Co tam słychać u naszych znajomych iBedekerowiczów? Koniec lipca w Gdańsku to początek Jarmarku Dominikańskiego –  no i  sezon w pełni. Jest tłoczno i głośno. Pan Kazimierz nie jest zachwycony – za to jego żona z chęcią rozejrzy się po rozpoczynającym się niebawem jarmarku. Póki co – wracają od córki, która wyjechała z rodziną na wakacje. Wywietrzyli, podlali kwiaty, wyjęli listy ze skrzynki – ale dzień jeszcze młody – więc nie śpieszno im do domu…

– No i popatrz Alutka, jak się rozstawiają! To już nie stragany – to drewniane domki! Teraz to już wcale nie będzie można przejść!
– A gdzie mają te stoiska ustawiać –  Kaziu – gdzie? No przecież muszą stanąć tak, żeby było ich widać. Każdy zarobić chce… Bo życie coraz droższe.
– Będzie jeszcze ciaśniej niż jest! Że też im się wszystkim turystom chce przyjeżdżać w taki upał?
– A kiedy mają przyjechać Kaziu – w listopadzie?
– Listopad to myśmy mieli, hehe – Alutka – w lipcu. Jak mówił Marek – „lipcopad”, hehe. W komputerze gdzieś przeczytał.
– W internecie.  Ciekawam, czy ci sami sprzedawcy będą – co zawsze?
– Nie wiadomo, czy ja wiem? Ale już się za parę dni  okaże.
– W zeszłym roku taki jeden pan  – na Mariackiej stał, pod kościołem. Piękne kapy miał, a na nich domki, drzewa… Wszystko ręczna robota. Jego żony.
– Dobrze, żeśmy znów do Basi zaglądli. I wszystkie listy powyjmowali – bo złodziej tylko patrzy – gdzie skrzynka pełna. Jak nie wyjmują, znaczy – nikogo nie ma.

– Tak, tak.. Ale piękne te narzuty były… Brązy, beże… Zastanawiam się… Może by…
– A po co nam taka kapa – Alutka?
– Nam nie, nie dla nas – ale myślałam, żeby wziąć dla Basi. Na rocznicę ślubu im dać. To już 10 lat będzie! We wrześniu!
– Faktycznie, Alutka! Zapomniałem! Już 10 lat! Jak ten czas leci! Ale kapę – od rodziców? Skromnie jakoś… Ubogo – czy nie? Coś droższego może?
– Skromnie? Kaziu! No jak sądzisz, ile kosztuje taka artystyczna kapa?
– No – ze stówę pewnie!
– Sto złoty! Sto? Kaziu – od 300 w górę! A ta, o której myślę – to 650. Drzewo takie – z gałęziami….
– Drzewo z gałęziami – za tyle tysięcy.. Ale ja się nie znam Alutka, ja tam Basi nie żałuję…  Jedną ją mamy…  Niemożliwe – 10 lat…  A my? A my – Alutka – to ile?
– No jak to ile? Jak to? Skoro Basia ma 36 lat – a urodziła się dwa lata po ślubie – to sam policz!
– 38! W październiku będzie! A za dwa lata – 40! Jakie to gody będą? Diamentowe?
– Rubinowe! Na diamentowe będziesz musiał jeszcze z 20 lat poczekać!
– 20 lat! Ja już nie doczekam Alutka, to ty już sama sobie je obejdziesz…  Beze mnie!
– Przestań Kaziu, popatrz – a tu to taki wielki bochen chleba zawsze był. Co wejść do niego było można. A w nim bułki, chleby, chałki, drożdżówki…
– I osy! Osy! Pełno os! Pamiętasz, jak Basię kiedyś użarła, do lekarza musieliśmy biec?
– A no pamiętam, pamiętam – a jakże! Wstrząsu jakiegoś dostała. Kiedy to było…
– A za dwa lata – to my może i mszę świętą zamówimy, co? Taką z klęcznikami? Jak kiedyś? Alutka?
– W żadnym wypadku! Na środku kościoła klęczeć! Nie i jeszcze raz nie! Mszę zamówić można – ale przed ołtarzem siedzieć nie będę!
– Dobrze, już dobrze… A zobacz Alutka – a tu już stoły na antyki rozstawili. Lubię na starocie popatrzeć, tylko czemu one takie drogie…
– Ciekawe, jaki będzie w tym roku przebój jarmarku.
–  No to ładnie, no to pięknie… Że co? Przebój? Jakaś piosenka?
– Nie, nie – zabawka, co ją wszyscy kupowali.  Takie węże na przykład – w latach osiemdziesiątych – do wywijania nad głową –  jakby rura od odkurzacza – tyle, że pomarańczowa.
– Pamiętam! Basia piosenkarkę z nimi udawała. Po dywanie skakała i do nich śpiewała. Albo buczała tak, buuu, buuuuuuuuu! Ech – pamiętam…Albo takie bębenki z warkoczykami – tych to nawet kilka miała.
– Bębenki? Aaaa – wiem, wiem – takie co w ręce się trzymało – i ruszało to w lewo, to w prawo…  I te warkoczyki – z kuleczką na końcach tak obijały się…  Fajne to było…  Tak… – ale ten czas leci…
– Albo kostka Rubika, ale w kształcie węża…
– A tego nie pamiętam! Węża? No tak…  oooo – a to sąsiadka nasza! Lucyna – ale poczekaj, może nas nie zauważy, co? Tak mi się jakoś nie chce dziś z nią rozmawiać – chodź, na kawę wejdźmy..

(…..)

