Wanda Kamrowska w 1936 r. rozpoczęła kurs juzistek. Po jego pomyślnym ukończeniu otrzymała skierowanie do pracy w elitarnym zespole telegrafistek Poczty Polskiej w Wolnym Mieście Gdańsku…
Wolne Miasto Gdańsk powstało w 1920 r. Jego utworzenie było kompromisem pomiędzy zagwarantowaniem Polsce dostępu do morza, a zapewnieniem mieszkańcom Gdańska swobody politycznej oraz wolności kulturowej i narodowej. WMG zostało włączone do polskiego obszaru celnego. Jednocześnie Polska miała zagwarantowane swobodne korzystanie z portu gdańskiego i dróg wodnych, a także otrzymała szereg przywilejów w zakresie kolejnictwa i usług pocztowych. Między innymi takim przywilejem było zorganizowanie własnej służby telefonicznej, pocztowej i telegraficznej, celem bezpośredniego połączenia z terenami Rzeczpospolitej Polskiej.
Stali mieszkańcy posiadali obywatelstwo WMG, co dawało im w teorii równe prawa, natomiast w praktyce często szykanowano tych, którzy opowiadali się po stronie polskiej. W praktyce ci, którzy tworzyli organizacje polonijne, kursy języka polskiego i nazbyt aktywnie zaznaczali swoje sympatie narodowościowe, byli przez władze WMG traktowani niechętnie. Dominowały niemieckie wpływy kulturowe.
Na dzisiejszym Placu Obrońców Poczty Polskiej, a dawnym placu Heweliusza działała Poczta Polska, a dokładnie Urząd Pocztowy Gdańsk 1. W 1939 r. obsada polskiego urzędu nie była przypadkowa. Wśród urzędników skierowanych do pracy w nim, wielu było oficerami rezerwy lub miało wojskowe przeszkolenie. Trzeba zaznaczyć, że praca w polskiej placówce pocztowej była zajęciem prestiżowym i odpowiedzialnym. Za punkt honoru poczytywano oddelegowanie do pracy na terenie Wolnego Miasta Gdańska.
W Urzędzie Pocztowym Gdańsk 1 istniał mały, elitarny zespół telegrafistów, a pracujące w nim kobiety nazywano juzistkami ze względu na umiejętność obsługi nowoczesnych aparatów telegraficznych zwanych juzami, zaprojektowanych i opatentowanych przez Davida Hughesa, które automatycznie zapisywały treść rozmowy. Tworzyły go wyłącznie osoby, które ukończyły specjalistyczne szkolenie w Centrum Wyszkolenia Łączności w Zegrzu pod Warszawą. Wśród telegrafistek- juzistek była Wanda Kamrowska. Szczegóły biografii Wandy dane było mi poznać dzięki fascynującym rozmowom z jej synem – Markiem Cichoszem i jego żoną- Henryką Orzechowską-Cichosz.
Było to dla mnie szczególnie cenne i wzruszające doświadczenie, bowiem od kilku lat Wanda Kamrowska jest bohaterką, organizowanej w sezonie letnim przez Instytut Kultury Miejskiej i grupę społeczną Metropolitanka, trasy działaczek polonijnych. Nazwisko Wandy pojawiało wyłącznie w kontekście wspomnień jej serdecznej przyjaciółki, zmarłej w 2012 r. telegrafistki Elżbiety Szucy, z domu Marcinkowskiej.
