Każdy, kto zajrzy do niniejszego tekstu w nadziei poznania jakiegoś nieznanego, przedwrześniowego epizodu z 1939 r., może czuć się nieco zawiedziony. Mowa będzie bowiem o strzelaniu z ciężkiej broni i to przy użyciu ostrej amunicji, ale na długo zanim Westerplatte zbliżyło się w swojej historii do dziejowego zakrętu, który z kąpieliska uczynić miał wszechstronny symbol wojenny.

„Przedwrześniowa”, czy też nieco szerzej „przedskładnicowa” historia Westerplatte kojarzona jest raczej z dziejami naszego gdańskiego mini-Sopotu, a więc kąpieliska, które funkcjonowało na wyspie, a z czasem półwyspie Westerplatte od lat 30. XIX w. I jest to skojarzenie w zasadzie słuszne, bo tak właśnie wykorzystywana była ta okolica zanim przyszło jej zyskać ponurą sławę iskry, która zapaliła świat. Jednak w ciszę kurortu z szumem morskich fal, wdzierały się czasem odgłosy, w których fatalista mógłby się dopatrzyć zapowiedzi tragicznego września 1939 r.

Imperialny sposób postrzegania świata skłaniał władców państw nadmorskich do umiejscawiania wzdłuż brzegów licznych stanowisk nabrzeżnej artylerii, która, jak wierzono, miała zapobiec spodziewanemu nieustannie desantowi wroga od strony morza. Podobnie było na Westerplatte, gdzie poza szybko rozwijającą się w II połowie XIX wieku infrastrukturą turystyczną, istniały utrzymywane i modernizowane przez pruski rząd, baterie artyleryjskie.

By można było ufać skuteczności obrony przed lądowaniem wroga u ujścia Wisły, trzeba było umożliwić załogom baterii okresowe podnoszenie kwalifikacji przez ćwiczebne strzelania. Co ciekawe, strzelania takie odbywały się w okresie, który dzisiaj nazwalibyśmy środkiem sezonu turystycznego, bo przeważnie w sierpniu. Opisy ćwiczeń załóg baterii nabrzeżnych umieszczonych na Westerplatte znaleźć możemy w formie ogłoszeń informujących o ćwiczeniach, zamieszczanych w prasie i urzędowych publikatorach z przełomu lat XIX i XX wieku. Program strzelania był co roku niemalże identyczny. Przyjrzyjmy się jak wyglądały takie huczne, militarne atrakcje, oferowane gościom kurortu na Westerplatte przez jego wojskową załogę.

W oficjalnym publikatorze zarządu prowincji Prusy Zachodnie Amts-Blatt der Königlichen Preussischen Regierung zu Danzig ukazywała się co roku informacja o planie ćwiczeń wraz z całym zestawem zakazów obowiązujących w trakcie ich prowadzenia. Organizatorem całości był stacjonujący w Nowym Porcie Regiment Artylerii Pieszej von Hindersin Nr 2. Ćwiczenia rozpoczynały się rankiem, zwykle o siódmej lub ósmej, i trwały do godziny jedenastej. Przez kolejne dni poszczególne baterie ćwiczyły na zmianę strzelanie ostrą amunicją do celów ustawianych specjalnie na wodach Zatoki Gdańskiej. Celami tymi były niewielkie, stare jednostki pływające, pozyskiwane za cenę opału specjalnie do tego celu.

Ogłoszenia o bojowych ćwiczeniach wymieniają kilka stanowisk stanowisk, biorących w nich udział. Są to: bateria moździerzy na Westerplatte – umiejscowiona tuż za męskimi łazienkami, a więc mniej więcej tam, gdzie dzisiaj znajduje się cmentarz obrońców z 1939 r., Bateria Mola Wschodniego – znajdująca się u nasady wschodniego falochronu wejścia do portu, Bateria Portowa – na terenie dzisiejszego WOC-u, Bateria w Lasku Brzeźnieńskim i Baterie Zatokowe na Stogach. Cele umieszczano w odległości od 4000 do 6000 metrów od baterii, a strefa zagrożona sięgała 10-12 kilometrów od brzegu

W godzinach strzelania zakazane było wpływanie do i wypływanie z portu. W niektórych latach zakaz ten był łagodzony i nie obowiązywał podczas strzelania baterii ze Stogów, jednakże statkom i innym jednostkom pływającym, nie wolno było przekraczać linii łączącej latarnię morską na Helu z latarnią na Westerplatte, czyli dzisiejszą czerwoną główką portową. Jako znak ostrzegawczy dla jednostek pływających na czas ćwiczeń wywieszano na wieży domu pilotów (tuż obok istiejącej do dziś latarni morskiej z 1894 r.) czarną flagę, uzupełnioną przez uwiązany do masztu czarny, ostrzegawczą kulę (balon). Widząc zatem na starym zdjęciu czarną flagę przy siedzibie pilotów w Nowym Porcie nie powinniśmy sądzić, że oznacza ona zakaz kąpieli bądź żałobę. Dodatkowo wzdłuż wspomnianej linii Westerplatte – Hel pływał tam i z powrotem parowiec pilotów portowych, by w porę zawrócić jednostkę próbującą wejść na obszar zagrożony. Na czas strzelania z baterii moździerzy na Westerplatte zakazywano z oczywistych względów korzystania z męskich łazienek, ale pozostałe urządzenia, przeznaczone dla turystów, funkcjonować mogły bez przeszkód. Lojalnie uprzedzano przy tym, że nie będą wypłacane żadne odszkodowania za mienie pozostawione na części zatoki, która znajdowała się pod ćwiczebnym ostrzałem, w szczególności za rybackie sieci nie uprzątnięte poprzedniego dnia. Ogłoszenia o ćwiczeniach zawierają też informację, że ich termin może być przełożony ze względu na warunki pogodowe.

Ćwiczenia trwały przeważnie przez trzy tygodnie, a w poszczególne dni ćwiczyły załogi kolejnych baterii. Huku było przy tym co niemiara. Na ćwiczenia zapraszano miejskie osobistości, a nawet gości z zewnątrz w charakterze obserwatorów. Dla nich urządzano specjalne stanowisko obserwacyjne w pobliżu zamykanych na czas strzelania męskich łazienek. Manewry artyleryjskie nie oznaczały dla przedsiębiorców prowadzących działalność usługową dla kuracjuszy na Westerplatte strat. Wręcz przeciwnie. Oprócz bowiem oficjalnych gości zjawiali się też mniej utytułowani miłośnicy wojskowości i zwykli gapie, którzy w przerwach w ostrzale zapewne chętnie korzystali z oferty gastronomicznej i wyszynkowej. Można powiedzieć, że coroczna huczna impreza artyleryjska stanowiła swoistą atrakcję kurortu.

Wówczas nikt jeszcze nie przypuszczał, że „strzały na Westerplatte” mogą znaczyć coś innego niż doroczne ćwiczenia artyleryjskie…

Autor: Aleksander Masłowski