Przewodnicy są od zawsze myleni z pilotami. Aaaa – jesteś przewodnikiem! Jak fajnie! Jeździsz z grupami do ciepłych krajów! Nie. Nie? Nie, oprowadzam po Trójmieście. Aaaa. A to jakąś szkołę trzeba skończyć? Nie, kurs. Ale on pewnie po niemiecku jest? Oczywiście, prowadzony dodatkowo w dialekcie bawarskim, a szef kursu ma obowiązkowo krótkie spodenki i kapelusz z piórkiem!:) hej!
Praca pilota jest o wiele trudniejsza niż praca przewodnika. Jaka to niekiedy ulga pożegnać po paru godzinach pracy skwaszoną, ze wszystkiego niezadowoloną grupę, której członkowie mają miny jakby stale czuli jakiś niemiły zapach. Do widzenia! Pa, pa! Nareszcie – myślę sobie przyśpieszając kroku. Pilot jednak ma o wiele gorzej, on z nimi zostaje…
Niedługo minie 20 lat, od kiedy jestem przewodniczką. Pracowałam z różnymi pilotami. Jak w każdym zawodzie są i gwiazdy, i mistrzowie, porządni rzemieślnicy i przeciętniacy, kompletnie beznadziejni i nie nadający się. Wyróżniłam kilka typów.
Zapraszam do lektury z lekkim przymrużeniem oka:)
Pilotka opiekunka
Skrzyżowanie Anny Dymnej z ukochaną przedszkolanką. Jej cechą jest nieustanne, często przesadne i niczym nieuzasadnione dbanie o grupę. Na każdym kroku dogadza, głaszcze, wyciera nos. Uwaga, pies! Uwaga, próg! Oooosa, Osa! Kochani, jutro wszyscy zabieramy ciepluchne pulowerki – bo? Bo? Brawo, zgadł pan, tak! Bo po południu na starówce może być chłodno! Pilotka Opiekunka mówi do grupy jak do dzieci, a starszych wiekiem gości nierzadko prowadzi pod rękę. Chętnie przechowuje im różne rzeczy, kupuje i nakleja znaczki. Starszym paniom poprawia kurtki, wiekowym panom pomaga zawiązać krawat, a z marynarek strzepuje niewidzialne pyłki. Ludzie przeważnie ją kochają i mówią o niej: nasza Alinka.
Magda, jak ja tego nie cierpię! – mówi znajoma pilotka ze Szwajcarii – takiego pieszczenia się z dorosłymi, jakby – kurza melodia – dziećmi byli… W domu to poważni ludzie, prowadzą firmy, zajmują stanowiska, mają karty kredytowe i nawet znają do nich PINy! A na wycieczce pilot mówi do nich jak do dzieci! Tu ma pani widelczyk, a tu nożyk… Widelczyk do buzi, nie do oka… ! Dla mnie – koszmar!
Przesadzasz! – śmieję się – może oni tak lubią? Może właśnie tego chcą? Niedoczekanie! – B. zapala kolejnego papierosa – jestem dorosła, oni też, więc rozmawiam z nimi jak z dorosłymi. Oczywiście, służę pomocą, ale nie traktuję ich jak przedszkolaków. Nie ma mowy! A wiesz dlaczego tylu mocno starszawych turystów wykupuje wycieczki właśnie do Polski? Nie? To ja ci powiem dlaczego! (papieros) – bo rozeszła się opinia – że Polak zawsze przytuli. Możesz prawie nie chodzić, a i tak się tobą zaopiekują. W innym kraju gość usłyszałby od razu – gdzie z tą kulą na Giewont? A w Polsce pilot to ci jeszcze tę kulę poniesie, tyle ci powiem! Po rozmowie z B. już nie wiem, czy mam być dumna, czy powinnam się czegoś wstydzić?
