Kaplica św. Anny to jeden z najmniejszych gdańskich kościołów, tak mały i tak usytuowany, że bywa zazwyczaj określany mianem „zaledwie” kaplicy. Dzięki zbiegowi okoliczności historycznych stanowi jednak miejsce niezwykłe, już to przez swoją architekturę, już to z uwagi na oryginalne wyposażenie, które miało szczęście uniknąć zniszczenia, a także ze względu na swoją niegdysiejszą, nieco odmienną od innych gdańskich świątyń funkcję.

 

Kwestia początków kościoła budzi kontrowersje. Raczej między bajki należy włożyć to, że kaplica powstała na żądanie Kazimierza Jagiellończyka, będąc przez to sztandarowym wyrazem troski monarchy o duszpasterską posługę dla zamieszkałych w Gdańsku Polaków. Uważa się, że powstała dopiero w początkach wieku XVI. Wiadomo, że w 1552 r., po likwidacji klasztoru franciszkanów, a w czasie wizyty w Gdańsku króla Zygmunta Augusta, stała się kościołem polskojęzycznych luteran. Nie jest jednak prawdą podawana czasem informacja, że Kościół św. Anny był jedyną w Gdańsku świątynią, gdzie gromadzili się wyznawcy nauki Marcina Lutra, chcący słuchać kazań w języku polskim. Drugim miejscem, z którego korzystali mówiący po polsku wierni była kaplica przy Szpitalu św. Ducha, a z czasem polskie nabożeństwa pojawiają sie także i w innych świątyniach.

Lokalizacja kaplicy wiąże ją rzecz jasna z powstałym w XVI w. w dawnym kompleksie franciszkańskim Gimnazjum Akademickim, gdańskim „prawie uniwersytetem”. Ponieważ w programie nauczania w tej uczelni była nauka języka polskiego, to właśnie profesorowie Gimnazjum byli jednocześnie polskimi kaznodziejami w Kaplicy św. Anny. Wówczas była to rzeczywiście kaplica, nie posiadała bowiem parafii, a o byciu członkiem wspólnoty jej wiernych decydowała znajomość języka polskiego. W praktyce istniało zjawisko „przejściowości” przynależności do polskiej wspólnoty luterańskiej gromadzącej się w kaplicy. Normalną praktyką było to, że w polskich nabożeństwach uczestniczyli nowi mieszkańcy Gdańska i to tylko do czasu, aż poznali dostatecznie język niemiecki. Jeśli nie oni sami, to ich dzieci, urodzone i wychowane w Mieście, dołączały do „zwykłych”, czyli niemieckojęzycznych wspólnot parafialnych.

Od 1653 r. funkcję polskiego kaznodziei spełniał jeden z diakonów Kościoła św. Trójcy. Na samodzielność i status kościoła, choć nadal bez terytorialnej parafii, oczekiwać musiała Kaplica św. Anny aż do roku 1709, kiedy ustanowiono osobnego kaznodzieję, uprawnionego do udzielania sakramentów wiernym, nadając mu zaszczytne, ostatnie miejsce w hierarchii gdańskiego duchowieństwa luterańskiego, tuż za teologami Gimnazjum. Analiza ksiąg parafialnych prowadzonych od tego czasu potwierdza fakt odpływu wiernych do innych parafii, daje się bowiem zauważyć przewaga chrztów i małżeństw nad pogrzebami, a na przełomie XVIII i XIX w. udzielanie już niemal wyłącznie chrztów. Ciekawym obyczajem, a właściwie zachowaniem przepisanym przez ordynacje Rady było prowadzenie w kaplicy św. Anny dwujęzycznych – polsko-niemieckich obrzędów, które odbywały się w przypadku nieznajomości języka polskiego przez jedno z zawierających małżeństwo narzeczonych, lub przez któregoś rodziców chrzestnych chrzczonego dziecka.

Twierdzi się wprawdzie, że za lat świetności kaplicę odwiedzano tak chętnie, że brakło miejsca w jej wnętrzu, przeto wierni gromadzili się na dziedzińcu. Jednak w XIX wieku, przy zachowanym polskim statusie kaplicy jej gmina liczyła zaledwie kilka osób. Samodzielność kaplicy jako kościoła zakończyła się definitywnie w 1876 r., kiedy pojęta została decyzja o likwidacji gminy polskiej. Pięć lat wcześniej zmarł ostatni kaznodzieja prowadzący w kaplicy nabożeństwa po polsku, jakim był Theodor Mili.

Systematycznego spadku zainteresowania udziałem w polskich nabożeństwach w kaplicy nie był w stanie przeciwdziałać nawet obdarzony wielką osobowością kaznodzieja Mrongowiusz. Charakterystyczna jest jego wypowiedź zanotowana w powizytacyjnych dokumentach, jakie sporządził w roku

Jest nieco szczególnie starych bardzo spragnionych nabożeństwa prostych osób. Jeśli spytać nieuczęszczających o przyczynę ich nieobecności, podają, jak to jest w Ewangelii Łukasza w rozdziale 14. wszystkie możliwe powody. Zdając sobie sprawę z tego, że współczesny czytelnik może znać Biblię gorzej od XIX-wiecznego teologa, przytoczmy ów fragment z Ewangelii św. Łukasza:

Kiedy nadszedł czas uczty, posłał swego sługę, aby powiedział zaproszonym: Przyjdźcie, bo już wszystko jest gotowe. Wtedy zaczęli się wszyscy jednomyślnie wymawiać. Pierwszy kazał mu powiedzieć: »Kupiłem pole, muszę wyjść, aby je obejrzeć; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego!« Drugi rzekł: »Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego!« Jeszcze inny rzekł: »Poślubiłem żonę i dlatego nie mogę przyjść«.

I takie właśnie zapewne tłumaczenie słyszał niestrudzony miłośnik języka polskiego, próbując utrzymać swoją gminę.

Odtąd kościół stał się na powrót kaplicą Kościoła św. Trójcy. Wobec niewielkiego i stale malejącego zapotrzebowania na polskie nabożeństwa, na przełomie XVIII i XIX w., kaplica służyła również jako kościół garnizonowy, stacjonującemu w południowej części Miasta pruskiemu regimentowi piechoty „von Hanstein”.

W odróżnieniu od „dużego” kościoła, kaplica św. Anny zachowała funkcję liturgiczną również w niesławnym okresie francuskiej okupacji. To właśnie tam odbywała nabożeństwa luterańska gmina Przedmieścia, bowiem Kościół św. Trójcy służył jako magazyn odzieży. Druga połowa, a w szczególności koniec wieku XIX przyniosły okolicy spore zmiany związane ze stopniową likwidacją wałów po zachodniej stronie śródmieścia. Szeroka przestrzeń, która powstała w ten sposób w miejscu dawnego Bastionu Kot i miejskiej fosy, na nowo wyeksponowała cały zespół pofranciszkański. Wciśnięta niegdyś między Kościół św. Trójcy a wał kaplica, uprzednio trudno dostrzegalna, na nowo pojawiła się ze swoim wspaniałym szczytem w krajobrazie tej części Miasta.

Lektura uzupełniająca: Kaplica św. Anny cz. II

Autor: Aleksander Masłowski

Kopia obrazu Matki Bożej Ostrobramskiej w kaplicy św. Anny