Najpierw była Wisła i jej ujście. Wisła przy tym ujściu nie była jeszcze martwa, uchodziła do morza, a nie do kanału portowego. A Gdańsk? Gdańsk leżał kilka kilometrów w głębi lądu, ale jego byt zależał od możliwości żeglugi i docierania do morza właśnie Wisłą. 

Mewi Szaniec / Fot. Aleksander Masłowski

Mewi Szaniec / Fot. Aleksander Masłowski

Nic więc dziwnego, że od najdawniejszych czasów miejsce, gdzie Wisła łączyła się z Bałtykiem miało dla Gdańska znaczenie trudne do przecenienia. Dla Gdańska, ale i dla ogromnego dorzecza tej rzeki, które przeważnie pokrywało się (przynajmniej częściowo) z Polską.

Oczywistym było w niespokojnych czasach, a czasy były zazwyczaj niespokojne, że miejsce o takim strategicznym znaczeniu musi być zabezpieczone przez wrogiem. Tak zaczęła się długa i ciekawa historia fortyfikacji ujścia Wisły. Najbardziej widocznym i imponującym efektem kilkuset lat działalności fortyfikacyjnej w tej okolicy jest oczywiście Twierdza Wisłoujście, która zaczęła się od skromnej strażnicy, by osiągnąć z czasem rozmiary sporej fortecy, prezentującej do dziś kolejne etapy rozwoju techniki zabezpieczania miejsca przed ludzką zachłannością i gwałtownością.

Twierdza jednak, mimo, że stale rozbudowywana i ulepszana, zaczęła z czasem tracić na znaczeniu. Nie ona jedna, bowiem rozwój sposobów ataku (głównie artylerii) sprawiał, że urządzenia obronne wymyślone paręset, a czasem tylko parędziesiąt lat wcześniej, stawały się po prostu bezużyteczne. W przypadku ujścia Wisły dochodził dodatkowy czynnik niweczący zalety Twierdzy – morski brzeg i miejsce, w którym wody rzeki łączyły się z morskimi, odsuwał się od niej stale na północ. Zaczęło się od mielizn powstających z materiału nanoszonego uparcie przez wody Wisły, które z czasem zaczęły wynurzać się z morza, by stać się wyspami, czasem nawet łącząc się z lądem.

I tak wspaniała Twierdza Wisłoujście stawała się pięknym, ale coraz bardziej przestarzałym obiektem militarnym, który musiał zostać zastąpiony, lub przynajmniej uzupełniony nowocześniejszymi rozwiązaniami. W ten sposób, w okolicy ujścia Wisły powstawać liczne fortyfikacje, które były wprawdzie nowoczesne, ale ani rozmachem, ani urodą nie dorastały nawet do pięt Twierdzy.

Jedną z tych „nowinek” był wzniesiony po raz pierwszy za tzw. „I Wolnego Miasta”, a wiec w czasach francuskiej okupacji, Mewi Szaniec. Powstał tuż obok nowszego, bo przesuniętego względem starego o paręset metrów na północ, ujścia Wisły. Początkowo był konstrukcją ziemną – wysuniętym dziełem systemu Twierdzy.

Dokonany przez francuskich inżynierów wybór miejsca pod budowę fortyfikacji uzupełniającej zdolności obronne Twierdzy okazał się trafny, skoro dokładnie w tym samym miejscu trzy dekady później, już po przepędzeniu Francuzów z Gdańska, Prusacy przystąpili do budowy trwałej, dobrze zaplanowanej konstrukcji obronnej. Tak powstał nowy Mewi Szaniec, choć należałoby w tym wypadku mówić raczej o „Mewim Forcie”, bowiem była to samodzielna jednostka obronna. Fort miał kształt pięciokąta, otoczonego fosą, z bramą i zwodzonym mostem od południa. Rozbudowa i modernizacja w latach 70. XIX w. przekształciła fort w baterię trzech dział o kalibrze 210 mm. Konstrukcja stanowisk dla dział i schronów amunicyjnych wykorzystywała już w tym czasie eksperymentalnie na razie stosowany beton, który zastępował między innymi dawne, drewniano-ziemne bomboodporne stropy.

