Izabela Mazikowska jest gdańszczanką. Ponad dwadzieścia lat mieszkała we Wrzeszczu, niedaleko Jaśkowej Doliny. Skończyła Liceum Plastyczne w Gdyni Orłowie. Po maturze studiowała na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, na Wydziale Sztuk Pięknych. Po studiach wróciła do Gdańska i w 2000 roku zapisała się na kurs przewodnicki. Inwestycja życia – jak mówią niektórzy. Opuściła jednak ukochany Gdańsk i od czterech lat mieszka we Francji.

 – Kiedy wyjechałaś?
Jesienią 2008 roku. Zamieszkałam niedaleko Lyonu, w Montelimar, miasta słynnego z Nugatów.  Francja to spełnienie  moich młodzieńczych marzeń… Jakaś magiczna siła ciągnęła mnie do niej już w dzieciństwie, dziwne, prawda? Zawsze z chęcią uczyłam się francuskiego.

–  Pamiętam, jak pracowałaś w Pałacu Młodzieży na Ogarnej.
Tak, założyłam tam pracownię historyczno – turystyczną.  Byłam też nauczycielką plastyki. Ale widzisz, los mi jednak  wyznaczył  Francję. Mój drugi zaraz po Gdańsku kawałek miejsca na ziemi.

– Myślisz, że, można mieć kilka kawałków?
Pewnie! Na razie od  trzech lat mieszkam w Poitiers, wiesz –  od  świętego Hilarego. To nieduże miasteczko, jakieś cztery  razy mniejsze od Gdańska. Niecałe  90 tysięcy mieszkańców. Prawdziwy raj dla miłośników architektury romańskiej.

– Gdzie pracowałaś po przyjeździe do Francji?
Ogólnie większość czasu w Domach Kultury, z dziećmi, które były cudowne i kochane, sporo imigrantów. Jednak te zajęcia traktowałam jako tymczasowe. Cały czas dążyłam do  pracy zgodnie ze swoim wykształceniem, co łatwe we Francji niestety nie jest.

 – Dlaczego? Inny system edukacji?
Też, ale także to, że Francuzi patrzą na obcokrajowców podejrzliwie, nieufnie i w ogóle są mało przychylni. Teraz uzupełniam wykształcenie, będę miała większe szanse na pracę w zawodzie. Chcę projektować. Od października 2011 jak wiesz, zaczęłam starania o kurs Infografia Multimedia, w Studium Sztuk Graficznych, który miał trwać rok. Jednak liczba godzin została zredukowana. Były trudności ze zdobyciem tak dużego dofinansowania. 13 tysięcy euro! Teraz właśnie jestem na tym kursie i jestem szczęśliwa. Studium trwa ponad 7 miesięcy. Jednak nawet po obcięciu ilości godzin jego koszt byłby dla mnie astronomiczny, niewyobrażalny, absolutnie nie do przejścia dla mojej skromnej kieszeni. Prawie 10 000 euro. Walczyłam więc prawie rok o dofinansowanie. Jak lwica! Gdańska lwica! (śmiech)

– I udało się?
Tak! Wyobraź sobie, że dostałam całkowitą refundację z regionu Poitou  Charentes i Urzędu Pracy. Otrzymały je tylko cztery osoby! W tym ja!

Brawo! A poza kursem jakoś dorabiasz?
Nie potrzebuję wiele. Do niewielkiego  budżetu dorabiam malując portrety, akwarele… W trakcie  kursu otrzymuję też wynagrodzenie szkoleniowe, nie jest tak źle. Wystarcza  na mieszkanie i skromne życie.

– A jak tam we Francji z mieszkaniami? Czynsze pewnie wysokie…
Zależy od regionu, ogólnie panuje zasada, że im dalej od morza tym taniej:) Poitiers nie jest aż tak drogie jak np. La Rochelle. W Poitiers powierzchnia 15 metrów kwadratowych to dwieście euro plus około dwudziestu euro opłat.

– Piętnaście metrów za prawie 1000 zł? Toż to pokój!
Cóż…  Najdrożej jest na południu – Marsylia, Nicea, pozornie  Francja ma dobry socjal – ale też najwyższe podatki w Europie!

