Znacie ten ból, prawda? Brak miejsc parkingowych, tłumy ludzi na ulicach, hałas, ścisk i niemożność szybkiego przedostania się spod Złotej Bramy nad Motławę. To czas, kiedy w Gdańsku odbywa się Jarmark św. Dominika.

Jarmark św. Dominika

Fot. Magazyn Gdański

Nie lubimy Jarmarku. My, gdańszczanie, my, mieszkańcy Trójmiasta. Kogo nie zapytam, to (prawie)każdy pluje z pogardą, mówiąc, że tandeta, chińszczyzna, barachło i jeszcze te tłumy.

Tymczasem wszyscy moi przyjezdni znajomi płoną entuzjazmem na myśl o wizycie nad Motławą właśnie w tym okresie. Z lubością buszują między kramami, szukają bibelotów-staroci, kupują stare komiksy i książki, wracają do domów obładowani rękodziełem, winylami, plakatami, bursztynem, a nawet … oscypkami.

I powiem Wam, że przestaję się im dziwić. I Wy też nie powinniście. Tylko musicie w przyszłym roku poświęcić chociaż pół dnia i wczuć się w rolę turysty. Po prostu pobawcie się w udawanie kogoś, kto w Gdańsku jest pierwszy raz. Przymknijcie powieki i…

Wjeżdżacie do pięknego, starego miasta, nad którym góruje nietypowa, jak na polskie warunki, wieża Kościoła Mariackiego. Całe centrum Gdańska jest architektoniczną perełką. Wybrukowane uliczki i domy na Trakcie Królewskim przenoszą Was w czasie, pozwalają poczuć się jak na jakiejś zagranicznej wycieczce… Świeci słońce, krzyczą mewy, gołębie wesoło pogruchają, zbierając pod Fontanną Neptuna okruszki, którymi z lubością karmią je dzieciaki. Na ulicach panuje gwar, miasto tętni życiem. Tu ktoś maluje portret, tu słuchać kataryniarza, tam pachnie watą cukrową.

Nieśmiało zagłębiacie się w kolejne brukowane labirynty i odkrywacie coś nowego. To majestatyczną Kaplicę Królewską, którą podziwiać można siedząc na grzebiecie lwa pilnującego ożywczej Fontanny Czterech Kwartałów; to wyciskający łzy pomnik Obrońców Poczty Polskiej, ukryty za Technikum Łączności; to znów wodę, spadającą kaskadami przy Wielkim Młynie.

Każdy budynek, skwer, zaułek, pomnik, zabytek jest dla Was czymś nowym, nieznanym – dzięki temu widzicie więcej. Więcej płaskorzeźb zdobiących wejścia do kamienic, więcej fresków pokrywających fasady budynków, więcej zdobień przedproży na ulicy Mariackiej.

A do tego wszystkiego, wkoło Was kram na kramie, stoisko na stoisku. Tu pachnie przyprawami świata, tu litewskich chlebem. Tu można napić się regionalnego piwa, tu pooglądać kaszubskie hafty. Godzinami szperać można na pchlim targu, wykopując książki, które pamiętamy z dzieciństwa, płyty, których nikt już nie wydaje, przymierzając stare mundury i secesyjne pierścionki. Skrzy się złotem bursztyn, pomiędzy tym wszystkim przemyka Kaper Krzysztof, a wróżbę na przyszłość wyciąga dla nas papuga kataryniarza.

A plastikowe, mechaniczne żabki w miednicach i ciupagi? A kto by na to zwracał uwagę?

Tekst: Mała Zbrojownia