Mewi Szaniec / Fot. Aleksander Masłowski

Jednak i dla Mewiego Szańca rozwój artylerii okazać miał się zabójczy. Specjaliści doszli bowiem do wniosku, że całość jest za wysoka i zbyt dobrze widoczna od strony morza, a więc zbyt narażona na ostrzał artylerii okrętowej. Pięć lat przed końcem XIX w. zdemontowano działa i przeniesiono je na nowe stanowiska w Brzeźnie. Przez pewien czas fort służył jeszcze celom wojskowym, by ostatecznie utracić znaczenie i funkcje militarne w 1912 r. Fosę zasypano, wały zniwelowano, a teren i budynki przekazano portowi, który urządził tam magazyny i warsztaty.

W tym czasie Wisła znalazła sobie już dawno nowe ujście (przez Górki), a nawet dostała jeszcze nowsze od ludzi. Woda, która płynęła obok Twierdzy Wisłoujście i Mewiego Szańca nazywała się już Martwą Wisłą. Co więcej, w 1845 r. zamknięto dla żeglugi zamulone ujście Wisły, a ruch statków skierowano przez kanał portowy między wyspą Westerplatte, a Nowym Portem.

Z czasem stare ujście zasypano i wyspa Westerplatte stała się półwyspem. A Mewi Szaniec, wykorzystywany całkiem pokojowo, znikał stopniowo, element po elemencie. W latach międzywojennych przez jakiś czas służył nawet Polskiemu Klubowi Morskiemu. Swój udział miał także mieć w najbardziej chyba dla okolicy istotnym wydarzeniu historii, jakim było rozpoczęcie najstraszniejszej jak dotąd wojny. Pozostałości starego fortu posłużyły Niemcom za miejsce koncentracji wojsk przed atakiem na Westerplatte, a następnie, kiedy polska placówka poddała się po siedmiu dniach, jako pierwsze miejsce internowania jej obrońców.

Mewi Szaniec dzisiaj

Dzisiejszy Szaniec Mewi to jedynie echo dawnych funkcji i dawnej świetności. Przez lata służył administracji morskiej w celach magazynowych i warsztatowych, w tym do przechowywania i konserwacji znaków nawigacyjnych, ostatnio częściowo przekazany został gminie miejskiej. Oznacza to dla jego południowej części jak na razie swoistą „bezpańskość”, nie widać bowiem specjalnie w tym miejscu żadnej aktywności, ani nie słychać o jakichś koncepcjach zagospodarowania obiektu, będącego bardzo ciekawym przykładem portowego fortu. Przez środek majdanu biegnie obecnie nowiutki, metalowy płot, któremu znawcy problematyki złomowniczej nie wróżą zbyt długiego istnienia. Słyszy się tez czasem o planach poszerzenia w tym miejscu kanału portowego, co mogłoby być przysłowiowym „gwoździem do trumny” tego wszystkiego co pozostało z fortu. Biorąc jednak pod uwagę zastój w gdańskim porcie taka ewentualność nie budzi jak dotąd specjalnego niepokoju. Trudno powiedzieć, co należałoby zrobić, by uratować ten zabytek i inne jemu podobne w naszej okolicy, które, choć nieliczne, są jednak nadzwyczaj ciekawymi świadkami swoich czasów.

Miejmy nadzieję, że hiobowe proroctwa odnośnie przyszłości Mewiego Szańca okażą się przesadzone i jeszcze kiedyś bramę z resztkami napisu „MOEWEN SCHANZE” będziemy przekraczać swobodnie by wewnątrz coś ciekawego obejrzeć.

Autor: Aleksander Masłowski