W Sopocie narodził się pchli targ Sopottelo, czyli artystyczny i wielokulturowy rynek ludzi oryginalnych. Inauguracja nastąpiła 20 i 21 kwietnia 2013 r.
Chcesz wyposażyć dom w unikatowe lub stare meble, wyszperane ze strychu lub wykonane własnoręcznie bibeloty? Szukasz skrzynkowego aparatu do kolekcji, albo monet sprzed dziesięcioleci? Lubisz przebierać w wykopanych z dziadkowych szuflad medali, cebulowych zegarków i ołowianych żołnierzykach, albo odkrytych w ziemi guzikach, łuskach karabinowych i innych elementach wojskowego wyposażenia? Potrzebujesz na ścianę coś bardziej intrygującego niż standardowe fototapety i plakaty z Empiku lub Ikei? A może masz dość produkowanych masowo biżuterii i odzieży? To dla Ciebie powstało narodził się pchli targ Sopotello.
I rzeczywiście. Niepowtarzalność to motyw przewodni wystawców na rynku przy ul. Polnej w Sopocie Wyścigi, gdzie na co dzień królują owoce, warzywa i inne produkty spożywcze. Spośród dziesiątek stoisk, nie znalazło się żadne, na którym znaleźć można było tanią i masową chińszczyznę. Choć trafił się „ciucholand”, czyli wystawka odzieży używanej, ale też lepszego sortu.
Uwagę przykuwały jednak bardziej niesamowite meble po renowacji, jak np. fotel z obiciem na szynach od konika bujanego, albo sekretarzyki, które pamiętają przełom XIX i XX wieku. Na ścianę można było nabyć niesamowite ikony, metalowe reklamy kultowych napojów, oprawione w ramy okienne, pięknie malowane motywy roślinne i zwierzęce, albo – raczej już zabytkowe – zegary.
Panie mogły wybierać na stoiskach pomiędzy unikatowymi torbami z filcu, malowanymi lub wyszywanymi, oraz biżuterii – haftowanej, z decoupage’u, szkła, plastiku, skóry i metalu, a nawet… psiej sierści.
Dla panów były stoiska ze spinkami do mankietów np. z zatopionych w masie ziarenek kawy lub przycisków z maszyn do pisania, kolekcjonerskimi monetami, zegarkami na rękę lub kieszonkowymi, czy też aparatami od popularnych Zenitów do skrzynkowych unikatów. Można było stać się posiadaczem trofeum z zawodów kręglarskich.
Miłośnicy historii mogli znaleźć dawne niemieckie gazety i książki, wykopane m.in. w Bornym Sulimowie (jak zapewniał wystawca) odznaczenia, łuski, sprzączki od pasków i inne pozostałości wyposażenia żołnierskiego, albo ceramiczne kapsle z gdańskich browarów. A propos złotego trunku, to spróbować można było podczas Sopotello rzemieślniczego wyrobu o swojskiej nazwie Browar Sopocki.
Najmłodsi mogli zobaczyć czym bawili się ich rówieśnicy przed dziesięcioleciami – były drewniane klocki, samochodziki, żołnierzyki. Nie zabrakło współczesnych, fikuśnie zaprojektowanych maskotek.
Wycieczki pomiędzy stoiskami umilały występy muzyczne różnego gatunku. Gwoździami popołudni były koncerty Klezmafoura (w sobotę) i Jerzego Połomskiego (w niedzielę). A zwiedzających/kupujących było naprawdę wielu. Mimo płatnego wejścia (3 zł bilet normalny, 6 zł – rodzinnych, dochód przeznaczony na działalność organizatora Sopotello – Sopot Art Fundację) w kolejce do wejścia można było spędzić nawet kilkanaście minut. Taka frekwencja, zarówno wśród wystawców jak i zainteresowanych, może oznaczać, że w nadmorskim kurorcie pojawiła się kolejna ciekawa propozycja kulturalno-handlowa na sobotnio-niedzielne, przyjemne spędzenie czasu i zdobycie niebanalnych przedmiotów dla siebie lub na prezent.
– To bardzo ciekawa inicjatywa. Oby się utrzymała. Można tu znaleźć mnóstwo niesamowitych cudeniek. Samą przyjemnością jest po prostu przechadzanie się i wyławianie perełek oraz podziwianie ludzkiej pomysłowości na poszczególnych stoiskach. Ja sama wystawiam tu przedmioty dekoracyjne ze szkła artystycznego – komentuje Emilia Kalkowska-Marszałek.
Gabriela Gancarz z Sopotu stwierdziła, że na kolejnym Sopotello wystawi swoje hobbystycznie haftowane w domu bibeloty i ozdoby. – Zdobyłam się na odwagę widząc jakim zainteresowaniem cieszyły się stoiska z tego rodzaju własnoręcznie wykonanymi wyrobami. Nastała chyba moda na dekorowanie swoich domów w takie rzeczy. Może więc ludzie zainteresują się moimi ozdobami?
Czy na nastepnym Sopotello rzeczywiście kolejni hobbyści wystawią swoje prace? Oby, bo pomysł tego typu targu wydaje się znakomity.
Tekst: Arek Gancarz
TAM BYŁA DESKA Z SOWĄ!!! A ja nie poszłam po nią… I po tę Matrioszkę obok też nie…
No i się skończyło. Fajny pomysł upadł z powodu głupoty organizatorów – opłaty za wejście, zbyt duże opłaty od wystawców, w końcu wszyscy stwierdzili, że za droga zabawa, bo przecież wystawcom nie chodzi o kasę, tylko o fajne spędzenie weekendowego popołudnia. Ale jeśli jeszcze mieliby do tego dokładać… Sorry, Winnetou! Ostatnio wystawców można zliczyć na palcach obu rąk. Leżało, leżało i umarło.