B. jest przykładem innego typu pilotki, a mianowicie –
Pilotka sierżant
Proszę państwa przedstawiam program dnia, kto nie słucha, jego strata! Nie będę powtarzać! Jest wiele innych ciekawszych tematów, które chciałabym państwu dziś przedstawić. To już mówiłam, kto nie uważał!? Tracimy czas! Wczoraj ostrzegałam, że w Malborku jest dużo chodzenia, kto idzie z nami na zamek musi liczyć się ze zmęczeniem. Tak, będzie dużo schodów. Jak państwo nie przestaną rozmawiać, ja przestanę opowiadać. I bardzo proszę przestać narzekać i krytykować. Nie zapominajcie państwo o jednym – my, Polacy, mamy za sobą ponad czterdzieści lat komuny. W stosunku do zachodu Europy mamy więc niezawinione opóźnienie. Ale nadrobimy je, bez obaw! Potrzeba nam jednak jeszcze trochę czasu. Proszę doceniać sukcesy, zamiast wytykać niedociągnięcia. Myśmy odbudowali Gdańsk bez Planu Marshalla, tak, drodzy państwo, bez! Jeśli państwu nie smakuje kawa, bo nie jest taka jak w domu, to proszę następnym razem w nim po prostu zostać.
Ten typ pilota znakomicie sprawdza się w przypadku grup młodzieży. Często w podobną rolę wciela się nauczycielka, czy nauczyciel. To lubię, bo cenię nauczycieli chcących współpracować z przewodnikiem. Uczniowie będą oddaną drużyną pilota lub nauczyciela „sierżanta” pod jednym warunkiem. Musi mieć charyzmę, musi być ciekawy, musi porwać ludzi. Osobiście lubię ten typ pilota, jeśli utrzymywanie dyscypliny w grupie ma wyraźny dla wszystkich cel – chęć podzielenia się wieloma ciekawymi informacjami. Żandarm trzyma ich w ryzach i musztruje, bo chce żeby jak najwięcej skorzystali. Ucisza maruderów, jest energiczny i ma „to coś”, co powoduje, że turyści zapominają o zmęczeniu. Kolejny punkt programu ich nie załamuje, a jest obietnicą ciekawej przygody. Jednak musztra dla samej musztry – mija się z celem.
Pilot Lekkoduch
Spokojnie, zdążymy pani Madziu! Pali się? Najpierw może popłyniemy statkiem, tym pirackim, dobrze? Po ile tam bilety tam są? Zarezerwował pan wcześniej rejs? – pytam ostro – jest środek sezonu. Nie? No to jest problem, bo nie będzie miejsc. Nie będzie? (pan lekkoduch robi minę małego dziecka), jak to nie będzie? Nie ma pani tam znajomości? Mam, ale…. Słuchajcie kochani! – Lekkoduch krzyczy w stronę grupy – Pani Madzia zaraz załatwi nam bilety! Będziemy piratami! Hurra! Ahoj przygodo!
No nic, dzwonię: panie Adamie, mam problem. 40 osób. Wszystko zajęte? Nie, nie zarezerwowali… Rozumiem – jest sezon i jarmark do tego. Trudno, sami sobie winni. Dzięki, pa. Odwracam się w stronę Lekkoducha, ale już go nie ma! Stoi z grupą w kolejce po gofry, śmieje się i macha do mnie, kreśląc tajemnicze znaki. Domyślam się, że chce się dowiedzieć, czy i dla mnie kupić gofra. I z czym. Śmieję, odmachuję, że nie chcę i idę na chwilę ochłonąć. Wtem niespodziewanie oddzwania pan Adam ze statku. Wycofała się właśnie grupa rosyjska! Możemy popłynąć o 12. Pilot Lekkoduch i jego gofrowa drużyna są przeszczęśliwi – znów się udało!
Program zwiedzania grup Lekkoducha jest przeważnie bardzo napakowany i dziwnie ułożony. Do tego Lekkoduch ma często śmieszne pomysły – jak za dwadzieścia czwarta wyjedziemy z Gdańska – to na koncert w Oliwie na pewno zdążymy! Spoko loko – pico bello! Hej, ho! Nie da sobie przemówić do rozsądku, że wyjechawszy spod Novotelu za dwadzieścia czwarta – o godzinie czwartej będzie się (przy dobrych wiatrach) gdzieś na wysokości LOTu.
