Drogie Czytelniczki i Czytelnicy! I znów wita się z Państwem gdańska rodzina iBedekerowiczów. Tworzą ją: pan Kazimierz, pani Alutka, ich córka Basia, zięć Marek i wnuczęta – starszy Bartuś i młodsza Emilka. Jest jeszcze jamnik Fafik i wszechwiedząca sąsiadka Lucyna. Jak mówi o niej pan Kazimierz – parodiując niezapomnianą Irenę Kwiatkowską – „kobieta plotkująca, co żadnej plotki się nie boi”. iBedekerowicze mieszkają w Gdańsku, na Dolnym Mieście. Sprawdźmy, co u nich słychać!:)

Fot. Autorka

– Powiedz mi no Alutka, dlaczego oni nie śpią tam, gdzie grają?
– Kto nie śpi?
– No ci – piłkarze. Grają na Ukrainie, mieszkają u nas….
– Pewnie u nas wolą, u nas im lepiej…
– Ale żeby trenować tak daleko od stadionu? A jak oni potem tam dojadą?
– Dolecą. Samolotem dolecą. Chociaż Hiszpanie to w Gniewinie trenują. A u nas grają, więc lecieć nie muszą.
– W Gniewinie? To niedaleko Wejherowa chyba?
– Tak, tak. A Niemcy u nas w Gdańsku, a Irlandia….
– Niemcy w Gdańsku! Niemcy w Gdańsku! A po co w Gdańsku!? Kto ich…
– Kaziu!
– No dobrze, już dobrze! Ale stadion – muszę przyznać – piękny jest… I kto by pomyślał – jak żeśmy do Lucyny na działkę jeździli – że tam stadion niedaleko będzie! A agrestu żeśmy zawsze nawieźli, pamiętasz? Tylko teraz tam rozkopane jeszcze strasznie. Nie zdążyli! – jak zawsze…
– Zdążyli! Kaziu, zdążyli! Ta budowa obok to zupełnie co innego jest. Tam będzie przebiegała Trasa Słowackiego, która połączy się pod Martwą Wisłą  z Trasą Sucharskiego.
– Niby jak?
– A tunelem! A wiesz, Marek mówił, że jego siostra Magda to się w czasie meczów opiekuje tymi dziećmi – co z piłkarzami na trawę przed samym meczem wychodzą. Jak hymny jednych i drugich odśpiewają, to dzieci wracają.
– No wiem, wiem – wychodzą, za rękę z piłkarzami idą. A to polskie dzieci są?
– Różne. To się nazywa dziecięca eskorta McDonalds’a. I stroje mają mieć i w ogóle.
– McDonalds’ a? Tych hamburgerów to powinni zakazać! Że też rodzice…
– A ja się z Tobą Kaziu nie zgadzam! W McDonalds ‘ie nie musisz hamburgerów i wielkich frytek zamawiać, możesz lody i sok. Pierogi też w nadmiarze szkodzą. Gdybyś je codziennie jadł.
– A bym jadł, z chęcią bym jadł! A te to z czym będą?
– A ruskie, hi hi ..
– Ruskie… hihi, to oni będą w końcu w Bristolu spać, czy się przelękli?
– Będą, niech śpią, przecież to młode chłopaki są, co oni mają z wielką polityką wspólnego…
– Pamiętasz – Cześka, moja siostra, jak ona nie lubiła Rosjan…!