Wanda urodziła się w 1914 r. w Starym Folwarku, a mieszkała w Janowie pod Pelplinem. Uczyła się w gimnazjum w Grudziądzu, następnie przeprowadziła się do Gdyni, gdzie jej brat był wikariuszem (Chylonia). Po maturze rozpoczęła pracę na poczcie w Gdyni, skąd w 1936 r. została wysłana na elitarny kurs juzistek do Zegrza pod Warszawą. Szkolenie przeznaczone było dla personelu pomocniczego, a organizowane przez Ministerstwo Spraw Wojskowych oraz Ministerstwo Poczt i Telegrafów. Kurs trwał 10 miesięcy i podzielony był na cztery okresy szkoleniowe. Egzamin wstępny przewidywał m.in. ocenę sprawności fizycznej, test wiedzy z zakresu języka polskiego, geografii, historii Polski, nauk o Polsce ówczesnej, matematyki i fizyki. Po pomyślnym ukończeniu kursu przydzielano skierowanie do pracy w konkretnym urzędzie pocztowym. Wanda Kamrowska po kursie, gdzie poznała Elżbietę Szucę, zostaje skierowana do elitarnego zespołu telegrafistek Poczty Polskiej w Wolnym Mieście Gdańsku.
Elżbieta Szuca (1914–2012) i Wanda Kamrowska należały do harcerstwa polskiego, przeszły również kursy przysposobienia wojskowego. Gdy podczas majowego polskiego święta narodowego wywiesiły polską flagę, niemieccy właściciele wypowiedzieli im umowę najmu mieszkania. Obie były zaangażowane w przygotowywanie placówki pocztowej do obrony, szkoląc się z zakresu przygotowania sanitarnego i udzielania pierwszej pomocy medycznej. Wśród osób, które poznały podczas pracy był Antoni Wieloch, który rozpoczął pracę jako asystent w 1934 r.
Jednak lata poprzedzające wybuch II wojny światowej, to również czas spacerów po Gdańsku i zachwytów młodzieńczego życia. Wanda Kamrowska, Elżbieta Szuca i Antoni Wieloch stanowili grupę blisko związanych ze sobą przyjaciół. Często jeździli do Orłowa, spacerowali po Gdańsku, zachowały się ich zdjęcia z Biskupiej Górki, Góry Gradowej, Błędnika. Na wszystkich fotografiach: piękny Gdańsk przedwojenny. Wandę często odwiedzała w Gdańsku siostra Franciszka. Chodziły razem do modystek, na zakupy i spacery.
31 sierpnia 1939 r. Wanda Kamrowska skończyła służbę o godz. 21. Godzinę wcześniej do ich wspólnego mieszkania wróciła z pracy Elżbieta Szuca, która wspominała:
,,Zjadłyśmy kolację i poszłyśmy spać. Przed piątą obudziły nas strzały ze Schleswiga. W radio mówią, że wojna. Wanda zaczynała dyżur o 8 rano. Nie wiadomo, co robić. Na placu Heweliusza zatrzymał nas kordon, za nim już była bitwa. Wanda mówiła: – Patrz, nasi chłopcy już bronią Poczty. Nogi się pode mną ugięły, bo wyglądało to strasznie.’’
W pierwszych dniach II wojny światowej obie telegrafistki zostały aresztowane i więzione w budynku Victoriaschule, gdańskiej szkoły średniej dla dziewcząt przy ul. Kładki, którą hitlerowcy wykorzystali, jako więzienie dla działaczek i działaczy polonijnych.
Syn Wandy Kamrowskiej – Marek Cichosz wspomina, że dopiero 40 lat po wojnie dowiedział się, że Pan Wieloch podkochiwał się w Wandzie Kamrowskiej i właściwie uratował jej życie. Wziął papiery Kamrowskiej z przygotowanych kartotek polskich Gdańszczan i zniszczył je. Mógł to zrobić, ponieważ często pełnił prawdopodobnie funkcję tłumacza dla Niemców. Po zniszczeniu papierów Wanda Kamrowska nie była niepokojona przez Niemców. Podczas wojny pracowała jako księgowa w firmie w Gdyni. Podczas wojny wysyłała jednak paczki Wielochowi, który został aresztowany. Nigdy potem nie chciała opowiadać o tym okresie. Jeśli rozmawiała o tym ze swoim mężem, którego poślubiła w 1946r., używali języka niemieckiego, aby syn nie mógł ich zrozumieć. Rodziny jej i męża doskonale się znały. Jej przyszły mąż wrócił po wojnie do Polski, odszukał Wandę Kamrowską i oświadczył się. Mimo wszystko, rodzina Wandy Kamrowskiej wspomina, że prawdopodobnie cały czas żywiła pewien sentyment do Antoniego Wielocha. Jak wspomina jej syn, Wanda była troskliwą matką, ale jednocześnie dawała dużą swobodę.
