„Trójmiasto jest nasze, Trójmiasto do nas należy” – tak bardzo często śpiewają kibice gdańskiej Lechii na meczach swojej drużyny. Czy całe Trójmiasto – tu opinie mogą być mocno podzielone, ale Gdańsk wczoraj na pewno był zdominowany przez kibiców naszej biało-zielonej drużyny. Mecz Lechia Gdańsk – Lech Poznań zakończył się remisem.

Fot. Dorota Kobierowska

W tym pięknym mieście, słynącym z wielu ciekawych miejsc wartych odwiedzenia, najczęstszym widokiem w sobotnie popołudnie byli poubierani w barwy klubowe sympatycy Lechii. Ze wszystkich stron ciągnęli na stadion, a najczęstszym dźwiękiem w grodzie nad Motławą był głośno skandowany okrzyk: „Lechia Gdańsk”!

Po wygranym meczu z Zagłębiem Lubin na wyjeździe, gdzie bramkę na wagę zwycięstwa strzelił Marcin Pietrowski, kibice mogli mieć promyk nadziei na korzystny rezultat z nie byle jakim zespołem – dotychczasowym liderem – poznańskim Lechem. Pytanie, czy te tłumy na stadion przyciągnęła wiara w lepszą grę podopiecznych Tomasza Kafarskiego, którzy do meczu w Lubinie prezentowali się dość mizernie, czy wspomniany rywal z Poznania. Przecież nie od dziś wiadomo, że kibice obu zespołów, mówiąc delikatnie, się nie lubią To dało się zauważyć przed stadionem, gdzie wzmożone siły porządkowe robiły wszystko, by przyjezdni, chcący dopingować swój zespół, nie spotkali się z miejscowymi. Jednak na stadionie musiało dojść do konfrontacji zarówno kibiców, jak i tych najważniejszych – czyli bohaterów obu drużyn.

Wszyscy czekali z ogromną ciekawością i napięciem na pierwszy gwizdek Sebastiana Jarzębaka, który miał poprowadzić to spotkanie. Zanim jednak przejdę do samego meczu, warto powiedzieć, że tu zmierzyły się dwie najlepsze defensywy w ekstraklasie. Obie jak dotąd straciły najmniej bramek. Na tym podobieństwa się kończą, bo formacja ofensywna Lecha na czele z Rudniewem zdecydowanie lepiej wypada w porównaniu z atakiem Lechii, która strzeliła najmniej bramek w lidze.

Fot. Dorota Kobierowska

Tomasz Kafarski przed meczem powiedział, że to będzie najtrudniejszy test dla nas, ponieważ gramy z obecnie najlepszym polskim zespołem oraz, że mamy respekt dla rywala, ale nie wyjdziemy na boisko z kompleksami. Tu warto przypomnieć, że Lechia ostatni pojedynek z Lechem wygrała 2:1 i pozbawiła poznaniaków możliwości gry w europejskich pucharach.

Pierwszy gwizdek meczu Lechia Gdańsk – Lech Poznań

Pierwszy gwizdek – i rozpoczęła się wojna na trybunach, kto lepiej głośniej i mocniej dopinguje swoją drużynę. Głośne „My wierzymy” w wykonaniu kibiców gospodarzy, które rozpoczyna każde spotkanie gdańskiej Lechii. Z drugiej strony stadionu próba przebicia się sympatyków kolejorza. Natomiast na boisku widać było, że słowa trenera biało-zielonych nie były rzucane na wiatr. Od pierwszych minut zawodnicy Kafarskiego walczyli, grali agresywnie w środku pola i starali się narzucić swój styl gry. W 6 minucie swoją szansę miał Fred Benson, którego w ostatniej chwili ślizgiem powstrzymał wracający do defensywy Lecha były piłkarz Lechici Hubert Wołąkiewicz. Po kilku minutach znowu szanse mieli gospodarze po akcji lewą stroną, którą zapoczątkował Vytautas Adriuskevicius. Reprezentant młodzieżowy Litwy posłał piłkę w pole karne, gdzie znalazł się Razack Traore, niestety minął się z piłką i tylko jęk zawodu przeleciał przez trybuny gdańskiej PGE Areny. Chwilę później Razack znowu dostał piłkę minął obrońcę, jednak z tym strzałem problemów nie miał bramkarz Poznańskiego zespołu Jasmin Buric, zastępujący w bramce Krzysztofa Kotorowskiego

