Baszta Jacek

Baszta Jacek nazywana tak od z górą sześćdziesięciu lat, to dawna narożna wieża obserwacyjno-obronna, zbudowana na przełomie XIV i XV w. Nazwa „Jacek” to inwencja nazewnicza z czasów powojennej polonizacji nazw miejscowych i topograficznych w Gdańsku. Jacek, do którego nazwa nawiązuje, to założyciel polskiej prowincji Dominikanów, św. Jacek Odrowąż. W ten sposób nawiązano do najdawniejszej historii miejsca, w którym wieża stoi. Wzniesiono ją bowiem dokładnie w miejscu odpowiadającym położeniu wejścia do pierwszego, nieistniejącego już kościoła św. Mikołaja, którego relikty oglądać można w podziemiach Hali Targowej. Ten właśnie kościół nadany został przez gdańskiego księcia sprowadzonym z Krakowa Dominikanom w 1227 r.

Jak zatem nazywała się wieża zanim otrzymała imię polskiego Dominikanina? Od połowy XIX w. aż do 1945 r. nazywano ją „Kiek en den Kök”, czyli „patrz do kuchni”. Tę osobliwą nazwę wyjaśniano w ten sposób, że miejscy strażnicy mogli z wysokości wieży zaglądać do kuchni klasztoru Dominikanów, dzięki czemu wiedzieli co mnisi gotują, co było niejednokrotnie źródłem plotek o obżarstwie, nieprzestrzeganiu postów i innych tym podobnych. Jeśli jednak przyjrzymy się planowi rozkładu pomieszczeń w nieistniejącym klasztorze (znajdował się tam, gdzie obecnie stoi Hala Targowa i na placu między nią, a kościołem św. Mikołaja), z łatwością zauważymy, że z miejsca w którym stoi wieża do klasztornej kuchni w żaden sposób zajrzeć się nie dało.

W rzeczywistości nazwę „Kiek en den Kök” nosiła inna wieża, rozebrana w XIX w., której lokalizację wskazuje do dziś zarys jej przyziemia, zaznaczony na płytach chodnikowych pomiędzy halą a pawilonami przy Podwalu Staromiejskim. Wieża ta nosiła oficjalną nazwę „Dominikańskiej” (Dominikaner Turm), a odkąd spłonęła w początkach XIX w., stała pozbawiona dachu i obrośnięta roślinnością, co zyskało jej nazwę „Doniczki” (Blumentopf). Skoro więc zwolniła się atrakcyjna nazwa „patrz do kuchni”, przeniesiono ją na sąsiednią, zachowaną do dziś, wysoką wieżę.

A jak nazywała się dzisiejsza Baszta Jacek w średniowieczu? Tego, jak na razie, nie udało się ustalić. Niektórzy twierdzą, że nie miała nazwy, co jest mocno wątpliwe, skoro była to najwyższa baszta ciągu fortyfikacji Głównego Miasta, a swoje nazwy miały wszystkie pozostałe. Czemu zatem nikt nie zanotował nazwy wieży? Te pytania pozostaną zapewne bez odpowiedzi jeszcze przez długi czas, o ile kiedykolwiek uda się komuś rozwikłać zagadkę oryginalnej nazwy Baszty Jacek.

Wieża ta, będąca ośmiokątną w rzucie konstrukcją o trzydziestosześciometrowej wysokości, jest, jak wspomniano wyżej najwyższą basztą gotyckich fortyfikacji Głównego Miasta. Jej znaczna wysokość służyć miała umożliwieniu obserwacji z niej szerokiej okolicy, a zwłaszcza perspektywy doliny Potoku Siedleckiego (dzisiejszej ul. Nowe Ogrody i Kartuskiej). Z tamtej strony Gdańsk nie raz doczekał się niechcianych gości, więc obserwacja tego kierunku była kluczową sprawą dla bezpieczeństwa miasta.

Dzisiejsza Baszta Jacek ma 10 kondygnacji (wliczając w to podziemia i poddasze). Najwyższe piętro pod dachem wyposażone jest w tzw. machikuły, czyli urządzenia umożliwiające zrzucanie na atakujących pocisków pionowo wzdłuż muru. Umiejscowienie ich dookoła wieży świadczy o tym, że baszta miała oprócz funkcji obronnej i obserwacyjnej również znaczenie jako „ostatni punkt oporu”, pozwalający obrońcom zamknąć się w niej i razić wroga zbliżającego się do muru wieży. Ukształtowanie owych machikułów świadczy ponadto o tym, że baszta, jeszcze zanim jej militarne znaczenie stało się przeszłością, musiała mieć dodatkową kondygnację, bez której machikuły byłyby bezużyteczne.

Piękna wieża, odrestaurowana po II wojnie światowej ze zniszczeń, które na szczęście pozostawiły jej murowaną konstrukcję prawie nietkniętą, stoi dzisiaj na straży symbolicznej granicy między Głównym i Starym Miastem, przypominając o wielkiej przeszłości Gdańska i o zagadkach tej przeszłości. Od kilkudziesięciu lat mieści się w niej zakład fotograficzny. Nawet jeśli nie uda się nigdy rozwikłać tajemnic smukłej wieży, zasługuje ona na uwagę pod każdym względem, a by ją zobaczyć wystarczy tylko odrobinę wydłużyć trasę standardowej gdańskiej wycieczki.

Autor: Aleksander Masłowski