Po wojnie pracowała, jako księgowa, m.in. w cukrowni w Pelplinie. Również miała krótki okres zatrudnienia na poczcie w Gdyni. Ostatecznie z mężem i synem zamieszkała we Wrzeszczu. Jej mąż nie był szczególnie zadowolony z faktu, że pracuje, ale Kamrowska twierdziła, że chce być niezależna i mieć własne pieniądze. Wanda Kamrowska ze względu na silne nastroje antyniemieckie nie afiszowała się, że przed wojną mieszkała w Gdańsku, choć była napływową Gdańszczanką.
Została odznaczona Orderem Odznaczenia Polski Polonia Restituta. Podczas uroczystości wręczenia Orderu poproszono, aby przywdziała mundur, ale Wanda Kamrowska nie zgodziła się, tłumacząc się elegancją. Pod koniec życia była już dość osłabiona i schorowana. Jednak, co roku w dniu jej imienin odwiedzała ją Elżbieta Szuca.
Wanda Kamrowska zmarła w 1984 r.
Specjalne i serdeczne podziękowania dla pana Marka Cichosza i Henryki Orzechowskiej- Cichosz.
Fotografie pochodzą ze zbiorów rodzinnych państwa Cichoszów.
Tekst: Dominika Ikonnikow
Do Autorki artykułu „Wanda Kamrowska – telegrafistka Poczty Polskiej w WMG”:
Koleżanka p.Kamrowskiej, o której mowa w artykule, w okresie ich wspólnej pracy na Poczcie Polskiej w WMG nosiła nazwisko Marcinkowska, nazwisko Szuca nosiła po ślubie w 1947r. Nigdy nie nazywała się „Marcinkowska-Szuca” a tym bardziej Szuca-Marcinkowska”.
Z poważaniem,
Zbigniew Szuca
Szanowny Panie.
Bardzo dziękuję za informację. W 2017 r., gdy pisałam powyższy tekst, w wielu artykułach, opracowaniach oraz nekrologach pisane było podwójne nazwisko. Mam na myśli m.in. wywiad w Gazecie Wyborczej z 2013 r., tekę pomorską wraz ze scenariuszem lekcyjnym, fragmenty wspomnień juzistek, komunikat PAP o wystawie z 2011 r., wspomnienie o pocztowcach, opublikowane w 2012 r. na stronie kaszubi.pl, nekrolog zapisany na stronach Polskiego Radia czy opublikowany tekst o polskich więźniarkach w KL Stutthof, zamieszczony przez Muzeum Stutthof. Dotychczas jedyną osobą, która wskazała mi informację o poprawnym zapisie, był Marek Adamkowicz, kierownik Muzeum Poczty Polskiej, oddziału Muzeum Gdańska. Począwszy od tej rozmowy, tj. 2018 r. stosuję poprawny zapis.
Dokonam stosownej korekty.
Z szacunkiem,
Dominika Ikonnikow
Szanowna Pani Redaktor
Dziękuję za szybką reakcję. Rzeczywiście we wcześniejszych publikacjach występowała ta nieścisłość. Niestety powtarza się nawet w publikowanych w internecie materiałach Poczty Polskiej (!) czy też trójmiasto.wyborcza.pl (tytuł publikacji „Miasto było piękne, ale atmosfera zła” z 2009 roku, autor p.Marek Wąs). Niestety dwukrotne rozmowy telefoniczne z redaktorem dyżurnym (pierwsza 1 sierpnia br.) pozostała bez reakcji. Niestety również w relacjach z obchodów związanych z Marszem Śmierci więźniów Stutthofu.
Bardzo dziękuję za odpowiedz,
Z poważaniem
Zbigniew Szuca