Dobry, udany początek gdańszczan, którzy chwilami gdyby grali dokładniej, to może by mieli więcej szans na zdobycie gola. Po pierwszych 15 minutach dobrego szybkiego grania to Lechia sprawiała wrażenie nieco lepszej drużyny. Goście grali spokojnie, czając się na kontrę, w której mogliby uruchomić najlepszego strzelca naszej ekstraklasy – Rudniewa. W 23 minucie tego spotkania znakomitym prostopadłym podaniem Semir Stilić obsłużył wspomnianego wyżej Artioma Rudniewa, ten ograł jak dziecko jednego z obrońców Lechii, puszczając mu piłkę miedzy nogami. Na szczęście dla gdańszczan, łotewski napastnik w niemal czystej sytuacji trafia tylko w słupek. To było ostrzeżenie wysłane przez Poznaniaków, że zamierzają tutaj zdobyć komplet punktów.

Co nie udało się Rudniewowi mogło wyjść reprezentantowi Burkina Faso Razackowi Traore w 25 minucie po rzucie wolnym z około trzydziestu metrów Lewona Airapetiana. Do piłki doszedł wspomniany wyżej Traore, ale piłka po jego strzale znów bez problemów wylądowała w rękach bramkarza Poznańskiego Lecha.

Na trybunach niezwykle gorąco kibice jednej i drugiej drużyny robią co mogą, by wesprzeć swoich piłkarzy. Ta wysoka temperatura na trybunach i boisku chyba uaktywniła jakieś tajne siły a może to miała być tajna broń gospodarzy, bo nagle, nie wiedzieć, czemu w okolicach pola karnego Lecha z murawy zaczęła tryskać woda. Widocznie zraszacze boiskowe uznały, że należy ostudzić obie drużyny. Po około 5 minutach przerwy gra została wznowiona i chyba prysznic lepiej podziałał na zawodników gości.

Fot. Dorota Kobierowska

W 38. minucie świetną okazję po ograniu obrońcy gospodarzy Kożansa znów miał Rudniew, ale strzelił jakiś metr od bramki biało-zielonych. Jeszcze w 43. minucie tego spotkania piłka wrzucona przez Stilicia, ale popełnia błąd Andriuskevicius, jednak Wojtkowiak nie wykorzystał prezentu zawodnika gdańskiej drużyny. Pierwsza połowa potrwała 6 minut dłużej w związku z niecodzienną sytuacją mającą miejsce w 27 minucie.

Po pierwszej połowie na gdańskiej PGE Arenie na trybunach lepsi na pewno kibice gospodarzy, ale oni tu stanowią liczniejszą grupę, a na boisku remis bezbramkowy. Dobre, pełne akcji 45 minut w wykonaniu obu jedenastek, tak więc apetyty na drugą połowę były chyba jeszcze większe.

Po przerwie

Po przerwie na trybunach znów usłyszeliśmy głośne „My wierzymy” w wykonaniu kibiców gdańskiej drużyny. Jednak atakować zaczął grający w swoich tradycyjnych strojach poznański Lech. W 56. minucie Rudniew podał piłkę do Stilicia, a ten mimo trzech obrońców w biało-zielonych koszulkach, zdołał oddać strzał – na szczęście dla podopiecznych Tomasza Kafarskiego, świetnie obronił Wojciech Pawłowski, dla którego to był trzeci mecz w ekstraklasie.

Na odpowiedź nie musieliśmy długo czekać dwie minuty później, po błędzie Huberta Wołąkiewicza, który chciał zgrać piłkę do kolegi z zespołu, a trafił nią w Razacka,  który niewiele myśląc ruszył z nią na bramkę Kolejorza. Znalazł się sam na sam z Jasminem Buriciem, ale bramkarz Lecha zdołał wygarnąć piłkę gdańskiemu zawodnikowi spod nóg. Tak o to Traore zmarnował chyba swoją najlepszą okazję w tym spotkaniu.

