Piękna październikowa sobota. Alutka z Kazimierzem jadą tramwajem do Oliwy. Chcą przed 1 listopada zrobić porządki na grobach swoich rodziców. Na oliwskim cmentarzu. Dwa podwójne groby – do tego pod drzewami – zawsze jest dużo sprzątania, mnóstwo liści – tych bezpośrednio z drzew i tych, które przywiał wiatr.

Starsi państwo zamierzają wysiąść przystanek przed pętlą i przejść się przez park. Mają ze sobą wiadro, szczotkę do szorowania pomnika i specjalną pastę do czyszczenia. Groby posprzątają już dziś, a potem, w samo święto – przyjadą tylko ze zniczami i kwiatami. Przecież w eleganckim płaszczu nawet schylić się trudno, a co dopiero szorować pomnik… Tramwaj już jest we Wrzeszczu – do Oliwy niecały kwadrans.

– Tylko nie mów Basi, że już byliśmy w Oliwie, pamiętaj!
– Nie powiem, nie powiem…. Ale zła to Basia będzie! W zeszłym roku mówiła – że chyba latem będzie musiała ze szczotką na grób dziadków jeździć, żeby nas ubiec. Że tyle schylania to nie na nasze plecy.
– Basia zawsze mówi – że sama pojedzie dziadkom sprzątnąć, tak z tydzień wcześniej – bo inaczej się przecież do Wszystkich Świętych zabrudzi… Ale po co ma sama jeździć – skoro my jeszcze siły mamy!
– Tak, tak – Alutka – niech wolną sobotę w końcu dziewczyna ma… Tak ciężko pracuje.
– No przecież, przecież…
– My i tak cały czas w domu siedzimy.
– Zresztą oni i tak dużo tych grobów do sprzątania mają. Marka ojciec, dziadkowie jedni, drudzy… Ile to już razem ich będzie? Poczekaj…
– Trzy groby – trzy! I niestety na trzech różnych cmentarzach. Srebrzysko, Witomino i Brama Oliwska. Więc póki możemy – w Oliwie groby będziemy sprzątać sami. W końcu my jeszcze wcale nie tacy starzy!
– Spójrz Alutka – jaka ta Grunwaldzka brzydka się zrobiła. Same banki. Kiedyś to i Moda Polska była – i kawiarnia Maleńka..
– A tu to Pewexy były – i Pod Kominkiem… I sklep z farbami. Na rogu był.
– Sezamu też już nie ma. Coraz mniej normalnych sklepów. Wszystko przenoszą do centrów handlowych. Nie lubię tam chodzić, bo za głośno. I ludzi za dużo. I ciągle jakby śpieszyć się trzeba. Ponadto – ja ci coś powiem Alutka – mnie za duży wybór też denerwuje. Jak mam dwadzieścia różnych chlebów – to zły jestem. Który wybrać? Który najlepszy?
– W kawiarniach już też coraz mniej się rozmawia…. Popatrz – jaka dziewczyna idzie. Wielki plecak niesie. Pewnie studentka. Takie długie włosy to Basia też kiedyś miała.
– Plecak większy od niej! I w klatce coś niesie. Pewnie kot? Nie widać, bo kocem nakryty. Żeby nie zmarzł i ulicy się nie bał! W stronę dworca idzie. Wie chociaż, że tam teraz okropnie rozkopane?
– Ciekawe, co studiuje…

(…)

– Przystanek Uniwersytet. Ale samochodów dużo – a dziś przecież sobota… Ciekawe…
– To są studenci zaoczni Kaziu – co w sobotę i niedzielę się uczą.
– W tygodniu pracują – a w weekend się uczą – męcząco musi być strasznie… A na życie kiedy czas?