– Nie lubiła, ale miała powody… Zresztą ona nie lubiła ZSRR, a nie Rosjan. Z Saszką to na naszym ślubie tańcowała, że hej! Jak ona wtedy mówiła? Jak to było? Aaaa, że gdyby miała trzy tygodnie w sanatorium z kimś pokój przez cały turnus dzielić – to już wolałaby z Ruskiem, niż z Niemcem. Bo Rosjanin – ukradnie, wypije, ale swój człowiek!
– A Saszka też się z tego śmiał! I mówił – że kura nie ptica…. Ech, w szachy to on gra, jak on gra! Dawnośmy nie grali! Saszka pisał, że może na jarmark by w sierpniu przyjechał, na parę dni… to może by u nas…?
– Saszka? Przyjedzie!? No nic nie mówiłeś! U nas, jasne, że u nas! Gdzie po hotelach! U nas – Fafik, słyszysz? Cieszysz się? No pewnie, że się cieszysz! Gdzie mu po hotelach się tułać, biedakowi – w dużym się mu pościeli!
– Ale że nasi w drużynie u Niemców grają…. I tak nie wstydzą się?
– A czego Kaziu? Czego mają młode chłopaki się wstydzić? Dobrego kontraktu? Toć oni nie żołnierze, nie z karabinem latają przecież, tylko piłkę kopią. Saszka przyjedzie! To się pierogów nalepi i ciasta upiecze! A przecież mi żal, że tu w drzwiach nie pojawi się Puszkin, tak chętnie bym dziś choć na kwadrans na koniak z nim wpadł…. Lalala, pamiętasz? Jak on to grał! Jak on tego Okudżawę grał….
– Ale nasi jednak grają u Niemca!
– U jakiego Niemca? Kaziu, zlituj się! Teraz my i Niemcy to wspólna Europa! Co było – nie wróci i szaty rozdzierać by próżno…. Cóż, każda epoka ma własny obyczaj i ład…. Lalala….
– Wspólna Europa, wspólna Europa! Co Twoje to moje, a co moje – to nie rusz!
– No, woda już wrze, to pierogi wrzucam i zaraz jemy. A po południu Basia z dzieciakami przyjdzie to może i na spacer pójdziemy?
– Ciekawe, czy na procesji byli? Tam u nich na tych nowych osiedlach to procesje w ogóle chodzą, czy nie?… Chyba ten Podolski to właśnie u Niemców gra…
– Tak, Łukasz Podolski, z Gliwic. Jest jeszcze Miroslav Klose. Z Opola.
– A to Ślązaki! Ukryta opcja…
– Kaziu! Łukasz Podolski to żonę Polkę ma!
– No to chociaż coś… Oooo – telefon! Telefon! Kto to może być? Hallo! Zdrastwuj Sasza! No zdrastwuj brateńku! Kopę lat, koooopę lat! Tak, tak – u nas się zaczyna, hoho, zaczyna się! No pewnie, że u nas! Nie, Niemcy nie grają, trenowali tylko! Zresztą – jakie to Niemcy – to nasi – NASI! Tak, ten Podolski i Klose, jacy oni Niemcy! Z Gliwic i Opola są. Ale opowiadaj Saszeńka, no opowiadaj bracie! Dawnośmy w szachy nie gralim, nie gralim!

………..

– No i przyjedzie, Alutka! Przyjedzie, na tydzień aż – w sierpniu! To ja już ćwiczyć zaczynam, zaczynam… Oooo – patrz no tylko i dzieciaki już są!
– Cześć tatku, oooo mama! Jak pięknie pierogami pachnie!
– No wchodźcie, wchodźcie, to razem zjemy! Już nakładam, już! Zaraz zjemy! Umyjcie rączki i siadajcie, siadajcie!
– A na procesji wy byli? Bartuś, Emilka – powiedzcie teraz dziadziusiowi, czy na procesji byliście?
– Tak! Tak! Faaaafik! Gdzie Fafik! Jeeest! Cześć Fafiku! Babciu, a Fafik to może pierogi jeść?
– Nie, Fafik ma swoje jedzenie, pierogi nie dla niego.
– Ten to wszystko zje, on wszystko zje ten Fafik, prawda Fafiku? – oooo – Marek! Zięciu!
– Dzień dobry, zaparkować musiałem aż przy Łaźni. Strasznie dużo dziś aut!

– A co to będzie w samo Euro!
– A we wrześniu – pamiętacie – jak żeśmy z Niemcami na naszym stadionie grali – to się im mówiło: jeszcze dziś wieczorem Polacy strzelą co najmniej trzy bramki! A Niemcy na to – tak, tak, dwie bramki Klose, dwie Podolski, hehe! Hehe! A po co ojciec te książki szachowe wyjął?
– A wyjąłem, bo wujek Sasza w sierpniu przyjeżdża i u nas spał będzie! Ach, to w szachy my pogramy, ale my pogramy! Rok temu wygrał w gambicie hetmańskim, to ja dla niego na sierpień przygotuję wariant w obronie sycylijskiej… Którego jeszcze Saszka pewnie nie zna! O!
– A tatuś wie, że przez internet może tatuś cały rok w wujkiem Saszką grać?
– Co ty mówisz Basiu – przez komputer?
– A tak – musicie się obaj zalogować na Kurniku.
– Na kurniku? Że jak?
– Potem tatku Marek Ci pokaże, a wiecie co – ja mam w pracy jedną koleżankę Niemkę i ta mi mówiła, że jej rodzice mają ogrodnika. Tam u nich, pod Hannoverem. Ogrodnika z Ukrainy.
– Pewnie jego dziadek był w UPA..
– Tatkuuuuu! No i jej ojciec nie miał przez całe lata z kim w szachy grać. Bo tam u nich to już prawie nikt nie gra. I przypadkiem okazało się, że ten ogrodnik też gra! Więc teraz wygląda to tak, że do południa obaj robią w ogrodzie, a po południu grają.
– Obaj robią w ogrodzie?
– Tak, bo jej ojcu chodzi o to, żeby ogrodnik miał po południu czas na grę. Śmiesznie, nie?
– Pewnie teraz mu chytry Niemiec mniej płaci…
– Taaaatku! Płaci mu tyle samo!
– Babciu, a wiesz, że dziś chodziliśmy po kwiatach? I to środkiem ulicy, samym środkiem!