– A codzienne życie, jedzenie?
Jedzenie jest drogie…  Szczególnie dobre. Smaczne  sery, świeże ryby, mięso –  choć  tego ostatniego nie kupuję często. Zresztą – słuchaj,  jak wszędzie. Dobre jedzenie kosztuje. Francuzi w ogóle jedzą mniej niż my, np. na śniadanie. Obowiązkowa jest kawa z rogalikiem, albo i bez, tylko ugryzą kawałek herbatnika… Typowo polskich śniadań – z jajecznicą, szynką prawie się tam nie jada. Ale co mnie bardzo dziwi – ceny niektórych produktów są takie jak w Gdańsku. A pensje w Polsce kilkakrotnie niższe.

– Też to zauważyłam w Niemczech. Za niektóre produkty płaciłam nawet mniej niż u nas. A jaki jest obraz Polaka we Francji?
Nie lubię tego określenia, ale jak to inaczej sformułować… a więc – jesteśmy „cenioną siłą roboczą”. Wyobraź sobie, jak rozchwytywani są nasi hydraulicy, świetnie radzący sobie ze starym systemem rur we francuskich kamienicach z przełomu XIX i XX w. Francuski hydraulik wymięka! Jest jeszcze kwestia zarobków, bardzo często za niewielkie pieniądze Francuz nie chce pracować. Polak – owszem.

– A obraz Polski? Długo zima i babcie w chustkach?
Dla inteligencji, znającej Europę – oczywiście nie. Francuzi są ciekawi świata. Dla niższych klas – pewnie trochę tak. Ale już  oprowadzając Francuzów po Gdańsku  musiałam czasem odpowiadać na dziwne pytania, więc teraz – kiedy powtarzają się one już we Francji – nie jestem zbytnio zdziwiona.

– A czemu dziwi się statystyczny Francuz  w Gdańsku?
Wiesz co, po pierwsze okropnie nie lubię uogólniania. Nie cierpię statystyki! To zawsze jest niesprawiedliwe i krzywdzące. Wielu turystów ma dużą wiedzę o Europie, nie tylko kojarzą Polskę, ale znają naszą historię. Inni oczywiście zwiedzają z otwartymi buziami. Ooooo – nie ma misiów polanych za rogiem? Polska? Gdzie leży Polska? Pewnie gdzieś za Uralem!

– Oj znam, to – znam!
Często słyszałam też bardzo pozytywne opinie. Jesteśmy gościnni, rodzinni, Polki są atrakcyjne, ciepłe, serdeczne.  Turyści często też podkreślają, że posiadamy niesamowitą zdolność radzenia sobie w każdej sytuacji. Rozumiesz, wojna, okupacja, komuna, ciężkie lata po 1989 …

– A co Cię denerwuje we Francuzach?
Na przykład to, że są malkontentami, stale narzekają. Chociaż – czy to cecha typowo francuska? (śmiech). Zauważyłam też, że temperament i sposób bycia jest trochę zależny od regionu. Ci z północy są bardziej chłodni, zdystansowani, południowcy – wiadomo, gościnni, otwarci. Nie lubię też np. tego wycierania bagietką talerza. Wydaje mi się to niesmaczne – a tu jest to najzupełniej normalne.

Interesują się polityką? Na przykład ostatnimi wyborami prezydenckimi – Hollande kontra Sarkozy?
Powtórzę, zależy jacy Francuzi. Jak wszędzie są osoby, których w ogóle mało kto i co interesuje.  Większość Francuzów, których znam myśli lewicowo, a zatem Hollande ! Byłam raczej pewna, że wygra i miałam rację. Jednak dewiza równości i braterstwa, wywołuje uśmiech w kraju o tak głębokich podziałach społecznych. Francuzi nie są jednością – często poszczególne grupy społeczne nie znajdują ze sobą wspólnego języka..

– A jaki jest nastrój teraz?
Teraz jest pytanie, czy Hollande  wydźwignie kraj z kryzysu? A może go bardziej pogłębi? To nadal właściwie jedna wielka niewiadoma. Czas pokaże,  czy Francja zyska.

– Czy jest coś, co Francuzów w nas śmieszy?
Śmieszy? Hm… O, np. to, że pijemy dużo herbaty. We Francji pija się głównie wino, wodę, albo kawę. Jeśli zamawiasz herbatę, a do tego miętową, albo owocową – pytają – jesteś chora? Albo myślą, że jesteś muzułmanką.

– Francja – elegancja?
To mit. Lubię obserwować ulicę. Staje się niestety coraz mniej ciekawa. Oczywiście – są wyjątki. Ale ogólnie coraz częściej myślę – że u nas kobiety mają więcej gustu i stylu. Polki są ładniejsze.

