I znów zapraszamy Państwa na kolejny subiektywny przegląd naszej gdańskiej rzeczywistości. Miłej lektury!

Lubię patrzeć na artystyczne stoiska, stylowe kramy  i sklepiki z ładnymi, gustownymi przedmiotami – to one tworzą atmosferę „miasta z duszą”.  Piękne bibeloty mają przyszłość! Musimy jednak w domach i szkołach wpajać dzieciom, że ręcznie wyplatany koszyczek jest o niebo lepszą pamiątką z Gdańska, niż wyszczerzony kościotrup, który świeci w nocy. Zastanawiam się, co zrobię – jeśli Mały Chłopczyk mimo wszystko jednak umiłuje badziewia? Światło! Dla wszystkich sklepików i kramów walczących z wszechogarniającym nas kiczem.

Od zawsze zachwycają mnie starówkowe sesje ślubne fajnych, ciekawych ludzi. Patrząc na nie myślę współczująco o dziadkach, którzy mieli jedno zdjęcie ślubne, wykonane przed domem. Nie są jednak na nim nawet sami, bo z okna wygląda ciekawska sąsiadka. Więc nie dość, że mieli jedno zdjęcie, to jeszcze są na nim we trójkę z przysłowiowym mistrzem drugiego planu!  Z przyjemnością więc patrzę na radosne,oryginalne sesje, ale nie jakieś wymuszone, sztywne, z przysłowiową różą w zębach. Ta rodzinka parę lat temu robiła sobie kapitalne zdjęcia. Ciekawe, co u nich? Światło! Za poczucie humoru i autentyczną radość! I chociaż pesymiści mówią, że „ślub nie wesele”, to bliżej mi do powiedzonka Marii Czubaszek – prawdziwej miłości małżeństwo nie zaszkodzi !:)

Od lat zastanawiam się, ile jeszcze reklam, szyldów, bilbordów, banerów i innych plakatów są w stanie przyjąć niektóre zakątki miasta. Gdańsk jest oblepiony badziewiem! Przepraszam, ale to prawda. Nie widać uroku kamienic, widać radosną twórczość różnych artystów, jednych w cudzysłowie, innych bez. A propos cudzysłowu – nie cierpię, jak ktoś mówi błędnie (a zdarza się to w najlepszych rodzinach) –  „w cudzysłowiu”. Mam ochotę powtórzyć za jednym z wykładowców – szanowni państwo – w d…ie, nie w d…iu! Więc „w cudzysłowie”, nie „w cudzysłowiu”. Zapamiętałam na całe życie! Wracając do wylepianek – czy istnieją jakieś przepisy ograniczające tę radosną twórczość? Brzdęk! Za domorosłe kolaże.