– 8 złoty? Kawa! Rozbój w biały dzień! Skandal!!!  Alutka – skandal! Dwadzieścia złoty zapłaciłem.
– Kaziu –  przecież codziennie nie chodzisz na miasto na kawę. Raz kiedyś można.. Ale dobra była, mocna, smaczna. Nie powiem. I jaka miła kelnerka, pewnie studentka. Myślała, że my turyści, hi hi – skąd przyjechalim – zapytała.
–  Grzeczna, miła była –  dlatego te 4 złote reszty to już nawet nie brałem, niech napiwek dziewczyna ma. Też się nalata, całe lato – od rana do wieczora.
– Co to teraz te dwadzieścia złoty jest? A sto? Idę do mięsnego – i z 50 zł to zawsze ostatnio płacę. A w chemicznym – tyle samo. I same najpotrzebniejsze rzeczy się bierze – z tych tańszych. Ale – co tam pieniądze – pal licho! Niedługo Saszka przyjeżdża!
– No przecież, przecież! W drugim tygodniu sierpnia – na tydzień! Po mieście pochodzim, w szachy pogramy! I na tę kawę to też możemy się razem przejść, niech wie – że jego wizyta ważna! Tam gdzie dziś byliśmy. Wiesz co, Alutka – ja ci powiem coś w szczerości – ja tych drogich kawiarni to się trochę boję…  Ale tej co byliśmy, to już jakoś nie…  A Saszka – gdyby w lipcu przyjechał – to i na Mistrzostwa Gdańska byśmy poszli zobaczyć… Szachowe.
– A ja zrobię pierogi,  gołąbki. I pieczeń – ze śliwkami. Teraz to już wszystko można kupić Kaziu, ja do dziś nie mogę uwierzyć… Pamiętasz jak z Basią się pod lotnisko do Rębiechowa jeździło? Bułki z szynką kupić? Wartburgiem?
– Pamiętam… tam były, tam można było je dostać – na lotnisku..  A z Cześką jeszcze to my mięso też od Kaszubów kupowali. W Przodkowie…
– A Basia mówiła, że już tu dawno taka ciekawa wystawa jest – o Solidarności – gdzieś koło Zieleniaka. Chodźmy może – podobnież tam sklep nawet taki można zobaczyć – jak dawniej…

(……)

– Bardzo ciekawe, bardzo – Alutka – ale dla młodych bardziej – bo my to dobrze pamiętamy… I grudzień, i sierpień, i okrągły stół.  Ten Tadeusz Mazowiecki to taki za spokojny moim zdaniem na tamte czasy był. Za kulturalny. Może powinien walnąć pięścią w stół…
– Ale on nie Antoni Abraham, hi hi- co to go w Wersalu podobno nawet się bali! Ale on to przecież Kaszub był!
– A pamiętasz – w Polskim ZOO – to Mazowiecki żółwiem był…
– Polskie ZOO – pamiętam, a jakże! Wszyscyśmy oglądali!  Kaczyńscy jako chomiki, Michnik jako…  Nie pamiętam? Ale patrzylim, patrzylim – prawda!
– Lis, chyba Lis!  Adam Michnik jako lis!
– Ech… Jak myśmy to przeżyli wszystko Kaziu… Jak? Tych zomowców, te kolejki, te kartki…
– A Wałęsa to teraz do Jaruzelskiego pojechał! Wstyd! Herbatki się napić! W filiżance!!
– Kaziu! On starego, schorowanego człowieka poszedł odwiedzić… ja na to tak patrzę… Po chrześcijańsku. Jak syn jego – ten szczuplutki taki, do matki podobny – po tym wypadku na motorze w szpitalu był – to podobnież kilka sal dalej sam generał leżał. I wtedy on Wałęsę na tę herbatę do siebie zaprosił…
– Ech, szkoda gadać… Nie podoba mnie się to!  Ale ciekawe te Drogi do Wolności, nie powiem.. Może z Szaszką – jak przyjedzie,  my tu się jeszcze raz przejdziem. Ale u nich – prawdziwych zmian to szybko nie będzie… Gdzie nie spojrzysz – tam Putin!
– I o naszym Papieżu tyle…  Brakuje mi tylko trochę plakatów jakichś, czy zdjęć – o  kobietach. Więcej o kobietach w opozycji powinno być. O Strycharskiej, Walentynowicz, Pieńkowskiej…  I o Danucie Wałęsie też. Muszę Basi książkę Wałęsowej oddać – kiedy oni wracają?
– A w niedzielę! I to od razu do nas na obiad! Pewnie opaleni, hehe  – ciekawe, ciekawe! W solarium chyba, bo lało! He, he! Sam Marek przez telefon mówił – dzień dobry tato – tu Wodniki Szuwarki! A Bartuś i Emilka to mi po angielsku zaśpiewali – I’m singing in the rain!
– Deszczowa piosenka..
– Że co?
– A nic, nic – chodźmy już Kaziu – Fafik sam w domu. Przykrzy mu się bez nas. Jak każde stworzenie – do ludzi ciągnie, do ludzi…

Jarmark Dominikański potrwa w Gdańsku od 28 lipca do 19 sierpnia. Państwo iBedekerowiczowie pojawią się na nim nie raz, zapewne całą rodziną. Pan Kazimierz od lat robi rekonesans, wypatruje ciekawych rzeczy – licząc na to, że na końcu jarmarku będzie wszystko tańsze. Pani Alutka z pewnością kupi piękną narzutę dla córki i zięcia. Postaramy się towarzyszyć im podczas wyprawy. Osobiście ciekawa jestem co Sasza opowie o Rosji – jak się tam obecnie żyje? Nie ma co zgadywać – pożyjemy, zobaczymy!

MKF