Widok z Kamiennej Góry

Gdy parę lat temu szukałem w Gdyni mieszkania, właściciel jednego z nich, skierowanego oknami na Kamienną Górę, szerokim gestem wskazał roztaczająca się panoramę i rozpoczął negocjacje: Za mieszkanie pięćdziesiąt tysięcy, za widok dodatkowo sto.

To była chyba najcelniejsza recenzja tej dzielnicy jaką słyszałem.

Wtedy mieszkania nie kupiłem, ale spacerując ostatnio w okolicy doszedłem do wniosku, że z różnej maści uszczęśliwiaczy ludzkości największy pożytek jest wtedy, gdy im tak do końca nie wychodzi. Bo gdy z utopijnej idei ujdzie para i przestaje być receptą na szczęście całej ludzkości, a staje się tylko przejściową modą, to coś dobrego może po tym zostać.

Utopie pana Howarda

Pan Ebenzer Howard, urbanista – hobbysta, na przełomie XIX i XX wieku w książce „Miasta ogrody jutra” zawarł wizję, która była odpowiedzią na fatalne, jego zdaniem, warunki w jakich mieszkała wielkoprzemysłowa klasa robotnicza w Wielkiej Brytanii i innych krajach Europy Zachodniej. Wymarzył sobie, że zbuduje miasta, w których szczęśliwi proletariusze będą wolni od brudu, przestępczości i ubóstwa. Aby to osiągnąć miasta te nie mogły być duże. Byłyby to raczej zespoły satelickich osiedli rozłożonych wokół centrum. Każde takie osiedle otoczone byłoby przez pola uprawne dostarczające zdrowej żywności. W środku zaś zabudowa niewysoka, w centrum niewielki park, przy domach ogródki, ulice łagodnie wijące się pośród zieleni, pozbawione ruchliwych skrzyżowań. Coś między wsią a miasteczkiem. Samowystarczalnym, z usługami i budynkami publicznymi. Przemysł, w którym na to wszystko mieliby ci proletariusze zarobić, chciano umieścić gdzieś na obrzeżach. Ale miało być tanio, cicho, zielono, wokół piękno przyrody, czyste powietrze, woda i spokój.

W pierwszych dekadach ubiegłego wieku tego rodzaju pomysły padały na podatny grunt. Modni, awangardowi ideolodzy architektury i urbanistyki wieszczyli koniec tradycyjnej kamienicy, mówili o śmierci ulicy. Chcieli budować nowoczesne maszyny do mieszkania, miasta „ery przemysłowej” zrywające z tradycyjnym układem urbanistycznym.

Spacer po Kamiennej Górze

Koncepcja Howarda znalazła możnych zwolenników. Pierwsze osiedle według jego zamysłów powstało w Letchworth pod Londynem w 1904r. Wkrótce wokół Londynu powstało kilka takich satelitarnych osiedli. Ta utopijna idea na szczęście nie zmusiła nas do mieszkania w lesie, tak jak pomysły innego reformatora, pana La Corbusiera wtłoczyły wielu z nas w blokowiska. Ale myśl Howarda zdobyła popularność w Europie i wywarła duży wpływ na całą nowoczesną architekturę i urbanistykę. Miasta – ogrody projektowano praktycznie wszędzie, gdzie docierała cywilizacja zachodnia. W wielu krajach powstały organizacje wspierające budowę tego typu osiedli. Nie inaczej było i w Polsce. Jednak w latach dwudziestych utopijna myśl Howarda była już mocno urealniona. W miastach-ogrodach rzadko mieszkają wielkoprzemysłowi robotnicy. Te formę zabudowy wybierają ci, których na to stać, właściciele podmiejskich willi, czy przestronnych domków w suburbiach.

Ortodoksyjni wielbiciele miast ogrodów wskazują w Polsce dwie lokalizacje, gdzie ta forma przetrwała do dzisiaj w najczystszej postaci: Podkowę Leśną i osiedle Giszowiec w Katowicach.

Ci bardziej liberalni wskazują również na osiedle Dyrekcja w Chełmie i Kamienną Górę w Gdyni. A są i tacy, co wymieniają w tym kontekście… Nowa Hutę. Przynajmniej w kwestii proletariatu mają rację.

Willowy ogród

Na gdyńskiej Kamiennej Górze proletariusze raczej nie mieszkają. Jest to jednak luksusowa dzielnica willowa. Jeśli gdzieniegdzie trafiają się lokatorzy z kwaterunku, to tylko w nielicznych kamienicach, a i ci szybko się emancypują na właścicieli nieruchomości, wykupując mieszkania, by w przyszłości zyskać na zawrotnych cenach w tym rejonie.

Przykładowo „okazyjne” dwa pokoje do remontu ( 48 m kw.) to wydatek rzędu 320 tys. zł, a skromny domek (200 m kw.) wyceniany jest na 2 mln zł.

