W ciągu pierwszych kilku lat istnienia hali przy Wałowej dużo się działo. Odbywały się oczywiście regularnie targi techniki i przemysłu, dla których gdańska hala targów została zbudowana, ale także inne imprezy. Jak zanotowano w 1927 r., jarmark gwiazdkowy zorganizowany w hali, ściągnął około dziesięciu tysięcy gości (w tym dwa tysiące dzieci) już pierwszego dnia funkcjonowania. Corocznie odbywały się tam również tzw. „dni katolickie” (Katholikentage) – święto rzymsko-katolickiej część gdańskiego społeczeństwa.

W Messehalle gościły też zawody sportowe i parasportowe. Najczęściej miały postać zmagań bokserskich i zapaśniczych, dla których montowano na środku hali ring na drewnianym podwyższeniu. Zawody te cieszyły się wielką popularnością, pozwalały bowiem widzom obejrzeć nie tylko miejscowych sportowców, ale i gości z zagranicy, w tym reprezentacje krajów takich jak Polska, Niemcy, Węgry czy Jugosławia, a nawet zawodników czarnoskórych – wschodzące gwiazdy światowego sportu. Reminiscencją zainteresowania boksem w okresie Wolnego Miasta, a nawet związanych z tym brutalnym sportem politycznych problemów, są na przykład sceny starć na ringu ukazane w serialu TVP „Gdańsk ’39”, które działyby się zapewne właśnie w hali przy Wałowej. Pokazom zapaśniczym, którym bliżej było do XIX-wiecznych popisów siłaczy z podkręconymi wąsami i w pasiastych trykotach, niż do współczesnego sportu, towarzyszył nieodmiennie kojarzący się z tą stylistyką marsz „Wejście gladiatorów”, odtwarzany z głośników przy prezentacji zawodników. Kiedy mocarze brali się za bary wśród dopingu publiczności, ta ostatnia udzielała swoim ulubieńcom rad, z których zanotowano jedną, będącą przy okazji świadectwem odmienności języka gdańskiego od niemczyzny. Rada ta brzmiała „Oskar, schmiet im up de Matt!” – czyli „Oskar, walnij nim o matę!”.

Z założenia apolityczna i mająca służyć spotkaniom różnych ludzi z różnych stron świata hala, zgodnie z nurtem zmieniających się czasów, stać miała się wkrótce, bo już w połowie lat 30., a wiec zaledwie po dziesięciu latach istnienia, areną podziałów i politycznych wrzasków. Imprez przemysłowych było coraz mniej, nad światem wisiał bowiem od pewnego czasu wielki kryzys, organizowano nadal zawody sportowe, koncerty i okazjonalne jarmarki. Coraz częściej jednak pod beczkowatym sklepieniem budowli pojawiały się tłumy zwolenników tej czy innej opcji politycznej, z czasem coraz bardziej agresywne, coraz bardziej nietolerancyjne względem nie tylko wszystkiego czemu miała służyć hala, ale wszystkiemu co było inne. Mowa rzecz jasna o wyznawcach obłąkanego austriackiego malarza, który postanowił przekonać najpierw Niemcy, a później cały świat, że to ludzie mówiący po niemiecku są „über alles”.

Oczywiście w hali odbywały się nie tylko zgromadzenia nazistowskie. Zdarzało się, że była sceną patriotycznych demonstracji gdańskich Polaków, jak to miało miejsce przed wyborami w 1935 r., kiedy Messehalle została oficjalnie przeznaczona do organizacji spotkań przedwyborczych. W hali wiecowały również inne związki, stronnictwa i partie, przynajmniej dopóki nie zostały zdelegalizowane.

Kiedy 1 września 1939 r. wybuchła wojna, a w pobliżu broniła się zaciekle Polska Poczta, hala miała zagrać jeszcze jedną, drobną rolę w inauguracji wielkiej światowej katastrofy. Składano w niej bowiem ciała członków organizacji paramilitarnych i policjantów, którzy stracili życie atakując pocztę. Znając propagandowe metody nazistów, przypuszczać można, że umieszczenie zabitych w dużej hali służyć miało ich pokazywaniu masom ludności. Nie słychać jednak w przekazach historycznych o tego typu publicznej prezentacji.