Pilot Lekkoduch sprawdza się pracując dla ludzi podobnych do niego. Jest niebywałym farciarzem i mistrzem improwizacji. Udają mu się rzeczy, o których inni marzą. Lekkoduch działa wg dewizy – najważniejsze, że jesteśmy w fajnym miejscu, jest piękna pogoda, więc po co się spinać? Trochę więcej luzu pani Madziu! (Madzi nie cierpię, ale jeszcze bardziej nienawidzę Magdzi) Co pani taka poważna?! Jak się nawet na ten koncert nie zdąży, to się park ludziom pokaże! A że pada? Nie jesteśmy z cukru, ha, ha!
Pilot Boi Dudek
Zawsze mi go żal. Boi się grupy, co ludzie wyczuwają w trybie natychmiastowym. Nie zna miasta, nie zna zbyt dobrze programu, nie wie co gdzie i za ile. Boi się powiedzieć turystom, że wstęp do kościoła Mariackiego jest płatny. A propos – mam dosyć wysłuchiwania bzdur – że nigdzie na świecie nie jest pobierana opłata za wstęp do kościołów. Jest to nieprawda, większość świątyń, które zwiedzałam były płatne. Koniec, kropka. Pomodlić się można było oczywiście za darmo, ale tylko w określonym miejscu. Dalej trzeba było zapłacić i tyle.
Pilot Boi Dudek żyje w wiecznym strachu i poczuciu winy. Czuje się winny, że przed południem w niedzielę w kościele jest msza i możemy zwiedzić go tylko z zewnątrz. Cierpi, kiedy pada deszcz. Przeprasza wszystkich, że muszą chodzić po kocich łbach, że latem jest gorąco, zimą zimno. Bierze na siebie fakt, że kelner nie ma drobnych, a poczta późnym wieczorem jest zamknięta.
Boi Dudek nie lubi swojej pracy, jest zmęczony i przerażony już z samego rana. Często nie zna dobrze języka, przez co czuje się jeszcze mniej pewnie. Słabą znajomość języka stara się ukryć poprzez odzywanie się tylko wtedy, kiedy jest to absolutnie konieczne. Woli nie zjeść śniadania, niż spożywać je w towarzystwie ludzi ze swojej grupy. Pewnie przysiądą się od razu i pomiędzy łykiem kawy, a gryzem kanapki zapytają o system szkolnictwa w Polsce i o to, czy rząd Donalda Tuska zamierza wprowadzić walutę euro. I wszyscy wlepią w biedaka zaciekawione spojrzenia.
Na nadmiernie ciekawych zakłócaczy czasu wolnego mam niezawodny sposób – informuję uprzejmie, że poruszana kwestia będzie omawiana w niedalekiej przyszłości. „Natenczas” proszę o cierpliwość, gdyż z pewnością INNI z grupy również będą zainteresowani tematem.
Strachliwość i małą fachowość Boi Dudka zauważają wszyscy w grupie, łącznie z kierowcą. I wedle powiedzenia, że na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą – ochrzaniają go nawet za pogodę, a co tam!
Pilot Mądrala
Już rano mam dziwne wrażenie, że mnie nie lubi. Omawia program bez cienia uśmiechu (u niego na uśmiech trzeba zasłużyć). Często przerywa czytanie programu i patrzy mi poważnie w oczy. Wiem, na co czeka. Czeka, żebym zaprotestowała, powiedziała, że czegoś się nie da. Albo, że mam czas tylko do 10.30, bo potem np. idę z siostrą kupić buty. Niedoczekanie kolego, przejrzałam cię! Dostaniesz miły uśmiech, jeden zero dla mnie!
