Ambitna muzyka elektroniczna i odpowiednia przestrzeń, czyli wspaniały efekt.

Fot. Kolonia Artystów

Pierwsza edycja Open Source Art Festival była dla mnie dużym zaskoczeniem. Pomysł, aby w ramach polskiej prezydencji w Unii Europejskiej zorganizować wydarzenie kulturalne opierające się na ambitnej muzyce elektronicznej, wydawał się być idealną przeciwwagą dla rozbuchanych i pompatycznych imprez w stylu „Chopin pod Piramidami”. I tak oto w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie wystąpili m.in. Alva Noto oraz Jan Jelinek. Publiczność dopisała, a poziom festiwalu był naprawdę wysoki, więc nie pozostało nic innego, niż czekać na kolejną edycją.

Zorganizowanie tak niszowego wydarzenia po raz drugi nie było łatwe, kiedy nie ma się już za sobą tak nośnego hasła jak „polska prezydencja”. Mimo to, Kolonii Artystów udało się ponownie stworzyć ciekawy line-up i zaprosić mieszkańców Trójmiasta na trzydniową eksplorację świata muzyki elektronicznej. Głównym tematem tegorocznej edycji było field recording, choć pojawiły się również inne gatunki muzyczne. Co oznacza owo field recording? Są to dźwięki otaczającego nas świata, odgłosy miasta oraz natury, rejestrowane przez artystów, a następnie używane przy komponowaniu muzyki. Może to być zarówno szum płynącego w lesie strumienia, jak i huk nadjeżdżającego metra.

Pierwszy dzień Open Source Art Festival, piątek, był najbardziej różnorodny. Znalazło się w nim miejsce zarówno na delikatne dźwięki skrzypiec Stefana Wesołowskiego, jak i mroczne pasaże hałasu autorstwa 0404, tworzone przy pomocy gitary elektrycznej. RI_RE wodził słuchaczy za nos, zmieniając co chwila swoje ambientowe plamy i beaty. Znakomicie wypadł Hatti Vatti z materiałem „Algebra”, którzy brzmiał trochę tak, jakby Burial postanowił zamieszkać na Bliskim Wschodzie, zamiast w Londynie. Niestety, największym rozczarowaniem okazała się główna gwiazda pierwszego dnia, czyli Deadbeat. Postawił on na dubową imprezę, co jak na wykonawcę takiego formatu, było dla mnie niezwykle odtwórcze i mało interesujące.

Drugi dzień festiwalu okazał się z kolei najciekawszy i najbardziej spójny. Na początku odbyła się europejska premiera filmu „Outliers. Vol 1: Iceland”, opowiadającego o podróży przez dzikie tereny Islandii grupy artystów, którzy fotografują, filmują oraz rejestrują dźwiękowo niezwykłą naturę tego kraju. Częścią projektu są także koncerty towarzyszące projekcjom filmu. Najpierw wystąpił Duńczyk Opiate, którego leniwe ambienty przez pierwszą połowę były mało frapujące, aby w drugiej części koncertu stawać się z minuty na minutę ciekawsze. Po spokojnych, typowo skandynawskich brzmieniach przyszedł czas na gościa pochodzącego z krainy geograficznej z zupełnie innym temperamentem. Mieszkający w Los Angeles Deru, który występuje w filmie i jest autorem jego soundtracku – dał niesamowicie energetyczny występ. Instrumentalny hip-hop mieszał się w nim z rytmami jungle oraz afrobeatu, ale Amerykanin nie unikał także nietypowych rozwiązań, wplatając w swoją muzykę dźwięki akordeonu czy też islandzkiego chóru dziewczyn, który mieliśmy okazję zobaczyć w dokumencie. Całość uzupełniały świetne wizualizacje Scenica.

Atmosfera niedzielnej, ostatniej odsłony tegorocznego Open Source Art Festival, idealnie nadawała się do położenia się na jednej z wielkich, okrągłych poduch po środku sali. Dat Rayon uraczył wszystkich mocno zrytmizowanym ambientem, a koncert Pleq okazał się być gęstym od dźwięków otaczającego nas świata takich jak uderzenia maszyny do pisania. Szumy, trzaski i drobne hałasy wypełniały muzykę Polaka. Grający na zamknięcie imprezy norweski Pjusk, którego cechą charakterystyczną są silne inspirację surową naturą norweskiego krajobrazu, okazał się niestety mało frapujący. Jego występowi brakowało jednej, spajającej całość narracji, która jakoś łączyłaby te dźwiękowe plamy.

OSA po raz kolejny potwierdziła, że jest niezwykle wartościowym wydarzeniem muzycznym, bardzo potrzebnym w cierpiącym na brak większych ambicji kulturalnych Sopocie. Tegoroczna odsłona była ciekawsza i bardziej jednolita od zeszłorocznej, należy więc trzymać silnie kciuki za kolejne edycje i życzyć powodzenia organizatorom.

Tekst: Krzysztof Kowalczyk