśmy ten atak sprowokowali… He He – już mówią o „polskich obozach koncentracyjnych”. Już!
– Kaziu! Nie wszyscy Niemcy mówią, nie Niemcy! To dziennikarze niektórych gazet takie głupoty wypisują, i to raczej nie niemieckich… A my zawsze protestujemy. I sprostowania ślemy!
– A Basi to raz jeden Niemiec powiedział – dalibyście ten korytarz do Prus Wschodnich – to by i wojny nie było!
– Jak – „nie było!” Jak – „nie było!” Poszaleli ludziska! A to ci się adwokacina Hitlera znalazł! Z Koziej Wólki!
– No powiedział tak, powiedział! Prawda? Basiu!
– Stary dziadek tak powiedział, stary… może już mu się pomieszało – może mu już Alzheimer wszystko chowa… Ale z wycieczką na Westerplatte to super pomysł! Marek?
– Tak, tak! Popłyniemy! A mi kiedyś dziadek opowiadał, że towarzyszył jako tłumacz rosyjskiej delegacji – na Westerplatte. Lata temu… I w tej delegacji to weterani też byli – z wojny jeszcze. I kwiaty mieli. Pytają go – to ilu tu waszych Towarzyszu zginęło? Dziadek mówi, że piętnastu. Piętnaście tysięcy, no no! – kiwają z uznaniem głowami. Nie – nie! – dziadek szybko prostuje – piętnastu ludzi! Co – że jak? Piętnastu? I to mają być bohatiry? Gieroje? I kwiaty schowali! Z powrotem do autokaru zanieśli. Nie dali! Ech…
– Za mało poległo… ich zdaniem… Za mało… Cóż rzec….
– A wujek Sasza to też towarzyszem jest?
– Nie Emilciu – on przyjaciel, nie – towarzysz.
Cdn…
MKF
Na privie przyjaciel krytykuje merytorycznie ZAPISKI – że za mało „rusycyzmów” i takie tam… Ogólnie miło sobie gawędzimy przy porannej kawie. W końcu udaję obrazę (lubię to 🙂 ) – TO NIE CZYTAJ! – A BĘDĘ! :))
To są całkiem niezłe dialogi – pozornie lekko napisane…