Byłem mieszkańcem cepeenowskiej enklawy, znajdującej się na terenie ówczesnego rejonu II Zarządu Portu Gdańsk, która mieściła się przy ulicy Wiślnej, tuż obok budynku przedwojennej Poczty Polskiej.

Budynek przedwojennej Poczty Polskiej / Fot. Henryk Jursz

W 1963 roku zacząłem uczęszczać do szkoły podstawowej numer 22 w Letniewie  (w owym czasie wszyscy używali tej nazwy) – gdyby ktoś spytał o Letnicę mógłby zostać źle zrozumiany. Wraz ze mną do podstawówki chodziły dzieciaki z Wielopola, z ulicy Załogowej, a nawet Holmu (ci to mieli kawał do budy). Gdy codziennie rano udawałem się do szkoły z miejsca, w którym mieszkałem, szedłem po torach kolejowych wzdłuż zabudowań Elbudu (prowadzących do Stoczni Północnej), dochodziłem do ulicy Wielopole.

ul. Wielopole 6

Tu mijałem budynek, który zawsze mnie intrytgował swoim wyglądem oraz otoczeniem (po latach dowiedziałem się, iż był to prawdopodobnie dawny budynek szkolny). Następnie szedłem wzdłuż terenów zajmowanych przez nasycalnię podkładów kolejowych oraz zakładu Prozamet, ciągnących się aż do skrzyżowania z ulicą Marynarki Polskiej. Po drodze do niej mijałem się z pracownikami straży pożarnej CPN, udającymi się na służbę do jednostki, graniczącej z budynkami na moim osiedlu. Ulica Wielopole w owym czasie przypominała wiejską drogę brukowaną kocimi łbami, z chodnikiem po jednej i rowem po drugiej stronie. Rów ten od ulicy odgradzały bite ukośnie potężne bele, połączone ze sobą za pomocą grubego drutu (niekompetencję i zaniechanie w sprawie owego rowu, a również tysięcy innych spraw przez powojennych włodarzy widać najlepiej po deszczu – u zbiegu Wielopola i Wiślnej ulica zamienia się w ogromne jezioro).

„Sekwanka” tuż przy ujściu

Po obu stronach skrzyżowania znajdował się rów ze śmierdzącą strugą, przez okolicznych mieszkańców nazywany Sekwanką, która płynęła wzdłuż ulicy Marynarki Polskiej i wpadała do Martwej Wisły, tuż za Zbożowcami Ukraińskimi w Nowym Porcie. W owym czasie ulica Marynarki Polskiej była jednojezdniowa i brukowana, a obok biegła ścieżka rowerowa – ewenement jak na owe czasy.

Po przekroczeniu ulicy wchodziło się do Letniewa. Letniewo jakie zapamiętałem, i którego już nie ma, było cichą dzielnicą ze swoimi kłopotami i radościami, a czasem tragediami. Gdy się na nie spojrzało od ulicy Marynarki Polskiej, wyglądało jak sielskie małe miasteczko ze wszystkimi jego atrybutami. Była tu stara i nowa szkoła podstawowa, był kościół, piekarnia ze sklepem, warzywniak prowadzony przez pana Krzysztofiaka, apteka, przedszkole, biblioteka, fryzjer, szewc, kowal, sklep -„mleczarnia”, rzeźnik, dwie spółdzielnie, czyli sklepy spożywcze, był również ogródek jordanowski i boisko piłkarskie oraz dwa kioski Ruchu. Otoczone ogródkami działkowymi z jednej, a jeziorem Zaspa z drugiej, przypominało zamieszkałą wyspę pośród przemysłowego krajobrazu. Tuż za skrzyżowaniem stała ogromna wypróchniała wierzba, pod którą znajdował się słup ogłoszeniowy (plakaty które utkwiły w mej pamięci to – kino, cyrk, zawody żużlowe). Podejrzewam, iż pod kilkucentymetrową warstwą plakatów mogły się znajdować jeszcze przedwojenne. Mijało się kiosk Ruchu, przy którym po południu ustawiała się kolejka oczekujących na dostawę „Wieczoru Wybrzeża” z komiksowymi bohaterami (nazywaliśmy je Kajtki, Majtki). Był to ówczesny hit. Przechodziło się obok ogródka, znajdującego się na rozwidleniu ulicy Starowiejskiej i Uczniowskiej. W nim rosła wysoka grusza, z której na jesieni spadały na chodnik dojrzałe owoce. Podówczas wszystkie domy od ulicy oddzielone były schludnymi ogródeczkami pełnymi kwiatów (zapamiętałem w szczególności jeden ze wspaniałymi hortensjami). Ogródki pod koniec lat 60-tych, jakąś durną decyzją administracji, nakazano zlikwidować. Ponieważ dzielnica była nieskanalizowana, przy ulicach stały pompy wodne, zaopatrujące mieszkańców w wodę. Na zimę były one ocieplane słomianymi chochołami, które tradycyjnie w noc sylwestrową były podpalane. Letniewskie ulice były brukowane kocimi łbami, i nie wszędzie znajdowały się chodniki. Ulicę Starowiejską zdobiły stare kasztanowce, jesienią oblegane żądnymi kasztanów dziećmi.

Zawsze zastanawiałem się nad nazwą jednej z ulic Letniewa, a mianowicie Szklaną Hutą, gdyż nazwy Stalowa lub Żelazna prawdopodobnie pochodzą od zakładu który istniał w pobliżu, natomiast Huta Szkła znajdowała się na terenie obecnej elektrociepłowni, u zbiegu ulic Swojskiej i Wiślnej. Co to ma wspólnego z Letniewem nie potrafię powiedzieć chyba, że tu również w przeszłości takowa była.
W ówczesnym Letniewie wszyscy jego mieszkańcy mówili sobie „dzień dobry”, znali się z nazwiska i wiedzieli gdzie kto mieszka – w obecnym czasie rzecz nie do pomyślenia. Pomimo różnych niedogodności (większych lub mniejszych), a także zmian jakich nie szczędziła nam historia najnowsza, szkoda tamtych klimatów, ludzi i miejsc. Wszystko bezpowrotnie odeszło, taka jest kolej rzeczy – stare ustępuje nowemu – czy na lepsze, temat do dyskusji.
Opisuję te miejsca z wewnętrznej potrzeby utrwalenia tego, co niezauważalnie przeminęło, zaś nowoczesność nie zawsze się przekłada na lepszą jakość życia.

Autor: Jerzy Hryszko

Dziękuję Waldemarowi Nocnemu za udostępnienie archiwalnych zdjęć.
Znajdą się one w książce o Letnicy, która ukaże się latem 2011 r.

Dziękuję Henrykowi Jurszowi za zdjęcie Poczty Polskiej,
zachęcam do lektury jego gdańskiego bloga www.draftcloud.jursz.pl

Waldemar Nocny: Bazylika w Letnicy?

Andrzej Mróz: Gdańsk Letnica i jej tajemnice