– I policjant patrzył i nic nie mówił!
– A ksiądz to złote słońce niósł! I dwóch panów go trzymało, żeby się nie przewrócił. Czekałem, babciu, aż wszyscy zaśpiewają – Kokokoko, Euro spoko, ale nie zaśpiewali! Inne piosenki były!
– Bartusiu, bo są różne pieśni. Na różne okazje. A wiecie, że jak wasza mama była mała, to i nawet kwiatki sypała, jeszcze zdjęcia chyba gdzieś będą….
– No więc wujek Sasza napisał, że przyjedzie!
– A Ojciec to z wujkiem Aleksandrem to chyba już ostatni z tych w Gdańsku – co listy piszą. Maile się teraz wysyła, a nie na pocztę lata.
– Maile, maile – nie ma jak list, na porządnym papierze. Jak czytam list od Saszki to jakbym z nim rozmawiał. Po charakterze pisma poznaję jak się czuje, czy nie zabiegany….
– No jak tam sobie ojciec chce, ale jak coś, podłączę Wam internet. Będziecie mogli sobie codziennie rozmawiać.
– Nie trzeba, na razie nie trzeba… I tyle jest aut i rakiety unoszą nas w dal…. A przecież mi żal, że po Moskwie nie suną już sanie… I nie ma już sań, i nie będzie już nigdy, a żal! Lalala….
– A kto tu Okudżawę nuci? A dzień dobry wszystkim!
– Oooo, pani Lucyna, dzień dobry!
– Dzień dobry, otwarte było, to weszłam! A pan Marek to specjalnie chyba tak daleko zaparkował, żebym nie widziała, żeście przyjechali, co?
– A gdzie tam, gdzie tam! Miejsca nie było.
– Lusiu, pierogów z nami zjesz?
– A zjem, co mam nie zjeść, jak dają – to biorę, a jak biją – to uciekam! Hehe.
– To siadaj, siadaj szybko, i bierz, bierz, póki ciepłe.
– A na procesji byliście?
– A bylim, bylim, a jakże!
– Jak mało ludzi okna ustroiło, wstyd! Wstyd! Gdyby nasz papież to widział! Jakby przykro mu było!
– Przykro? Benedyktowi?
– Jakiemu Benedyktowi? Mówię, przecież – „naszemu papieżowi”! A nie temu nowemu…
– On też przecież nasz. I nie znowu taki nowy – już siedem lat….
– To już siedem lat! Mój Boże, siedem lat!
– Kiedyś to okna się stroiło! Każdy stroił! Czym miał! A teraz – obrazek mały powieszą i zadowoleni! A gdzie kwiaty? A gdzie flagi? A i siebie przystroić ludziska już zapominają. Idą w dżinsach, w bluzach. Jak to tak? Wstyd!
– Ależ co Ty mówisz, Lusiu, wielu ludzi wyglądało odświętnie…
– Ale mało, mało! Ta co koło Łaźni na Jaskółczej mieszka to faktycznie, garsonkę miała…
– Lusiu, nie plotkujmy! Nie plotkujmy!
– Ja nie plotkuję przecież, tylko mówię. Ponadto – życie bez plotek jest mało barwne. A piątkowy mecz panie Kazimierzu będziecie oglądać?
– No pewnie popatrzym, prawda Alutka?
– A kto z kim gra?
– My z Grecją. I kto wygra?
– A tego to nikt nie wie…. Póki piłka w grze!

Zapiski z Dolnego Miasta – Noc Muzeów

Pani Lucyna przewiduje 2:0 dla Grecji, ale oby się myliła. Zapowiedziała też, że przyjdzie na mecz do swoich sąsiadów, bo jak że to tak – kibicować samemu? Pan Kazimierz wydawał się z początku lekko zaskoczony, ale sąsiadka dodała szybko, że przyniesie ciasto swojej roboty – pysznego pleśniaka. A ponieważ – jak mówi pan Kazimierz – pani Lucynie z rzeczy na P zaraz po plotkach najlepiej wychodzi właśnie pleśniak – niech przyjdzie już przed 18.:)

MKF