Jednak ponownie do głosu doszli goście, którzy w drugiej połowie byli lepszą drużyną, stwarzającą sobie więcej sytuacji podbramkowych. W 70. minucie próbował znowu Rudniew, ale na strzelenie bramki nie pozwolił mu świetnie dziś grający 18 letni bramkarz Lechii Gdańsk – Wojciech Pawłowski. Następnie próbowali w 78. minucie Tonew, który na placu gry pojawił się w drugiej części spotkania. W 83. Marcin Kamieński, który najwyżej wyskoczył po rzucie rożnym. Minutę później goście byli chyba najbliżej zdobycia bramki po błędzie znakomicie grającego wczoraj Wojciecha Pawłowskiego, Jakub Wilk trafił w poprzeczkę. A kilkadziesiąt sekund później Tonew trafia wprost w bramkarza gospodarzy. Nie mieli wczoraj szczęścia zawodnicy z Poznania, albo strzelali niecelnie, albo piłkę wybijał lub łapał Pawłowski. Na dwie minuty przed końcem meczu drugą żółtą kartkę, w konsekwencji czerwoną, otrzymał Dimitrije Injac i Lech kończył ten mecz w 10. Zespół biało-zielonych w moim odczuciu był już chyba zmęczony tym spotkaniem i nawet z przewagą jednego zawodnika udało im się stworzyć dogodną sytuacje dopiero w 92. minucie gry, jednak spychany przez reprezentanta Polski Grzegorza Wojtkowiaka Tadić, nieznacznie przestrzelił.

To była ostatnia okazja w tym meczu na zdobycie bramki. Gdańska PGE Arena nadal nie została zdobyta, gdyż wcześniej Lechia zremisowała tu z Cracovią, Łódzkim klubem sportowym i GKs’em Bełchatów. Wygrać udało się na tym pięknym stadionie tylko raz z Górnikiem Zabrze. Jako ciekawostkę dodam, a raczej przypomnę, że reprezentacja Polski też tutaj zremisowała, więc jak na razie wygląda na to, że bursztynowa PGE Arena jest stadionem remisów.

Pamiętnik Budowy Stadionu w Gdańsku 

O tym, że piłkarze Tomasza Kafarskiego dali z siebie wszystko, świadczyć mogą rozbite głowy dwóch zawodników miejscowego klubu: Tomasza Dawidowskiego i Łukasza Surmy.

Na pewno za grę w gdańskim zespole należy pochwalić bramkarza, dzięki któremu może Lechia nie przegrała tego meczu. Warto dodać, że Wojciech Pawłowski nie puścił bramki od ponad 270 minut, bo wczorajsze spotkanie potrwało prawie 10 minut dłużej. Oprócz bramkarza w Lechii z dobrej strony pokazał się Lewon Hajrapetjan i Razach Traore, który chyba wraca do dobrej dyspozycji, chociaż wczoraj był bardzo nieskuteczny, gdyż nie potrafił wykorzystać żadnej z kilku dobrych sytuacji szczególnie tej, w której był sam na sam z bramkarzem gości. Kibice też docenili wreszcie swoich piłkarzy – tym razem nie pożegnały ich gwizdy, a oklaski.

Mecz był ładny i około 25 tysięcy kibiców mogło narzekać tylko na jedno – brak goli. Znakomita atmosfera świetna zabawa kibiców i dobre, stojące na niezłym poziomie spotkanie. To wszystko dopełniło piękna gdańskiego stadionu, który został zbudowany w tym właśnie celu. A za niecały rok już będą odbywać się tu spotkania Euro 2012

Jose Maria Bakero, trener Lecha Poznań, dziękował fanom i cieszył się, że tak licznie przybyli dopingować jego zespół w Gdańsku. Uznał, że to był dobry mecz, rozegrany na pięknym stadionie i brakowało tylko bramek. Zaznaczył też, że to w dużej mierze zasługa bramkarza Lechii, któremu należą się duże słowa uznania. Dodał, że jego drużyna dążyła do zwycięstwa, ale punkt wywieziony z Gdańska ma swoją wartość

Natomiast Tomasz Kafarski powiedział między innymi, że gdyby jego atak grał tak skutecznie, jak defensywa, to zespół byłby na pewno dużo wyżej w tabeli. Odnośnie do samego meczu powiedział, że przyjęliśmy nieco inną strategię, wynikającą z klasy rywala. Tak, jak przed meczem mówił – Lech to najlepszy polski zespół, żadna drużyna nie umie się tak długo utrzymać przy piłce, co się potwierdziło na naszym stadionie. Podkreślił, że i goście i jego zespół miały swoje piłki meczowe, ale zakończyło się cennym dla Lechii remisem.

Przed meczem mówił również, że to najtrudniejszy test. Czy Lechia zdała Waszym zdaniem ten test. Jak oceniacie to spotkanie? Rozczarowani, a może zaskoczeni takim właśnie rezultatem?

Autor: Andrzej Kwiatkowski