– A francuska rodzina? Jaka jest?
Zauważyłam następujące zjawisko – jest coraz mniej tradycyjnych rodzin, takich, które chciałoby się określić mianem „normalnych”, ale to jakoś dziwnie brzmi, bo sugeruje, że inne modele są „nienormalne”, a tak oczywiście nie jest.

– Rozumiem. Rodzin, w których mama i tata są małżeństwem i wspólnie wychowują swoje własne dzieci.
O właśnie. Obecnie takie obrazki należą do rzadkości. Ludzie często nie pobierają się wcale. Tym bardziej, że we Francji istnieje też coś takiego jak zawarcie „partnerstwa”. I wiele osób z tego korzysta. Nawet prezydent ma partnerkę, przyjaciółkę, a nie żonę. Jest też cała masa rodzin patchworkowych. Ona, on, jej syn, jego córka i jeszcze jedno dziecko, które jest wspólne. Albo nie mają wcale wspólnego dziecka. I też jest dobrze.

– Moja babcia jak chciała zażartować to wołała – spójrz no Kaziu przez okno! Spójrz i reaguj! Moje dzieci i twoje dzieci biją nasze dzieci! I strasznie się z tego śmiała! Takie to było nierealne i fantastyczne.
A to już rzeczywistość. Poza tym mianem „rodzina” większość znanych mi Francuzów określa też krąg bliskich sercu przyjaciół. Niekonieczne są więzy krwi.

– A stosunek do kościoła?
To we Francji tylko i wyłącznie twoja prywatna sprawa. Nie do pomyślenia jest, żeby księża agitowali politycznie podczas mszy. W czasie ostatniej kampanii prezydenckiej  nie zająknęli się nawet słowem o tym, że będą jakieś wybory. Francja to zdecydowanie laicki kraj. Istnieje wyraźny rozdział państwa i kościoła.

– Pewnie przez kardynała Richelieu🙂  W maju miałaś wystawę swoich prac…
Tak. Wodne inspiracje. Natchnienie na ten temat zrodziło się u mnie już na początku 2012 . Temat rozpoczęłam pięcioma ilustracjami do tekstu „Reverie en derive”, Moniki Gollet. To utalentowana poetka naszego pokolenia, moja przyjaciółka, zresztą poznałyście się latem w Gdańsku.

– Często w swojej twórczości przedstawiasz morze…
Bo je kocham. Zobacz, czyż to nie jest piękne?

„ I potem, nagle ten dziwny spokój, to niewiarygodne niebieskie niebo
i to powietrze świeże i szare zapraszające na nowo ku jakiejś wolności gdzieś
Upojny zapach od ozonu po nawałnicy…. Wolność w dali na horyzoncie,
nieznana i magnetyczna, nieuchwytna i upragniona…. Wolność…”

– Piękne, przyznaję. To Moniki?
Tak.

– Opowiedz jeszcze o swojej wystawie.
Została zorganizowana w pomieszczeniach restauracji, „La Serrurerie” (po polsku „Ślusarnia”).  Na wernisażu było parę  osób, patron artystyczny „La Serrurerie” i wąskie grono przyjaciół…  Gadaliśmy, piliśmy wino. Nie jestem jakąś znaną  artystką, ale ludzie kupują moje obrazy. To mnie bardzo cieszy. Już na samym początku wystawy od razu zostały sprzedane trzy.

 – Chętnie wracasz do Gdańska?
Zawsze latem,  na część wakacji.

– Wrócisz na stałe?
Trudno mi powiedzieć… . Jest mi tu dobrze,  Francja staje się coraz bardziej moja. Ale kiedy myślę o dalekiej, dalekiej przyszłości – to widzę siebie jako starą babcię –  oprowadzającą  turystów.

– Po Paryżu?
No co Ty – po Gdańsku!

Niedyskretnik

Miłość –  jedyna, nadaje kolor i sens egzystencji
Gdańsk–  najpiękniejsze miasto Polski, zaraz po Krakowie:)
Bóg – jest siłą w mojej słabości
Książka życia„Eva, ou la premiere femme”, Monika Gollet
Film „Krzyż i młyn”, Lecha Majewskiego
Pieniądze – są po to, aby je wydawać –  same w sobie nie mają żadnej wartości. Od nas zależy jaką im nadamy.
Wino – dobre, różowe lub czerwone – zamienia zwykły posiłek w niezwykłe wydarzenie…
Rodzina – najwyższa wartość, ale  dla mnie to też  kręgi ludzi mi bliskich.

Rozmawiała – Magda Kosko – Frączek