Rzeźba „zdobiąca” placyk przed Bazyliką Mariacką. Sowa? Zgarbiona staruszka? Szukam w sieci dodatkowych informacji na jej temat. Natrafiam na forum Dawny Gdańsk. Śmieję się czytając wpisy: Czechu: Witam, nie mogę znaleźć żadnych informacji na temat tego pomnika, chodzi o figurę przy ulicy Piwnej na przeciwko wejścia do Kościoła Mariackiego. Liczę na pomoc. Z pomocą śpieszy Pepo: Też szukałem, bezowocnie. W każdym razie, po dłuższych oględzinach udało mi się ustalić, że jest to rzeźba ptaka, jakiegoś krukowatego. Ale pewnie artysta miał na myśli coś innego. I znów Czechu: Znajomy z Niemiec twierdził, że wygląda to jak żołnierz z założoną maską gazową. Do dyskusji dołącza Sajetan: Zamiejscowi znajomi ze studiów, którym pokazywałem gdańskie zaułki stwierdzili, że to pomnik papugi jedzącej krakersa. Czechu uzupełnia: Słyszałem, że w latach sześćdziesiątych „to” już tam było. Do porządku towarzystwo doprowadza niejaki Schulze: Jest to rzeźba Alfonsa Łosowskiego, zasłużonego przy odbudowie gdańskiej starówki (…) Jest mnóstwo jego rzeźb rozsianych po starym mieście, więc może je ponamierzamy? Także, kochana młodzieży, więcej szacunku!  Na to odpowiada Pumeks: Według moich informacji pisze się „Łossowski”. Tak samo jak jego syn Sławomir, który grał na klawiszach w KOMBI. Ojej, to prawda? Oczywiście, ze kojarzę szczupłego, łysego klawiszowca z KOMBI. Mam trop, szukam dalej. I oczywiście – wszystko się zgadza. To ojciec i syn. I przede wszystkim jedno „s”, nie dwa, ponadto znajduję ciekawe informacje na temat obu panów – i nie zgadniecie państwo gdzie! Na www.ibedeker.pl!   W cyklu wspomnieniowym „Mieszkam na Mariackiej”. Śmieję się, bo skądś znam ten portal. Szukam dalej dzieł mistrza Łosowskiego i natrafiam na bardzo ciekawe rzeźby! I jakoś z większym szacunkiem patrzę na sowę (dla mnie to sowa) przed kościołem. Może po prostu ona stoi w złym miejscu? Nie będę ukrywać, że robiąc zdjęcie zamierzałam przyznać Brzdęk! – ale teraz się tego wstydzę. Oglądam inne dzieła artysty i odkrywam ich urok. Na forum Kultura i Sztuka znajduję taki wpis administratora: Mistrza Łosowskiego poznałem w 1969 r. Człowiek surowych zasad, genialny rysownik, malarz i rzeźbiarz. Tak wychowany i wykształcony, że niejednokrotnie czuliśmy się przy Nim jak głupie, wsiowe sztubaki. Patrzyliśmy jak rysuje, maluje, jak kuje. Prowadzał nas w piękne jesienne dnie od kamienicy do kamienicy i wskazywał te elementy architektoniczne, które własnoręcznie odtworzył; Panie Boże! Przecież ten Człowiek zrekonstruował całe powojenne gdańskie Stare Miasto! I pies z kulawą nogą o tym w Internecie nie napisze? A urzędowa strona też o Nim – nic a nic? Ano NIC! Niewiedza to  – czy zwyczajna, polska głupota? Głupota z niewiedzą, jak zwykle…   Przyznaję Brzdęk! – sobie – za to, że tak niewiele wiedziałam o rzeźbiarzu, i wszystkim, którzy mogliby o nim coś ciekawego napisać, a im się po prostu nie chce. Babcia Marysia mówiła – jak się komuś czegoś nie chce, to gorzej jakby nie mógł!

Uważam, że ( przez samo „ż”) Gdańszczanie, którzy dbają o przedproża, balkony i okna – powinni mieć obniżony czynsz. Panowie włodarze – proszę to przemyśleć. Spójrzmy, jak pięknie wygląda przedproże na ul. Św. Ducha. Światło! I obiecuję dowiedzieć się, KTO konkretnie dba o to przedproże. Poznamy ją / jego ? (raczej JĄ, a może to kilka osób?) w nowym cyklu „Co jedzą na śniadanie zwyczajni Gdańszczanie?”. Inauguracja (to słowo na wieki będzie kojarzyć mi się z rozpoczęciem roku szkolnego) –  już niebawem.

Statek Piracki „Czarna Perła”. Bardzo polecam go wszystkim turystom. Kolega przewodnik Andrzej Smulski (razem kończyliśmy kurs przewodnicki w 1996 roku) opowiada podczas trasy na Westerplatte o tym co widać. I o tego w trzech językach. W barze pracują przemiłe dziewczyny – a w drodze powrotnej gra na gitarze i śpiewa pan Henryk. Żegna się z Liverpoolem, zagląda do Tawerny pod Pijaną Zgrają – i snuje inne Morskie Opowieści..  Podczas rejsu można zejść pod pokład i obejrzeć „pokój piratów”, a także zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie w pirackiej czapce.

Na statku jest ciekawie, bo rejs łączy naukę z rozrywką. Cieszę się, że na Perle od paru lat pracuje Andrzej, bo jest historykiem i dużo wie. Pamiętam, jak kilkanaście lat temu na kursie podczas jednego z wykładów pisaliśmy sobie liściki  – z zagadkami historycznymi. Napisałam jedną z myśli Józefa Piłsudskiego i zadałam pytanie – kto to powiedział? Dostałam błyskawiczną odpowiedź i pytanie o pseudonim Marszałka. Odpisałam, pytając kolejno o różne rzeczy – i tak (nudząc się lekko na zajęciach z przyrody) „egzaminowaliśmy” się z Marszałka – pytając o brata, zesłanie, żony, Magdeburg, Sulejówek, Kasztankę…  Andrzej wygrał, bo w końcu czegoś nie wiedziałam. Gdzieś w pudełkach muszę jeszcze mieć te liściki – jestem zbieraczką notatek. Światło! Dla Perły i Andrzeja, który – nieoczekiwanie postanowił  naśladować Marszałka ostatnio w czymś jeszcze, co „on wie, a ja rozumiem”:)

Dyndające ręczniki, czy inne części garderoby „zdobiące” niektóre kamienice. Przyznam się – zrobiłam zdjęcie, aby przyznać Brzdęk! I zmieniłam zdanie! Nie chcę, aby życie uciekło ze starówki. Chcę czegoś jeszcze poza pięknymi,  aczkolwiek często zimnymi sklepami z bursztynem, eleganckimi kawiarniami, bankami, aptekami bez krokodyla… Suszące się ręczniki to życie! Światło! Dla życia!