Podczas zwiedzania im bardziej podobam się grupie, tym bardziej on jest skwaszony. Podchodzi i mówi – kiedyś zwiedzałem Gdańsk z panem Hubertem, ten to oprowadzał! Mistrz, istny mistrz! Jest jednym z najlepszych przewodników po Gdańsku, jakich znam! Zna go pani? Nie. Nie? Bardzo żałuję, że nie mógł nas oprowadzać… No cóż…
Pilot Mądrala często się wtrąca – jest pani pewna, że Schleswig Holstein przycumował właśnie na Zakręcie Pięciu Gwizdków? Nie jestem pewien, pan Hubert mówił…. No nie wiem, czy Dom Zarazy jest na pewno w Oliwie? On chyba jednak we Wrzeszczu jest! Myli się pani, Grass nie miał rodzeństwa! W końcu Mądrala wyciąga z kamizelki przewodnik. A kamizelkę ma niczym pan Anatol, tylko wełnianych papuci brak. (kto wie, z czego to?:)) Myśli, że nie widzę, jak szuka jakiegoś szczególiku, o który od niechcenia zaraz mnie zapyta. Pod koniec żegna się chłodno i krótko, rzadko dziękuje za ciekawe zwiedzanie. No cóż, nie byłam panem Hubertem, o ile on w ogóle istnieje.
W następnej części między innymi – Pilot „Opowiadam o sobie – więc jestem”, Pilot Wesołek, Pilot Nudziarz (beznadziejny przypadek) i Pilotka Trzpiotka:) Zapraszam!
Autor: Magda Kosko – Frączek – nauczycielka, wykładowczyni, doktorantka, tłumaczka, przewodniczka, od niedawna mama Andrzejka, zwanego Dzidziuchem:)
Napisz do autorki: [email protected]
W jakiej książce wspaniałego mazurskiego pisarza, laureata nagrody Pen Clubu (za inną serię książek – co prawda), niestety już nieżyjącego – występuje pan Anatol i jego kamizelka pełna kieszonek? 🙂
Dodałbym jeszcze typ pilota-cwaniaczka, który przy każdej płatności chce urwać dla siebie jakiś kawałek. Również przy rozliczeniu z przewodnikiem. szukając pretekstu potrafi nawet bardzo brutalnie podważyć jakość przewodnickiej pracy.
Przy grupach niemieckich pewnie takich pilotów nie ma, ale przy polskich tematach czasem mogą się trafić…
’Nowe przygody Pana Samochodzika” 🙂 🙂 🙂 kiedyś zaczytywałam się tymi książkami, oczywiście piasnymi przez Nienackiego, te następne, pisane przez innych autorów na tzw „fali Powodzenia” autentykowi do pięt nie dorastały 😉
no, ale w pierwszej kolejności powinnam najpierw pogratulować Ci fantastycznego pióra i świetnych felietonów 🙂 🙂 🙂
Wojtku – tak, jasne, ale ja wolę o pewnych sprawach nawet nie napomykać… Zresztą – w każdym zawodzie, itp… Wolę pisać raczej o przyjemnych sprawach, w tym cyklu przynajmniej. Ewo – brawo!! W takim razie pewnie wiesz również co było do jedzenia w knajpce, w której Pan Samochodzik spotkał się z panem Anatolem? :))) kocham te książki – a śmierć autora – wiele lat temu – przyjęłam z wielkim smutkiem..
Następne części po śmierci Mistrza były jak następny Pirat po naszym Andrzeju…
Pamiętam jak leżałam na hamaku gdzieś w górach, z rodzicami jeszcze się jeździło, czytałam chyba Pan Samochodzik i Fantomas, a ojciec obok na leżaku Niesamowity Dwór. Mieliśmy włączone radio, podano, że umarł Zbigniew Nienacki. A my z książkami w dłoniach patrzyliśmy z niedowierzanem po sobie. Zaraz sprawdzę, kiedy dokładnie to było, kojarzę, że jeszcze w podstawówce..
