Brunon Zwarra, autor m.in. „Wspomnień gdańskiego bówki” i książki „Gdańsk 1939”, skończył 94 lata. O urodzinach pamiętały Grażyna Knitter i Krystyna Ejsmont ze Stowarzyszenia Waga, które osobiście złożyły życzenia panu Brunonowi. Była to okazja do długiej rozmowy nie tylko o historii, ale też współczesności.

Brunon Zwarra - urodzinyUpływ czasu zdaje się omijać znamienitego gdańszczanina. Wprawdzie ze wzrokiem słabo, za to pamięć wręcz wyśmienita. Po części zapewne dlatego, że pan Brunon stara się być aktywny. Nie tylko chłonie wiadomości ze świata, lecz także wnikliwie je analizuje – kto, co, kiedy, a przede wszystkim dlaczego? Jego osądy są bezkompromisowe, zawsze jednak daje się wyczuć troskę. Zależy mu, aby nadal przekazywano wiedzę o Polakach z Wolnego Miasta. Młode pokolenie musi się mieć świadomość, ile odwagi wymagało przyznawanie się do polskości w opanowanym przez hitlerowców Gdańsku. To właśnie za wierność Rzeczypospolitej ojciec Brunona Zwarry i wielu jego kolegów, przyjaciół zostało w czasie wojny zamordowanych przez Niemców. Najgorsze jednak były upokorzenia, jakich gdańscy Polacy doświadczyli po 1945 roku w związku z tzw. weryfikacją autochtonów. Ludzie, którzy nierzadko zaliczyli pobyt w obozach koncentracyjnych, musieli udowadniać, że są lojalnymi Polakami! Równie bolesne były plotki rozpowszechniane w grudniu 1970 roku, że bunt robotników inspirują… przedwojenni Gdańszczanie.

Walcząc o szacunek dla Polaków z Wolnego Miasta, pan Brunon wypomina Günterowi Grassowi kłamliwe – jak uważa – opinie o naszych rodakach. Przede wszystkim chodzi o powieść „Blaszany bębenek”, w której noblista przedstawiał Polaków w krzywym zwierciadle. Wystarczy przypomnieć postać Józefa Koljaiczka, „wielokrotnego podpalacza”, za sprawą którego „w całych Prusach Zachodnich tartaki i składy drzewa dostarczały hubki dla rozbłyskujących dwubarwnie narodowych uczuć”. Jakby tego było mało, Grass wzbogacił te fragmenty książki akcentami katolickimi (a więc nasuwającymi skojarzenia z polskością), pisząc, że udział w pożarach miała Najświętsza Maria Panna, a tłum przypatrujący się płonącym tartakom „intonował jakoby Bogurodzicę”.

– To hitlerowcy nazywali Polaków „podpalaczami”, oskarżając nas, że prowokujemy do wojny! – unosi głos pan Zwarra i przypomina, że równie fałszywie Grass przedstawił obrońców Poczty Polskiej.

Ich męczeństwo jest dla autora „Wspomnień gdańskiego bówki” jednym z najtragiczniejszych doświadczeń minionej wojny. Z przejęciem opowiada o ostatnich chwilach pocztowców przed egzekucją, o tym że państwo polskie nie zdało egzaminu, każąc im walczyć, choć było wiadomo, że obiecanej odsieczy nie będzie. Przy okazji wraca myślami do Biskupiej Górki, na której pocztowcy byli więzieni.

Dla Brunona Zwarry Biskupia Górka to miejsce szczególne. Tu spędził dzieciństwo. Mówi, że było ono „szalone”. Czas płynął na zabawie z rówieśnikami, pasją był futbol. Dlatego podpytuje, co się na Biskupiej Górce zmieniło i czy odbudowano dom, w którym mieszkał, a który został zniszczony w 1945 roku? Kiedy słyszy, że nie, wygląda jakby żałował. Z drugiej jednak strony cieszy się, że mieszkańcy interesują się swoją dzielnicą.

– To dobrze, tak trzeba – mówi z przekonaniem.

Marzeniem Krystyny Ejsmond jest nakręcenie filmu o panu Brunonie, choć on sam odnosi się do pomysłu sceptycznie. Przekonuje, że co miał do przekazania, zapisał już w książkach. Ma tylko nadzieje, że jeszcze długo będą one miały swoich czytelników.

Tekst: Marek Barski