W ramach seminarium wpisanego w projekt „Polonia sopocka”, które odbyło się w Muzeum Sopotu, wysłuchałam opowieści z szalenie smutnym epilogiem. Dziennikarz Adam Grzybowski przybliżył bowiem słuchaczom postać Stanisława Przybyszewskiego – skandalisty i dramaturga, sopocianina, kolejarza i wielkiego formatu społecznika, zapomnianego przez władze Gdańska i Sopotu. Ale od początku…
Przybyszewski to nazwisko, jednoznacznie kojarzące się z artystycznym przywództwem Młodej Polski, ale także nałogami, licznymi romansami i skandalami, które w 1920 r. zmusiły go do opuszczenia Poznania. Dzięki rozlicznym znajomościom udało mu się otrzymać pracę w Gdańsku. Udało się, albowiem w owych czasach o zajęcie nie było łatwo. Jej przyjęcie świadczyło jednocześnie o desperacji popadającego w kłopoty finansowe pisarza. Funkcja urzędnika w biurze tłumaczeń Dyrekcji Kolei Państwowych to nie był przecież szczyt marzeń dla intelektualisty.
Zapewne marząc o wdychaniu klimatu bohemy artystycznej, postanowił zamieszkać w Sopocie, tym samym decydując się na codzienne, uciążliwe dojazdy do pracy w Gdańsku. Początkowo zamieszkał przy ul. Podjazd, żeby ostatecznie osiąść na kilka lat w mieszkaniu przy ul. Lipowej.
Zgodnie z kontraktową umową o pracę, zajmował się tłumaczeniem z języka niemieckiego na polski dokumentów kolejowych i wszelkich instrukcji. Pełnił też rolę rzecznika prasowego, a na przełomie lat 1920 i 1921, podczas strajków kolejowych, był autorem apelu do kolejarzy, nawołującego do propolskiego i prospołecznego nastawienia.
W 1921 r. Przybyszewski został zaproszony do wygłoszenia odczytu w Domu Bractwa Kurkowego, należącego do Towarzystwa Strzeleckiego, a zdobiącego promenadę Friedrich Wilhelm Schützenhaus – dzisiejszą ul. 3-go Maja. Kiedy pisarz przybył na miejsce, okazało się, że patriotyczny wykład, który miał wygłosić, nijak się miał do atmosfery rodzinnego pikniku, wypełnionego zabawą, śmiechem i być może alkoholem. Opowiadający o pisarzu Adam Grzybowski nie dotarł do informacji, czy wykład ów doszedł do skutku, dość powiedzieć, że Przybyszewskiego nie zraziła zaistniała sytuacja. Nawiązał kontakty z Polonią gdańską i postanawiał dla niej wygłaszać referaty. Pierwszy z nich odbył się dla środowiska robotniczego w siedzibie ochronki przy ul. Żabi Kruk.
Kiedy usłyszał o inicjatywie powołania Gimnazjum Polskiego w Gdańsku, natychmiast skojarzył potrzebę zgromadzenia funduszy ze swoją trzydziestą rocznicą rozpoczęcia pracy twórczej. Podjął próbę zorganizowania z tej okazji cyklu wykładów w głębi Polski, które okazały się sukcesem nie tylko medialnym, ale również finansowym. Tym sposobem akcja stworzenia Gimnazjum Polskiego zakończyła się pełnym sukcesem, a Przybyszewski na dobre oddał się pracy społecznej. Jego następnym przedsięwzięciem stało się organizowanie pomocy dla polskich studentów Technische Hochschule der Freien Stadt Danzig oraz akademika przy ul. Legionów.
Kolejnym wyzwaniem dla Stanisława Przybyszewskiego była pomoc w zorganizowaniu Domu Polskiego – marzenia społeczników jeszcze sprzed I wojny światowej. Pisarz ponownie ruszył w roli prelegenta w podróż po Polsce, napisał też list otwarty do Juliana Tuwima, z prośbą o wsparcie finansowe przedsięwzięcia i odniósł kolejny sukces. Dom Polski został otwarty. Na uroczystość nie został zaproszony ani Przybyszewski, ani nikt z komitetu założycielskiego inicjatywy…
Czy to za sprawą zaistniałej sytuacji, czy nieodpowiadającego pisarzowi klimatu nadmorskiego – w 1924 roku Przybyszewski opuszcza Gdańsk. Ponownie dzięki układom przyjaciół, znajduje pracę i mieszkanie. Tym razem melduje się w Warszawie i podejmuje pracę w kancelarii Prezydenta RP. Zajmuje pięciopokojowe mieszkanie na Zamku Królewskim, a jego ówczesna małżonka Kasprowiczowa, wydaje się być niezadowolona z takiego locum.
Trzy lata później, zmęczony już życiem, pogodzony z Bogiem i wyciszony, ponownie odwiedza Sopot. Ponownie i po raz ostatni.
Wkład Przybyszewskiego w rozwój lokalnej Polonii był nieoceniony, ale niestety również niedoceniony. Do dzisiaj jedynie tablica na I pietrze w budynku DOPK, zamontowana dwadzieścia pięć lat temu, przypomina gdańszczanom o tym niezwykłym społeczniku. Jak zapowiedział autor prelekcji o pisarzu, jest nadzieją, że jesienią, kolejną płytą zostanie upamiętniona 90. rocznica jego przyjazdu do Gdańska i Sopotu. Póki co jednak, Adam Grzybowski, na koniec prelekcji zasugerował zamianę tytułu wykładu ze: „Stanisław Przybyszewski – sopocianin, kolejarz, społecznik” na „Stanisław Przybyszewski – nieodwzajemniona miłość Wolnego Miasta Gdańska”. Jakże uzasadniona to zmiana.
Ja tytułem uzupełnienia dodam, że bez mała miesiąc temu, w budynku dawnego Gimnazjum Polskiego, zainaugurowała działalność Społeczna Scena im. Stanisławy Przybyszewskiej, córki bohatera wykładu w Muzeum Sopotu.
W dalszej części seminarium poświęconego Polonii sopockiej, można było wysłuchać równie ciekawych wykładów, które wkrótce zostaną wydane drukiem:
– Nadzór policyjny nad polskimi letnikami w Sopocie na przełomie wieków XIX i XX – Janusz Dargacz (Muzeum Historyczne Miasta Gdańska)
– Kolekcja malarstwa Romana Janty-Połczyńskiego – Dobromiła Rzyska-Laube
– Polskie szkolnictwo w Sopocie i w Wolnym Mieście Gdańsku do września 1939 r. – Karolina Babicz (Muzeum Sopotu)
– Sopocianie w aktach Komisariatu Generalnego R.P. w Wolnym Mieście Gdańsku – Adam Kujot ( Stowarzyszenie Archiwistów Polskich)
– „Protokularz Zespołu Polskich Towarzystw Kościelnych” za lata 1936-1939 z archiwum parafii NMP Gwiazda Morza w Sopocie – Małgorzata Buchholz-Todoroska (Muzeum Sopotu)
Brak komentarza