(…)

– Kaziu – żebyśmy tylko tego przystanku przed pętlą nie przegapili… Jak ostatnio.
– To już, już – chodź, Alutka – wysiadamy.
– Przez park przejdziemy – będzie i ładniej i bliżej. Jak Basia była mała – częśtośmy przyjeżdżali. Jak ona się na wiewiórki cieszyła! Aż piszczała! Jacy my byliśmy wówczas młodzi…
– Nie tacy znów młodzi, Alutka – to ty byłaś młoda. Mi to czasem ludzie mówili – że śliczną wnuczkę mam. Na początku byłem zły, a potem to się sam z tego śmiałem.. Bo w sumie – mogłaby być i wnuczką – jakby nie patrzeć…
– Teraz to już normalne Kaziu – że ludzie coraz później dzieci mają. Nikogo to już nie dziwi. A ja wtedy – mając prawie 40 lat czułam się bardzo staro. „Stara pierwiastka” – nazwali mnie na Klinicznej, jak powiedziałam, że dzieci starszych nie mamy. I potem to nawet lekarze zapisali! Taki termin medyczny był! Pomyśl – jak można tak powiedzieć o młodej matce? Strasznie płakałam… Gdyby wiedzieli…. Tyle lat, tyle lat… Tyle łez…
– Ale udało się, Alutka, w końcu udało i naszą Basię mamy! I o tym myśl. I wnuki są – i siła jest – to teraz najważniejsze. Żeby obciążeniem dla Basi kiedyś jak najkrócej być, jak najkrócej…

– A tutaj Basia po kamieniach przez potok na drugą stronę zawsze przeskakiwała!
– A z tamtej górki dalej to na sankach zjeżdżała. Ciekawe, czy w tym roku będzie śnieg? To może by z Bartusiem i Emilką z sankami tu przyjść? Bo sanki przecież mają! Samiśmy im kupili! Ciekawe, czy dzieci jeszcze tu zjeżdżają? Strasznie tu dużo dziwnych rzeźb. Nie rozumiem tej nowej sztuki.
– Poczekaj, Kaziu – ja pod cmentarzem chociaż parę lampek kupię. Takie droższe, porządniejsze dopiero we Wszystkich Świętych przywieziemy, ale teraz chociaż coś postawmy. Groby zawsze takie łyse wyglądają, jak się je posprząta…
– To kup, kup – ooo – spójrz – pan Zygumut – a witam, witam! Że co? Aaaaa, a bez kuli, już bez, bez! (…)

– Spójrz Alutka! A to niespodzianka! Nie może być!
– Wszystko posprzątane! Wyczyszczone, zagrabione! Nawet dookoła!
– Byli przed nami! Dopiero co! Basia z Markiem byli! Poczekaj – może tylko u moich! Zobaczmy w rogu u twoich.

(…)

– Też czyściutko! I nowe znicze jeszcze się palą. Dziś z rana pewnie byli…
– No ale żeby powiedziała cokolwiek!
– Nie chciała, bo byśmy znów gadali – że nie trzeba, że sami damy radę…
– To ci Barbara! No niech do niej zadzwonię zaraz! Gdzie ja komórkę mam?

Hallo! Basiu! No w Oliwie właśnie jesteśmy, przy dziadków grobach! My sprzątnąć przyjechali! I co? Taka niespodzianka! Nie ma czego, hehe! Niepotrzebnie, niepotrzebnie – córeczko – my jeszcze nie tacy starzy! No! Ale dziękujemy, dziękujemy Ci! A to niespodzianka! A to ci! Że kto? Aaa…. I też sprzątali? Oooo, no to ładnie, no to pięknie – to do zobaczenia u nas za tydzień – to pa!

– Co powiedziała?
– Śmiała się, że to Bartuś i Emilka sami posprzątali u dziadków. I ułożyli te serca z kasztanów. Piękne są.
– To zapalmy lampki i przejdźmy się chwilkę.
– Lubię stare cmentarze. I wcale się ich nie boję.
– Ja też. Gdyby nasi rodzice żyli – mieliby ponad 100 lat.
– I tak dożyli pięknego wieku – ciekawe, ile nam pisane…
– Spójrz – Kaziu – jaki piękny cytat na tym pomniku – to chyba wiersz jakiś jest?
– Najdłuższe to rozstanie po którym się żyje – jakby serce pękło i nic się nie stało…
– Piękne. I prawdziwe… Smutne rozstanie..
– Taki to już jest… – tego świata porządek…

Cdn.

MKF