Maciej Cieślak wraz z dziewięcioma muzykami zagrał ścieżkę dźwiękową do filmu „Sztuka znikania”.

Fot. Grzegorz Mehring/Archiwum ECS

Fot. Grzegorz Mehring/Archiwum ECS

Istnieją dwie szkoły komponowania muzyki filmowej. Pierwsza mówi, że kompozycje powinny stanowić tak idealne uzupełnienie dla obrazu, żeby były wręcz niezauważalne dla widza. Tego rodzaju ścieżki dźwiękowe są zazwyczaj oszczędne i opierają się na subtelnych dźwiękach. Druga szkoła głosi, że ścieżka dźwiękowa powinna stanowić osobny twór, w niektórych momentach wybijając się na pierwszy plan. To właśnie owocem tej filozofii są niezapomniane i kultowe motywy muzyczne klasyki kina, które jesteśmy w stanie rozpoznać dosłownie po kilku nutach.

Muzyka Macieja Cieślaka do „Sztuki znikania” wydaje się być połączeniem obu tych podejść. Koncert oparty na utworach napisanych do dokumentu Bartosza Konopki i Piotra Rosołowskiego, zatytułowany „Muzyka z filmu dla dziewięciu muzyków i piętnaście instrumentów”, zamykał siódmą edycję gdańskiego festiwalu All About Freedom. Przyznam, że nie miałem do tej pory okazji zapoznać się z filmem, a więc na to wydarzenie poszedłem bez żadnych konkretnych oczekiwań, jednocześnie wiedząc, jak znakomitym muzykiem i kompozytorem jest Cieślak. Posiada on na swoim koncie wiele zasług: założył nieoceniony dla polskiej alternatywy zespół Ścianka, grał na gitarze w Lenny Valentino i napisał muzykę do wielu znakomitych dokumentów, w tym nominowanego do Oscara „Królika po berlińsku”.

Od samego początku koncertu frapowała ilość muzyków oraz instrumentów, oznaczająca olbrzymią różnorodność dźwięków, jakie popłyną ze sceny – w tym wypadku „sceną” była jedna trzecia klubu Buffet, bo aż tyle miejsca potrzebował tak liczny skład. Bardzo istotnym elementem był też fakt, że w napisanych przez Cieślaka utworach, znalazło się sporo miejsca dla improwizacji. Z jednej strony słyszeliśmy plemienny blues, w którym melodyjnej gitarze lidera towarzyszyła trzyosobowa sekcja rytmiczna (przy czym pozostali muzycy też sporadycznie mieli okazję grać na wielkich bębnach). Ta energia była przełamywana fragmentami utrzymanymi w duchu muzyki współczesnej, a zwłaszcza w stylu amerykańskiego kompozytora George’a Crumba. Podczas delikatnych, jakby ciągle zapętlanych detali dźwiękowych, cały zespół w wielkim skupieniu czekał na znak kompozytora, zwiastujący przełamanie. Ponieważ Cieślak celowo przeciągał pewne fragmenty – konkretna ich długość nie została sztywno ustalona – nikt nie był pewien, kiedy owe zmiany nastąpią. Gdy miało to już miejsce, z ogromną siłą uderzała sekcja dęta. Z niezwykłą ciekawością obserwowało się ten eksperyment na żywym organizmie.

Koncert będący zwieńczeniem All About Freedom nie tylko pokazał, że dobra ścieżka dźwiękowa potrafi znakomicie się sprawdzić bez obrazu, ale przede wszystkim, że ma ona duży potencjał samoistnie się rozwijać. Jeśli dźwięki potrafią zaskoczyć w równym stopniu samych wykonawców, co publiczność, wtedy naprawdę przekonujemy się o sile rażenia muzyki.

Tekst: Krzysztof Kowalczyk

Koncerty w Trójmieście – relacje