Stefan Jacek Michalak, latarnik z Nowego Portu, był gościem spotkania zorganizowanego przez Stowarzyszenie Dobrych Wiadomości i restaurację Perła Bałtyku. W wieczorze uczestniczyli mieszkańcy Nowego Portu oraz przyjaciele latarnika.
Barwna osobowość Jacka Michalaka przyciąga ludzi, to jest pewne. Jego ogromna wiedza nabyta podczas wędrówek po świecie, skrywane za jakby zatroskaną twarzą znakomite poczucie humoru i zdolności gawędziarskie powodują, że przebywanie z nim jest prawdziwą przyjemnością. Ileż to już razy słuchałam opowieści właściciela Latarni Morskiej w Nowym Porcie, a jednak za każdym razem wychwytuję nowe smaczki.
Wieczór w Perle Bałtyku otworzyła szefowa Stowarzyszenia Dobrych Wiadomości – Marta Polak, przybliżając sylwetkę bohatera wieczoru. Przedstawiła go nie tylko jako inżyniera, przez lata „jedną nogą” mieszkającego w Kanadzie, i wielkiego miłośnika latarni morskich, ale także jako rzeźbiarza i… pisarza. I rzeczywiście, Jacek – niech mi będzie wolno tak pisać o moim dobrym znajomym, wydał książkę „Rub Al Chali„. Akcja trzymającej w napięciu podróżniczo-przygodowej powieści toczy się w Arabii Saudyjskiej, a czytelnikowi przychodzi do głowy pytanie, na ile jest to powieść autobiograficzna.
Spotkanie w wypełnionej po brzegi restauracji, w której unosiła się woń, pieczonych przez właścicielkę Iwonę Kwiatkowską, jabłek (jadłam, pyszne!), latarnik rozpoczął od dziecięcych wspomnień związanych z Gdańskiem. Urodził się w Warszawie, ale dzieciństwo i młodość spędził nad Motławą. Studiował elektronikę w Gdańsku i Warszawie, a po uzyskaniu absolutorium wyjechał z kraju. Osiadł w Kanadzie, ale jego związki z Gdańskiem są ogromne. Od początku lat 90. ubiegłego wieku przemierzał polskie wybrzeże i marzył… Marzył o posiadaniu latarni morskiej.
– W Gdańsku, w Nowym Porcie, natrafiłem na latarnię przeznaczoną do rozbiórki. Nie było w niej okien ani drzwi, a w dachu była dziura wielkości kapelusza. Długo nie myślałem – złożyłam podanie do Urzędu Morskiego, z kopią do prezydenta Pawła Adamowicza. Niemal natychmiast zostałem zaproszony do prezydenta. Ten patrzył na mnie z lekkim zdziwieniem, ale koniec końców, w 2001 r. stałem się właścicielem latarni – wspominał Jacek.
W ten sposób Jacek Michalak stał się prekursorem ruchu, którego celem było posiadanie tak bezsensownego, w opinii wielu, obiektu – nieczynnej latarni morskiej. Dla Jacka Michalaka stało się to jednak sensem życia. Po przejściu całej drogi usłanej kolczastymi formalnościami i kosztownym remoncie, w 2004 roku latarnia została oddana do użytku – powstało w niej Muzeum Latarnictwa.
– Zawsze powtarzam, że zrealizowanie mojego marzenia było możliwe dzięki wsparciu bardzo wielu życzliwych ludzi, z prezydentem Pawłem Adamowiczem na czele – podkreślał bohater wieczoru.
Po kilku słowach wstępu usłyszeliśmy, wzbogaconą slajdami, historię rozwoju latarnictwa w Gdańsku. Wszystko się zaczęło od Twierdzy Wisłoujście, w 1758 r. wybudowano Blizę – cylindryczną wieżę o wysokości 20 metrów, po której dzisiaj nie ma śladu, aż wreszcie w 1893 roku została oddana do użytku latarnia, pozostająca na służbie do 1984 roku. Zdobiła ją ażurowa kula czasu, pozwalająca kapitanom statku na precyzyjne nastawianie chronometrów pokładowych. Sygnał dochodził do kuli kablem telegraficznym aż z Berlina.
– Niestety, Guglielmo Marconi wynalazł telegrafię bezprzewodową i wszystko popsuł – podsumował dowcipnie Jacek Michalak.
Właściciel latarni opowiadał też o pierwszych strzałach II wojny światowej i historii 3-calowej armaty, z której obrońcy Westerplatte ostrzeliwali zajęty przez Niemców Nowy Port i uszkodzili latarnię morską. W latach 1939 – 45, armata, stanowiąca niemiecką zdobycz wojenną, zdobiła Szkołę Marynarki Wojennej we Flensburgu.
– Napisałem do dzisiejszego admirała szkoły, żeby mi oddał pamiątkę historycznie związaną z Nowym Portem. Niestety, otrzymałem odpowiedź, że chętnie by to uczynił, ale jest jeden problem. Armata zaginęła – opowiadał Jacek Michalak.
Uroczy wieczór zakończył się zapowiedzią kolejnego, morskiego spotkania zorganizowanego przez Stowarzyszenie Dobrych Wiadomości*, oraz hasłem „szukamy armaty”:) No to szukamy.
Niejako na marginesie tych kilku słów o wieczorze dodam, że gdyby na czas spotkania z restauracji usunięte zostały stoliki, to dla wielu komfort słuchania byłby znakomicie lepszy, a i wszyscy chętni by się zmieścili w restauracji:)
* 16 listopada w Filii nr 29 WiMBP odbędzie się projekcja filmu „Znaczy kapitan”
Zaproszenie na spacer po Nowym Porcie z Aleksandrem Masłowskim
Brak komentarza