Ryszarda Skarżyńskiego ([’] 13 września 2013 r.), dzisiaj dziewięćdziesięcioletniego dżentelmena, znam od dziecka. Jako podrastająca panienka, z przyklejonym do szyby okiennej nosem, podglądałam jego taneczne wyczyny na parkiecie Ośrodka Wypoczynkowego Politechniki Gdańskiej. Był niezastąpiony, a elegancja jego ruchów na długo pozostała w mojej pamięci.

inż. Ryszard Skarżyński

Niestety nadszedł dzień, kiedy ten obraz został wyparty przez  kształtki, zawory, spłuczki, trójniki redukcyjne, śrubunki…  Przekroje rur, normy dotyczące wysokości montowania pisuarów, wyjściowa wartość obliczeniowa temperatury wody i inne potworności, powodowały u mnie, która na politechnice znalazła się przez pomyłkę, narastającą niechęć do wszystkiego co techniczne. Ofiarą mojego buntu stali się wykładowcy, którzy usiłowali zrobić ze mnie „szambonurka”, był wśród nich również dr inż. Ryszard Skarżyński. Jego osoba zaczęła mi się kojarzyć głównie z instalacjami sanitarnymi.

Wiele lat po ukończeniu (o dziwo!) studiów, ponownie pojawił się na mojej drodze, tym razem w kolejnym wcieleniu – wielkiego miłośnika miasta nad Motławą.  Nasza wspólna miłość do Gdańska spowodowała, że… umówiliśmy się na kawę, potem kolejną, i kolejną…  Obraz inżyniera stopniowo był wypierany przez jakże silną duszę humanisty. Profesor, bo dla mnie, mimo formalnego braku tego tytułu, Ryszard Skarżyński jest Profesorem, okazał się kolekcjonerem sztuki, znawcą literatury i muzyki poważnej. Posiada ogromną wiedzę o Gdańsku i chętnie wspomina powojenne czasy miasta, do którego przybył w 1945 roku z Opoczna:

Do Gdańska przyjechaliśmy wczesnym rankiem; panował jeszcze mrok. Z pociągu wylała się spora grupa ludzi i zgromadziła się w przestronnej, prawie pustej, z powybijanymi szybami okiennymi, hali dworcowej. Na ulicy żadnego ruchu. Przypomniało mi się, że przez ten dworzec już przejeżdżałem jako trzynastoletni chłopiec. Była to szkolna wycieczka do budującej się Gdyni. Podczas przejazdu przez Wolne Miasto Gdańsk drzwi wagonów zostały zaplombowane, ale przez okna mogliśmy oglądać mijane miasto. Prawdopodobnie był to okres jakichś wyborów, bo jeszcze do dzisiaj mam w oczach las flag ze swastyką i gdzieniegdzie nieśmiało łopoczące biało-czerwone chorągwie. Takich widoków się nie zapomina. […]

Na końcu pięknej, lipowej alei, pokazała się ażurowa, metalowa brama, a z obu jej stron wznosiły się pokryte dachówką niewielkie budynki z czerwonej cegły. W pewnej odległości, za bramą, wznosił się potężny, kilkupiętrowy gmach. Z daleka uszkodzenia nie były widoczne. Przedstawiał się imponująco. Politechnika Gdańska – czy ja tu będę studiował?*

Studiował, potem przez długie lata oddawał się pracy dydaktycznej.

3 marca Profesor skończył dziewięćdziesiąt lat. Z tej okazji, w budynku dawnego Instytutu Hydrotechniki, dzisiaj należącego do Wydziału Inżynierii Lądowej i Środowiska, odbyła się piękna uroczystość jubileuszowa. Jej współorganizatorem był Klub Seniora Politechniki Gdańskiej, który w 1990 r. założył między innymi Profesor.

W jubileuszu wzięła udział rodzina, przyjaciele oraz obecni i emerytowani pracownicy Politechniki Gdańskiej. Były kwiaty, szampan, wspaniały tort urodzinowy, a w oczach szczęśliwego Profesora kręciły się łzy.

– Dziękuję Bogu, że mając dziewięćdziesiąt lat pamiętam jak się nazywam i wiem jak trafić do domu – radował się Jubilat.

Kiedy Profesor odbierał moc serdecznych życzeń, ja myślami popłynęłam do Głównego Miasta. Tam, w mieszkaniu z widokiem na Drogę Królewską, wypoczywając przy stylowym, okrągłym stoliku i popijając aromatyczną kawę z porcelanowej filiżanki, wsłuchuję się w opowieści inżyniera i wielkiego humanisty w jednej osobie. – Oby ten stan trwał jak najdłużej – pomyślałam.

* – fragment wspomnień Ryszarda Skarżyńskiego.

Z pamiętnika Ryszarda Skarżyńskiego – stan wojenny
13 grudnia 1981 r.
14 grudnia 1981 r.
15 grudnia 1981 r. 
16 grudnia 1981 r.