Co zatem Kamienna Góra ma z Miasta Ogrodu?

W pierwszym rzędzie pochodzenie. Pamiętajmy, że zanim jeszcze Gdynia stała się miastem i ośrodkiem portowym, była modnym letniskiem, gdzie przyjeżdżali amatorzy morskich i słonecznych kąpieli. Bogatsi z nich zainteresowani byli budową tu domów. Spółka akcyjna, Pierwsze Towarzystwo Kąpieli Morskich oferowało im parcele na Kamiennej Górze. Rozmieszczenie działek było starannie zaplanowane na potrzeby letniego wypoczynku dla wyższych sfer. Projektował je Tadeusz Tołwiński, który ma na koncie kilka innych projektów miast ogrodów, m.in. Podkowy Leśnej i Młocin. Wytyczono ulice, które łagodnymi łukami oplatają zbocza, a między nimi przebiegają schody prowadzące wprost na plażę i bulwar nadmorski.

Wzdłuż tych ulic stanęły domy tonące w zieleni. Budowane na przestrzeni kilkunastu lat stanowią swoisty przegląd architektonicznych mód panujących w dwudziestoleciu międzywojennym. Mamy tu pałacyki niemal żywcem wyjęte w warszawskich Łazienek (willa Sokola), dworki jak z Soplicowa (Szumka i Sadyba) oraz kubistyczne bryły doby modernizmu (budynek Polskarob). A nawet znajdzie się coś w stylu zakopiańskim (willa Orla).

Notabene istniejące wtedy plany zabudowy Gdyni przewidywały na terenie całej wsi zabudowę willową, wzdłuż ulic przed domami ogródki, ulice szerokie, wysadzane drzewami. Sytuację te zmieniło dopiero podpisanie umowy na budowę portu stałego w 1924 r. Pierwszy „miejski” plan rozbudowy miasta powstał w 1926 r.

Ulica Mariacka w Gdyni

Ulice Kamiennej Góry biegnąc zakolami w górę prowadzą do parku rozłożonego na jej północno zachodnim stoku (powstał już po wojnie, ale planowano go wcześniej). Moją osobiście ulubioną ulicą jest Mariacka. Choć nazwa narzuca skojarzenia z gdańską Mariacką, jest to uliczka z zupełnie innej bajki. Wąski zaułek odchodzący od ulicy I Armii WP i prowadzący jakby od zaplecza do ul. Legionów. Od kilku lat sadowią się przy niej nowobudowane apartamentowce z basenami. Ale idąc nią mamy jeszcze rzadką okazje zajrzeć od zaplecza na zapuszczone podwórka niegdyś ekskluzywnych rezydencji.

Ulica z ogródkami

Ogrodowy klimat Kamiennej Góry spływa w dół ku głównym ulicom i zatrzymuje się na linii ul. Bema.

Ulica Bema

To kolejny fenomen na skalę Trójmiasta. Zgodnie z zaleceniami ówczesnej awangardy (oddzielenia funkcji mieszkalnej od handlowej) zbudowano tu w latach trzydziestych ciąg kamienic bez sklepów na parterze, ale za to z ogródkami od frontu, dzięki czemu ulica ma niepowtarzalny klimat. Dodatkowo zachował się ogrodowy dziedziniec wewnątrz kwartału budynków. Do dzisiaj służy on rekreacji mieszkańców, którzy dbają o jego wyposażenie i roślinność. Takie zielone kwartały miały według założeń urbanistów powstać w całym śródmieściu, niestety nie udało się tego zrealizować.

Willa Szczęść Boże

Oczywiście upływ czasu i polityka mieszkaniowa minionego systemu zostawiły na Kamiennej Górze swoje piętno. Symbolem tego jest stojąca u podnóża willa Szczęść Boże, zapuszczona ruina ze szczątkami ogrodu.

* **

Przykłady skrzyżowania parku i zabudowy miejskiej znaleźć można zapewne w wielu punktach Trójmiasta, ale mało który powstał jako celowe założenie i trwale zachował swój historyczny charakter do czasów współczesnych. Spacer po Kamiennej Górze polecam wszystkim chcącym posmakować śladów świetności dwudziestolecia międzywojennego.

Autor: Bogusław Pinkiewicz

Źródła:

1. Trzewia Lewiatana. Miasta-ogrody i narodziny przedmieścia kulturalnego – Adam Czyżewski Wydawnictwo Górnoleśne, Milanówek 2009

2. Na styku Dwóch epok Architektura gdyńskich kamienic okresu międzywojennego – Maria Jolanta Sołtysik Wydawnictwo Alter Ego Gdynia 2003 r.

3. Urszula Szyperska „Powrót do ogrodu” – tygodnik Polityka 12 października 2009r.