Drogie Czytelniczki i Czytelnicy! Już po raz trzeci wita się z Państwem gdańska rodzina iBedekerowiczów. Tworzą ją: pan Kazimierz, pani Alutka, ich córka Basia, zięć Marek i wnuczęta – starszy Bartuś i młodsza Emilka. Jest jeszcze jamnik Fafik i wszechwiedząca sąsiadka Lucyna. Jak mówi o niej pan Kazimierz – parodiując niezapomnianą Irenę Kwiatkowską – „kobieta plotkująca, co żadnej plotki się nie boi”. iBedekerowicze mieszkają w Gdańsku, na Dolnym Mieście. Dziś poszli na spacer.

– No i przeżylim, przeżylim te mistrzostwa, Alutka, prawda?
– I już za nami! Święta, święta i już po!
– Dobrze, że spokojnie jakoś to się wszystko u nas w Gdańsku odbyło, bez rewolucji jakiejś… Sympatycznie, jak się należy, jak powinno być.
– Pokazywali w telewizji, że w Warszawie to się i bili!
– A no gonili się, nasi z Rosjanami. No i po co to, po co?
– Nie wiem, Kaziu, ale nieładnie to, niegościnnie tak. I każdy mówi, że ten drugi to się pierwszy zaczął!
– W Gdańsku jednak bardzo miło – Hiszpanie, Grecy, Irlandczycy…
– Przebierali się chłopcy, wymalowali, wygłupiali, aż na Neptuna chcieli wchodzić, to szyld powiesili – żeby nie wspinać się, bo to pomnik historyczny jest. Tylko czy ten stadion się teraz utrzyma? Z drugiej strony na całym świecie są stadiony i jakoś żyją.. Dlaczego u nas miałoby być inaczej?


– A myślisz Alutka, że nam to Euro na dobre wyjdzie? Ja tam nie wiem. Kibice byli, wygościli się, wyjechali.. Wrócą?
– Wrócą! Jak nie oni sami, to inni przyjadą. Bo ci, którzy byli – rozpowiedzą, że Polska to normalny kraj, a nie dłuuuugo zima i babuszki w chustkach. A w tramwajach – białe niedźwiedzie….
– Ciekawe, czy na tym Euro to dało się zarobić?
– Taksówkarze i bary podobno bardzo zadowoleni. Jak hotele – nie wiem… no ale raczej nie stracili…
– Basia coś ostatnio długo nie dzwoniła – lato – a ona pracuje… Zamęczy się dziewczyna…
– Kaziu, przecież pod koniec lipca na urlop idzie, na miesiąc prawie cały! I wczoraj dzwoniła! Opowiadała, że tę jej koleżankę Magdę, co przewodniczką jest, to Niemcy ostatnio zagadnęli, że w Gdańsku znów strajki stoczniowców! Z transparentami pod stocznią chodzą! Widzieliśmy! Jak protestują! I milicja, milicja też jest! A przecież to Wajda film o Wałęsie kręci! Hihi, i pewnie to widzieli!
– A Wałęsę to kto zagra?
– Ten co we lwowskich kanałach Żydów ratował, bardzo porządny człowiek z niego, bardzo! Nie pamiętam nazwiska, ale chyba Robert. Rafał, albo Robert!