Zmarł 23 września 1994 – to już liceum, więc to był weekendowy wyjazd – i raczej nie w góry…
O matko – takiego pilota Lekkoducha to bym chyba udusiła, posiekała na kawałeczki i porozrzucała od Oruni po Westerplatte 😉
@Magda- kiełbasa z musztardą i ,do wyboru, piwo lub oranżada 😉
Brawo! Ewo! Brawo! No dobra, to trzecia, ostatnia – właściwie już zadana – kto kogo w jakiej cześci budził patelnią z jajecznicą? No i jeszcze niech będzie czwarta – bo tamta już zadana była pod innym felietonem, ale bez odpowiedzi – jak na imię miał Dyrektor Marczak? :)))
Zauważam, że każdy kolejny felieton Z GDAŃSKIEJ SZUFLADY każdorazowo czyta więcej osób. Dziękuję! Już niedługo może nie będę musiała prowadzić tak intensywnej kampanii zapoznawczej na facebooku. 🙂
A co powiecie na takiego pilota- lekkoducha:
Stoi przed tablicą rozkładów jazdy kolejki w Rzymie, i mówi do grupy: jak widzicie pociąg przyjedzie o 18.15 i idzie dalej.Podchodzę do niego (przyjechałam zeby go zmienić, bo sobie nie razdził na trasie) i pytam : a co Pan właściwie robi? Ma Pan zegarek? Odpowiada: nie .Patrze na niego i chwile sie zastanawiam co mam mu powiedzieć…Panie Zdzisiu, jest godzina 20.10 więc na pociąg z 18.15 to sie chyba nie doczekamy.Proszę poprowadzić grupę na peron i juz nic więcej nie mówić .On na to : a jak sie idzie na peron?
Myślałam , ze Pan zna drogę, przyjechał tu Pan tą samą kolejką….ale po chili już sama prowadzę grupę na peron,mimo że, oficjalne zdanie grupy miało nastąpić dopiero w hotelu do którego zmierzaliśmy. No cóż , nie miałam wiecej cierpliwości, tym bardziej , ze dalej sytuacja wyglądała tak: ma Pan telefon do kierowców Autokaru? No mam – odpowiada.
Dobrze, bedzie trzeba do nich zadzwonic jak juz wsiądziemy do pociągu – tłumaczę. Patrzy na mnie dziwnie i pyta:ale po co teraz, zadzwonie jak dojedziemy.Panie Zdzisiu, (tu przyznam ze jestem juz szczerze rozbawiona …)jak Pan zadzwoni po autokar dopiero po naszym dotarciu na stację to bedziemy musieli na niego czekać, turyśli się porozchodzą a i tak jesteśmy spuźnieni na kolację.Lepiej zeby to autokar na nas poczekał 10 min. Rozumie Pan? Ale sądząc po minie, która wyrażała ogromne skupienie, zdziwienie i coś jakby jego mózg dokonywał niebotycznych obliczeń…cięzko było stwierdzić jednoznacznie czy zrozumiał czy nie. 😉
Zostawiłam go wiec z jego przemyśleniami, nie czekając na odpowiedz.
Magda-och, no przecież Bigosa budziła tak pannaWierzchoń, a dyrektor tak na 99% to był Jan 🙂 zgadza się? 😉
Magda- trochę dziwnie wyglądają te pytania pod felietonem, ale dobra….. powiedz- co oznacza duży prostokąt, a w nim drugi, mniejszy? a co- długa kreskaprzecieta w dwóch miejscachprzez dwie, krótsze prostopadłe? 😉
Wśród pilotów wyróżniłbym jeszcze:
1) luzaków (luzik, mów pan co chcesz, mi się podoba, będę gdzieś na końcu)
2) terminator (ma być tak i kropka a jak nie, to zadzwonię do Wieśka, on tu już był to powie co i jak)
3) incognito (do diaska, kto w tej grupie jest pilotem, ten pan z przodu, ta dziewczynka, czy ten chłopak?)
Piloci nie są tacy źli. Ciało nauczycielskie to jest dopiero temat!
