Miasto Gdańsk prowadzi szczytną akcję dokarmiania ptaków. Ja się jednak zastanawiam, czy wszyscy rozumieją jej zasady…

Kilka dni temu, kiedy szłam ulicą Szeroką, z zamyślenia wyrwał mnie przeraźliwy skrzek mew. Ujrzałam nad sobą oszalałe stado ptaków, atakujących okno jednej z kamienic. Aby ustrzec się przed zbombardowaniem przez ptasie odchody, przebiegłam na drugą stronę ulicy. W jednym z okien zobaczyłam starszą panią karmiąca skrzydlatych przyjaciół. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że owo dokarmianie skutkuje niesmacznym zagrożeniem dla przechodniów, a przede wszystkim koszmarnym zabrudzeniem kamienicy. To najbrudniejsza elewacja na tej ulicy.

Na stronie Miasta Gdańsk czytam o ogromnym zainteresowaniu zimową akcją dokarmiania ptaków:

W piątek 11 stycznia wyczerpały się zapasy karmy dla ptaków zakupione przez Wydział Środowiska i przekazywane mieszkańcom Gdańska. Przez ostatnie cztery dni po karmę ustawiały się kolejki chętnych!

I świetnie, akcja znakomita. Ja jednak postulowałabym obok „instrukcji dokarmiania” ptactwa umieszczenie informacji, że czynność ta nie powinna mieć miejsca w oknach kamienic. Zanieczyszczona elewacja w historycznym centrum miasta nie stanowi bowiem jego (tego miasta) najlepszej wizytówki.

Nie wiem, być może są jakieś regulacje dotyczące dokarmiania, a ja do nich nie dotarłam, podobnie jak pani z ulicy Szerokiej. Jeśli jednak takowych nie ma, to może to jest temat dla Radnych Miasta?:)