Fontannie Czterech Kwartałów Światło! Za ożywienie kawałka miasta, który do niedawna był tylko placykiem w cieniu Kaplicy Królewskiej. Lubię patrzeć na pluskające się dzieci, które piszczą, skaczą i dokazują (fajne słowo). Co prawda, kiedy głośno zachwycam się fontanną  – koleżanka Aśka patrzy na mnie karcąco i znacząco. Rozumiem, ona tam mieszka. Wstaje więc i kładzie się spać wraz z chmarą piszczącej dziatwy. I tak przez całe lato. Pocieszę Cię, Asiek – że jeszcze tylko parę miesięcy!  Potem przerwa i za rok powtórka z mokrej rozrywki.

Idąc do Muzeum Narodowego zwróciłam uwagę na ciekawą tablicę przy ul. Okopowej. Kamienica stoi na skrzyżowaniu z ul. Św. Trójcy. Nad tablicą jest rzeźba przedstawiająca psa. Towarzysz Mąż, który przez wiele lat pracował niedaleko, mówi mi właśnie, że czytał coś kiedyś na ten temat na stronie Akademii Rzygaczy. Wspaniały trop – więc szukam. Natrafiam na ciekawy artykuł „Pomnik psiej wierności”. Bezimienny bohater ma oklapnięte uszy i smutne oczy. Spogląda na ludzi z trzeciego piętra kamienicy przy ulicy Okopowej 17 w Gdańsku. Zanim na rogu ulic Okopowej i Świętej Trójcy stanęła kamienica z czerwonej cegły (dziś mieści się tu Komenda Wojewódzka Policji i prywatne mieszkania), wznosił się w tym miejscu wał ziemny, stanowiący część miejskich fortyfikacji. Na jego szczycie stała solidna, murowana wartownia skarbowa, w której kupcy handlujący z Gdańskiem opłacali cło. Do czasu, kiedy opłaty zniesiono i urzędnicy opuścili niepotrzebny przybytek. Pod koniec XIX wieku w opuszczonej wartowni zamieszkał stary, schorowany rzeźbiarz. Pewnego dnia pod drzwiami jego schronienia pojawiła się poraniona suka, trzymająca w pysku szczenię. Suka, która pojawiła się pod drzwiami gdańskiego rzeźbiarza, zdechła po kilku dniach. Artysta zaopiekował się szczeniakiem. Mieszkali razem przez kilka lat do 1885 roku, kiedy nad Gdańskiem przeszła wichura. Huraganowy wiatr zatopił kaszubskie statki i parowce cumujące na Motławie, powalił wiele drzew. Runęła w gruzy stara wartownia na wałach. Kiedy następnego ranka na wały wspięli się duchowni z pobliskiego kościoła św. Anny, zobaczyli psa, który przekopuje się przez gruz i ziemię. Domyślili się, że zwierzę stara się wydobyć swojego pana. Pies nie tylko dokopał się w końcu do człowieka, ale i pomógł mu się wydostać z pułapki – rzeźbiarz żył, choć miał zmiażdżone nogi. Pies padł martwy z wycieńczenia. Wieść o wydarzeniu szybko rozniosła się po mieście. Artyście ofiarowano nowy dom i opiekę. Do końca życia wykonał już tylko jedną rzeźbę – wierne przedstawienie swojego psa. W końcu XIX wieku rozebrano wały otaczające Gdańsk. W pobliżu wybudowano kamienicę. Rzeźbę psa umieszczono w niszy na wysokości trzeciego piętra – na tej wysokości bowiem kończyły się wały, na których mieszkał rzeźbiarz i jego pies. Dzisiaj nie wiemy nawet, jak nazywali się bohaterowie tej historii. Piękne! Światło!, Dla wszystkich bohaterów tej historii.

Straż Miejska na wodzie! Policja na wodzie! Water Taxi! Prawdziwy Water World! Wspaniale! Nawet jak nadpłyną Smokersi jesteśmy uratowani!:)  Uratowani! Światło! 

Autorka: Magda Kosko-Frączek