-Kiedyś w małym miasteczku nad Wisłą miałem grupę z nauczycielką, która domagała się by przewodniczka mówiła dzieciom o zabytkach 4 godziny bo ona tam była rok wcześniej na prywatnej wycieczce i wszystko widziała. Wykłócała się o jak najwięcej wiedzy i o maksymalne wykorzystanie przewodnika tak długo jak będzie mógł. Biedne dzieciaczki. Zapamiętałem, że bileterka w kasie współczując mi zapytała mnie czy to w mojej grupie jest ta wredna baba. Zapamiętałem też panie które postępowały tak: „Grupa, jaka grupa? Ahaa te dzieciaczki… To pan się nimi zajmie tak żebyśmy my miały spokój, bo koleżanka chciała tu na jarmarku bursztynek kupić, taką bransoletkę ładną. Także musi być czas wolny, półtorej godziny, żeby zakupy zrobić i kawkę jakąś wypić :)”
U pilotów luzaków występuje też gatunek „kamforus”. Mówi: dzień dobry, przyprowadziłem grupę, to teraz mamy 5 godzin na zwiedzanie, a ja przez ten czas poczekam tu i tu. I znika jak kamfora. Takich miewam najczęściej.
Nauczycielki i nauczyciele, przewodnicy, piloci, w każdym zawodzie są tacy i siacy. Ostatnimi czasy mam przykładowo bardzo dobre doświadczenia z państwowymi lekarzami, godzinę temu np – a mówi się, że są mili ino prywatnie… O nauczycielach też będzie w następnym felietonie i o przewodnikach….
Dyrektor Jan Marczak 🙂 zgadza się.
Ewo – panna Wierzchoń i długowłosy pan Bigos – a to o prostokątach – wstydzę się, nie wiem – coś mi pachnie Niesamowitym Dworem? Wolnomularze ? Dworek Czerskiego?
Justyna – Kamforruss – super określenie 🙂 – czasem rozumiem, że człowiek chce po prostu odpocząć, ale pilot ani tym bardziej nauczyciel nie powinien zostawiać grupy – bo nie wiadomo co się może wydarzyć.
Magda-podpowiem, nie wolnomularze tylko Templariusze 🙂
No właśnie Pana Samochodzika i Templariuszy czytałam bardzo, bardzo dawno, wstydzę się, wrócę do lektury niebawem!
„Pan Samochodzik i niesamowity dwór”
W Niesamowitym Dworze nie było templariuszy, ino Wolnomularze 🙂 ?
Popieram, wolnomularze. Sympatyczne książki dzieciństwa
Dzieciństwa! Nieeee! 🙂 do dziś, do dziś! 🙂
A’propos pilota typu „kamforus” to podobnie zachowują się czasami nauczycielki przychodzące na wycieczki z przewodnikiem. Niby są obecne ciałem, no bo przecież muszą być, ale myślami krążą gdzieś daleko, daleeeeeko i zachowanie ich podopiecznych zupełnie ich nie interesuje. No bo przecież jest przewodnik! Doświadczamy tego z Ewą Czerwińską (na szczęście niezbyt często:)) podczas spacerów Gdańskie Miniatury.
tak, to czasem rzeczywiście tak jest – ale proszę nie kraść mi tematyki na kolejny felieton 🙂 – bo zamierzam o tym też napisać. 🙂 ja – nauczycielka.
Zgadza się, do dziś. Bo do sympatycznych książek z dzieciństwa zawsze się wraca. Mają jakiś urok.
Do sympatycznych książek z dzieciństwa zawsze się wraca. Coś w tym jest.
Ostatnio przeczytałam ponownie Cudaczka Wyśmiewaczka i Filonka Bezogonka. 🙂 Obie książki zakupiłam na Allegro – już pod kątem Dzidziucha. Obowiązkowo Dzidziuch przeczyta też (albo ja mu) Dzieci z Bullerbyn, wszystkie Pany Samochodziki, Niewiarygodne Przygody Marka Piegusa i Tomka Sawyera. 🙂