Wydarzenia roku 1945, kiedy to płonęły i waliły się solidne, murowane budynki w całym Gdańsku, pozostawiły drewnianą halę targów i jej najbliższe sąsiedztwo w stanie nietkniętym. Halę przeznaczono na cele warsztatowo-garażowe. O jej dawnym przeznaczeniu świadczyła przez krótki czas po zakończeniu wojny nazwa ulicy Targowej, dawnej An der Messehalle, bezimiennego dziś zaułka wiodącego na podwórze kompleksu niegdysiejszej Kasy Chorych.

Kasa Chorych przy Wałowej i ceglany ekspresjonizm

Hala jest dzisiaj zaniedbanym, częściowo zdewastowanym obiektem, o którym mało kto słyszał, mało kto zwraca na nią uwagę będąc w okolicy, tym mniejszą, że słabo widać ją z ulicy. Ludzie biorą ją za część zabudowań stoczniowych. Wewnątrz nadal mieszczą się warsztaty. Jakby tego było mało, pojawiły się ostatnio informacje o zamiarze jej zburzenia. Dużo się ostatnio w Gdańsku burzy, codziennie niemalże znika z miejskiej przestrzeni coś, co nie ma może wielkiej wartości artystycznej, architektonicznej, czy historycznej, stanowi jednak wartość samą w sobie już to przez swój wiek, już to przez przynależność do coraz rzadszej w Mieście tzw. autentycznej miejskiej tkanki historycznej. Trudno jest, choć może należałoby, wznosić lament nad burzonymi domami, na przedmieściach, zwłaszcza takimi, których uroda, znaczenie i stan techniczny wykluczają raczej czyjekolwiek realne zainteresowanie ich ocaleniem. Jednak w przypadku obiektu takiego jak gdańska hala wystawowa, pierwszego z wielkich obiektów użyteczności publicznej wzniesionego w okresie międzywojennym, a ponadto budowli ciekawej pod względem technicznym, trzeba stanowczo zaprotestować przeciwko pomysłom jej unicestwienia. Gdyby cegły i belki mogły przemówić to właśnie te, z których zbudowano halę mogłyby opowiedzieć o wielu ciekawych, ważnych, a nawet bardzo ważnych momentach, które działy się w przestrzeni którą tworzą.

Hala jest zabytkiem techniki, architektury i historii, który nie jest jednak wpisany do rejestru zabytków. Skoro hala targowa w Gdyni, młodsza o 10 lat i stalowa jest zabytkiem z wszystkimi tego faktu konsekwencjami, to dlaczego odmawiać podobnej ochrony gdańskiej hali targów, starszej i drewnianej, mającej ponadto nieporównanie bogatszą historię? Obiekty tego typu, z racji swojej swoistości i wyjątkowości na tle zarówno normalnej zabudowy miejskiej, jak i podobnych, ale wyłączenie przemysłowych konstrukcji hal fabrycznych, powinny być zachowane, a w przypadku hali przy Wałowej mogłyby się nawet okazać wielce użyteczne w przyszłości, kiedy w pobliżu powstanie Młode Miasto. „Młode” nie oznacza wszak „pozbawione zabytków”. A cóż jest bardziej odpowiednie w charakterze zabytku Młodego Miasta od hali o nazwie „Technika”, miejsca przemysłowych targów i ożywionego życia społecznego? Może tylko dźwig, który miał przypominać o stoczniowych tradycjach okolicy, ale już jej nie przypomni. Obiekt, po odpowiedniej rewitalizacji mógłby wrócić do swoich niegdysiejszych funkcji. W końcu jego zarządcą była przed II wojną światową firma o nazwie „Danziger Internationale Messe A.G.”, co oznacza dokładnie to samo co… Międzynarodowe Targi Gdańskie SA.

Autor: Aleksander Masłowski

Gdańska hala targów cz. I