-O – pani Lucyna – dzień dobry!
– A witam, witam, szanownych sąsiadów! Jaki Rafał, co za Robert?
– Mówiliśmy właśnie, że w tym filmie nowym, co to o Wałęsie ma być, to kto go zagra?
– Robert Więckiewicz, Blacha. Gangster. Ale nawet swój człowiek….
– Jaka blacha?
– Oj, sąsiedzi…   Świadek Koronny, Odwróceni… Sama mieszkam, to dużo w telewizor patrzę. Różyczka… A teraz z hali idę. Ale te owoce to w tym roku drogie! Kilkanaście złoty czereśnie! Kto to widział takie ceny! Poszaleli! Banany po 4 złote – a czereśnie cztery razy droższe!
– Jaka w tym logika jest? No powiedz,  Alutka, jaka to logika?
– Patrzcie no – kochani – harcerze! I ilu ich! I jak równo maszerują! Prawie jak Basia kiedyś!
– To Basia była w harcerstwie?
– Oczywiście, że była! I to długo! I to nie w czerwonym, nie w czerwonym, bo już widzę Lusiu, że podejrzliwie patrzysz, tylko w „prawdziwym”  harcerstwie była.
– Tak, tak – a pamiętasz Alutka, jak to mój ojciec w latach sześćdziesiątych na Kaszubach obozu harcerskiego szukał? To ci historia!
– No przecież, że pamiętam! Ale opowiedz, opowiedz Kaziu – to i Lusia posłucha!
– No więc pojechali, pojechali – niebieskim trabantem…
– Morska zieleń to była, Kaziu, morska zieleń, kurtkę w tym kolorze też miałeś… puchatą taką…
– Dobrze, Alutka, dobrze, niech będzie kolor jaki tam chcesz, więc pojechali – żeby syna Cześki, mojej siostry – odwiedzić. Do Jerzego pojechali, pewnej niedzieli.
– Na obozie harcerskim Jerzego odwiedzić!
– Tak, tak. No więc jadą, jadą, ale adresu dokładnego nie mieli. Musieli się Kaszubów napotkanych przy drodze pytać. No i wysiada ojciec i woła: dzień dobry, dzień dobry – gospodarzu! – gdzie tutaj harcerze stacjonują, wiecie może? Szukamy obozu harcerskiego!
– Hihi, i nikt nie wiedział! Nikt!
– Ja opowiadam, Alutka, – ja!
– No dobrze, dobrze, Kaziu – to do brzegu, do brzegu!
– No więc jeden Kaszub nie wie, drugi nie wie, trzeci ucieka… Późno się zrobiło… wiec i nerwowo.
– To może panie Kazimierzu oni źle szukali? W złym miejscu rozpytywali? Nie tam ten obóz był!
– Nie, nie, tam, tam, niedaleko Dziemian, a więc dalej pytają, w końcu to już się dziwne wszystko zrobiło… No bo żeby nikt nie wiedział?  Nie może być!
– I mama wówczas mówi – Andrzej, może miejscowi nie rozumieją słowa – „harcerze”? Może jakieś inne słowo na nich mają?
– Bo akurat samych starszych pytał, co chyba tylko po kaszubsku rozumieli.
– I wtedy ojciec podjechał jeszcze kawałek i patrzy – a tu dwóch miejscowych idzie – zatrzymał się i przez szybę woła – gospodarze, gospodarze – a Hitlerjugend – to są tu jeszcze? A są, są! Jasne, że są – tam siedzą chłopaczki, pod lasem!
– Hihi! Huhu – czyli Jerzy był w latach sześćdziesiątych w Ha – Jot! A to dobre!
– Panie Kazimierzu – pewnie za Hitlera dzieci niemieckie na obozy tam wyjeżdżały. Też im pranie mózgu zrobiły te Hitlery – biedakom! Od małego w szkole ładowali tę propagandę cholerną, ech… I piosenki, i wierszyki – i zabawy. Tu niby tylko maszerują, lewa, prawa, potem ognisko i kiełbaski, a wszystko po to, żeby tylnymi drzwiami te diabelskie pomysły wprowadzać… I to żeby dzieciom tak! Aż w głowie się wszystko poprzestawiało tym nieborakom. Starszych – nie usprawiedliwiam, ale dzieci mi żal… A co tam u siostrzeńca słychać? Dawno go nie widziałam!
– Jerzy architektem jest! W Sopocie mieszka. Zajęty od rana do wieczora, ale zajedzie czasem. Po śmierci Cześki my to najbliższa rodzina…
– Ale dziś tłok, nie idźmy Długą, chodźmy Ogarną, to szybciej będzie.
– Rzeczywiście, ludzi jak mrówek – skąd oni tych grup tyle nabrali? I ponumerowani są!
– To grupy ze statku Kaziu, ze statku. Do Gdyni przypływają statki, kolosy takie – tam czekają autokary z przewodnikami – i do Gdańska jadą zwiedzać.
– A skąd te wszystkie ludzie są?
– A różnie – i Amerykanie, i Włosi, i Niemcy.
– Niemcy to lubią na statku przypłynąć do Gdańska… Hehe, z kurtuazyjną wizytą, Alutka, kurtuazyjną! Niby! A pod pokładem – hehe – niespodzianka!
– Kaziu! Przede wszystkim to nie był statek, tylko okręt. To co innego jest. Coś się tak zawziął na tych Niemców?
– No dobrze, już dobrze – tę Angelę Merkel – tego ichniejszego Tuska w spódnicy – to ja nawet lubię.
– Ooo – nie poznaję pana sąsiedzie!
– A lubię – lepsza ona, niż ten jej poprzednik Schroeder! Jak ją wybrali – to pomyślałem – przynajmniej dobrze, że tym razem kobieta! Jest nadzieja, że nie będzie chodzić z Putinem do sauny!

MKF