„Urodziłem się po to by kochać Orunię”

Zdjęcie graffiti z takim sloganem otrzymałem kilka lat temu w poczcie mailowej. Co przyświecało jego autorowi? Wówczas nie zastanawiałem się nad tym. Jednak teraz, kiedy przyszło mi zrobić foto relację z tego miejsca, przyznaję się, że chyba miał rację.

Każda miejska metropolia stara się, aby jej przedmieście było w miarę reprezentacyjne. Owszem jest to miejsce, gdzie powstają nowe osiedla, tu swoje siedziby mają mniejsze lub większe hurtownie, nie wspominając już o wielkich centrach handlowych.

Jednak przypadek dzielnicy Orunia jest wyjątkowy. To tu przebiega główny ciąg komunikacyjny z południa kraju (nie zapominając o trójmiejskiej obwodnicy) – trakt św. Wojciecha, który wita wszystkich turystów zmierzających czterema kółkami do Gdańska. Co ich wita? No właśnie, widok niezbyt specjalny.

Dzieje Oruni to fascynująca historia. Plądrowana, niszczona, grabiona, zalewana wodą. Wiedziała, że musi poświęcić się dla miasta (jako jego przedmieście). A jednak, zawsze odradzała się, by żyć i rozkwitać na nowo.

Podobnie jak nie ma lepszych i gorszych miast, tak też nie ma gorszych i lepszych dzielnic. Są tylko – z różnych przyczyn – mniej lub bardziej zaniedbane, zamożniejsze i uboższe, reprezentacyjne i peryferyjne. Jednakże ich mieszkańcy mają na to zwykle bardzo ograniczony wpływ.

Jerzy Samp

Niestety coś w tym naturalnym łańcuchu odradzania zostało zakłócone. Orunia po II wojnie światowej, tak jak wiele innych dzielnic, została poważnie zniszczona. Wiele budynków mieszkalnych i użyteczności publicznej zostało zrujnowanych. Część z nich zaraz po wojnie nadawała się już tylko do wyburzenia. To samo było z losem wielu zakładów produkcyjnych, które w wyniku zniszczeń ii późniejszych grabieży, nie wznowiło swojej wcześniejszej działalności.

Miejsce dotychczasowej ludności niemieckiej, zmuszonej wkrótce do opuszczenia swojej dotychczasowej ojczyzny, zajęła ludność napływowa: z ziemi kieleckiej, rzeszowskiej, lubelskiej, białostockiej, jak i ta przybyła już zza wschodniej granicy: Polesia, Wołynia, Lwowa, Wilna. Wielonarodowościowa wieża Babel. W ten sposób rozpoczął się następny etap rozwoju dzielnicy. Jednak dokonywało się to już w kompletnie innych realiach – politycznych i społecznych. Dotychczasowy łańcuszek odnowy został przerwany. Został zastąpiony nowym, który pozbawiony został jakiegokolwiek powiązania z przeszłością.

Śledząc dzieje Oruni, ma się wrażenie, że na blisko 60 lat została zapomniana przez miasto, niedostrzegające potrzeb mieszkających tu osób. Przypomniano sobie o jej istnieniu dopiero w lipcu, 2001 r., kiedy to cała dzielnica została zalana przez niegroźną dotychczas Radunię.

Za rok minie dekada od tego wydarzenia. Czy jest lepiej?

Rewitalizacja Oruni nie jest nowym pomysłem. Jako teren zdegradowany, już wcześniej została wpisana przez urzędników do tzw. Lokalnego Programu Rewitalizacji. Wszystko szło w dobrym kierunku i już niedługo na Orunię obok Nowego Portu, Dolnego Miasta, Dolnego Wrzeszcza i Letnicy, miał spłynąć strumień europejskich funduszy. Tak się jednak nie stało. Bo właśnie z tego grona jako jedyna, właśnie Orunia została wykluczona.

Nie ma dzielnic dobrych i złych, lepszych i gorszych, są tylko tacy lub inni mieszkańcy, od których w znacznym stopniu zależy zła lub dobra ich sława

Jerzy Samp

O potrzebę rewitalizacji spytałem radnego Miasta Gdańska, reprezentującego m.in. ten okręg wyborczy, pana Mariusza Pankowskiego:

Orunia powinna być dzielnicą, w której w pierwszej kolejności powinna dokonać się rewitalizacja. W przypadku tej dzielnicy bardzo ważne jest, aby proces rewitalizacji skorelowany był z działaniami na rzecz przeciwdziałania zagrożeniu powodziowemu.

Na pytanie o najważniejszy element tego procesu Mariusz Pankowski odpowiada:

Najważniejszym elementem rewitalizacji Oruni musi być rewitalizacja społeczna, a więc podjęcie działań na rzecz aktywizacji i integracji mieszkańców. Sądzę, że znakomicie sprawdziłby się na Oruni program wspierania inicjatyw sąsiedzkich na rzecz zagospodarowania podwórek.

A jak ożywić ten teren pod względem społeczno – ekonomicznym?

– Za bardzo ważny element rewitalizacji społecznej uważam tworzenie warunków infrastrukturalnych do rozwoju małej i średniej przedsiębiorczości – tłumaczy Pankowski – i dodaje – miasto powinno m. in. opracować program wspierania drobnego handlu i rzemiosła na terenach rewitalizowanych dzielnic, a także wspierać tych mieszkańców, którzy chcą wziąć sprawy w swoje ręce i otworzyć biznes na swojej posesji – objaśnia

Po kilku miesiącach gorącej dyskusji nad tym faktem, w gdańskim magistracie założono zespół, który ma koordynować plan przyszłej rewitalizacji tej dzielnicy. A więc zielone światło?

– Wydział Rewitalizacji UM w Gdańsku od wiosny br. pracuje nad przygotowaniem programu rewitalizacji dla dzielnicy Gdańsk Orunia- przyznaje Marianna Sitek – Wróblewska – dyrektor Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznej, mającej swoją siedzibę na Oruni – i dodaje – Pierwszym z działań jest ratowanie Kuźni przy ul Gościnnej. W trakcie przygotowań jest także diagnoza społeczna oraz przeprowadzone zostały konsultacje z lokalnymi organizacjami i podmiotami dotyczące wskazania obszaru Oruni, w którym powinny skupić się działania rewitalizacyjne .

Tak czy inaczej, Orunia musi zostać objęta rewitalizacją. Mimo długich procedur – pisania całego projektu oraz powstania wytycznych, według których urzędnicy będą w stanie skonstruować ostateczny wniosek, generalne zmiany są potrzebne. I fakt, że fundusze z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego, mogą dotrzeć tu najpóźniej w latach 2014 – 2016 nie wydaje się aż tak straszny. Mam tylko nadzieję, że po latach ów „graficiarz” będzie dumny, że urodził się po to by kochać Orunię.

Autor: Paweł Jarczewski