Szeroko promowana Wielka Parada Smerfów, poprzedzająca premierę filmu „Smerfy”, przeszła w sobotę wzdłuż ul. Ogarnej w Gdańsku. Czy zasłużyła na miano wielkiej?

Moja dziewięcioletnia córka Wielką Paradą Smerfów żyła od kilku dni, a do udziału w imprezie zachęciła również swoją młodszą koleżankę. W biało-niebieskich ubrankach, obie pojawiły się w sobotę pod Złotą Bramą, przy której stała smerfowa platforma, a zgromadzony wokół niej tłumek skutecznie utrudniał ruch w samym sercu ruchu turystycznego. Zgodnie z zapowiedzią prowadzącego, parada miała prowadzić ulicą Ogarną aż do Targu Rybnego, na którym na dzieci miały czekać gigantyczne postaci z bajki.

Parada ruszyła wzdłuż ulicy. Platformę, na której jechały trzy Smerfy, ich domek i animator, poprzedzała grupa młodych, tańczących ludzi. Wszystkiemu towarzyszyła muzyka.

Procesja nie była imponujących rozmiarów. Na ulicy gęsto zastawionej samochodami, na której nie zatrzymano ruchu kołowego, niewielkiego, ale jednak utrudniającego zabawę, zapanował spory bałagan. Prowadzący imprezę nawoływał do poruszania się wzdłuż chodników, a czym bliżej było do Bramy Krowiej, tym zamieszanie było większe. Atrakcją parady była krótka lekcja smerfowego tańca, oraz smerfowe niespodzianki, czyli biało-niebieskie żelki rozdawane na wysokości ul. Kaletniczej. Wyłączono muzykę, a lekko poirytowany animator rozpoczął obdarowywanie dzieci…

Wyciągnięte dziecięce rączki na ramionach tatusiów, przestraszone ściskiem młodsze dzieci, wycofane mamy z dziećmi w wózkach i wielkie rozgoryczenie maluchów, które nie „załapały” się na kolorowe paczuszki – tak wyglądała smerfowa „atrakcja” . Po jej zakończeniu animator zapowiedział:

… tutaj zobaczycie, po wyjściu za bramę, wielkie, gigantyczne postacie, unoszące się w powietrzu nad waszymi głowami…

po czym poprosił o odsunięcie się od platformy. Natychmiast przypomniało mi się legendarne zdanie na zakończenie dobranocki: „A teraz drogie dzieci pocałujcie misia w d…”

Po wyjściu za bramę

Po wyjściu za bramę rozbiegane oczy dzieci szukały swoich niebieskich przyjaciół. Niestety, nie było ich ani na Krowim Moście, ani na wodach płynącej pod nią Motławy, ani przy nowo powstałym przystanku tramwaju wodnego, ani na pobliskim Moście Zielonym. Ba! Nie było ich nawet na budynku ZUS-u. Ot, taki dowcip animatora, najwyraźniej nie znającego topografii miasta i niesłusznie zakładającego, że Targ Rybny kończy ulicę Ogarną.

Znakomita część rodziców, zniechęcona perspektywą przebijania się z dziećmi przez zatłoczone Długie Pobrzeże, zrezygnowała z dalszego uczestnictwa w tym niezwykłym wydarzeniu, jakim była Wielka Parada Smerfów. Niewielka grupa najbardziej wytrwałych dotarła pod Hotel Hilton, gdzie rzeczywiście nad ziemią unosiły się postaci Smerfetki, Papy Smerfa i Smerfusia (tak trzeciego Smerfa nazwał animator) – wszystkich w jednym rozmiarze.

– Przecież Smerfuś jest dużo mniejszy od Papy Smerfa, dlaczego ten jest taki ogromy? – zapytała moja córka.

– Urósł – odpowiedziałam, zastanawiając się jednocześnie, co można było zrobić, żeby jeszcze bardziej zepsuć tak fantastycznie zapowiadającą się imprezę. Myślę, że już nic więcej…

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=TTa7nZVpmRs[/youtube]