Mewa Towarzyska gościła w ubiegłą środę zespół „Niechęć”, który równie dobrze, co z jazzem i muzyką filmową, radzi sobie z post-rockiem.

1Mimo, że scena jazzowa jest jedną z najobszerniejszych scen muzycznych w tym kraju, to dość rzadko zdarza się zespół, któremu udaje się pogodzić gusta publiki jazzowej i miłośników alternatywny. Jest to o tyle trudna sztuka, że trzeba wykazać się szerokimi horyzontami, swobodnie działać na styku różnych stylistyk, jednocześnie nie tracąc przy tym rozpoznawalnego charakteru. Ostatnim takim przypadkiem jest zespół Niechęć, który konsekwentnie zdobywa coraz większą popularność. Wydany dokładnie rok temu debiut pt. „Śmierć w miękkim futerku” zaskoczył zgrabnym połączeniem muzyki gitarowej, psychodelicznej oraz filmowej. Zwłaszcza ta ostatnia odcisnęła duże piętno na brzmieniu grupy, bowiem wiele utworów sprawiało wrażenie żywcem wziętych z kina noir. Detektywi z nieodłącznym papierosem w ustach, pościgi samochodowe, przebiegli gangsterzy – te obrazy przesuwały mi się przed oczami, gdy słuchałem „Śmieci w miękkim futerku”.

Warszawiacy przyjechali do sopockiej Mewy Towarzyskiej z nowym materiałem, który znajdzie się na nadchodzącej płycie. Podczas koncertu można było przekonać się, że muzyka filmowa zeszła na dalszy plan, ustępując szeroko pojętej muzyce alternatywnej. Więcej teraz w kompozycjach warszawiaków jest elementów rocka alternatywnego, czy nawet zimnej fali. Utwory są krótkie i intensywne, a gitara oraz bas korzystają z całej gamy różnych efektów, w związku z czym w nowych kawałkach nie brakuje brudu i szorstkości, ale także typowej dla post-rocka przestrzeni.

Moją uwagę przykuła niezwykła, jak na swój jazzowy rodowód, sekcja rytmiczna. Niejednokrotnie basista Stefan Nowakowski wyręczał swojego kolegę, gitarzystę Rafała Błaszczaka, w prowadzeniu głównej linii melodycznej numeru. Z kolei gra perkusisty Michała Kaczorka w niczym nie przypomina delikatnego głaskania bębnów miotełkami , które to dla wielu jest synonimem jazzowego stylu gry. Kaczorek pędzi naprzód, opiera swój styl na mocnych akcentach i z pewnością bez problemu odnalazłby się w niejednym mocniejszym gitarowym składzie. Taka sekcja rytmiczna wyróżnia Niechęć i przyjemnie kontrastuje z nieco wycofanymi saksofonem oraz klawiszami.

Środowym koncertem, Niechęć pokazała, że po bardzo dobrym debiucie nie maja zamiaru spocząć na laurach i poszukują swojego muzycznego języka na styku jazzu i alternatywy. Mam wrażenie, że ich drugi album mnie w tym przekonaniu tylko umocni.

Autor: Krzysztof Kowalczyk

 Relacje z trójmiejskich koncertów