Diabełkowo

Jedna z najładniejszych nazw jakie można zobaczyć na planie Gdańska to Diabełkowo. Nazwa ta, chociaż jest rzecz jasna produktem powojennej zmiany nazw, doskonale odpowiada nazwie przedwojennej, która brzmiała „Düwelkau”. Z dawnej, o średniowiecznym jeszcze rodowodzie wsi, a właściwie należącego do wsi Zigankenberg (Suchanino) przysiółka, nie zostało do dzisiaj zupełnie nic. Nawet powszechnie uznawana lokalizacja, obejmująca osiedle przy ulicach Wileńskiej i Grodzieńskiej jest nie do końca precyzyjna. Dawny przysiółek leżał bowiem nieco niżej i trochę bardziej na południowy wschód – w miejscu, gdzie obecnie znajduje się zbiornik retencyjny wodnego systemu Potoku Królewskiego i ulica Pasteura.

O dawniejszej historii i etymologii diabelskiej nazwy tego miejsca wiadomo niewiele. Teoria jakoby Diabełkowo miało być nawiązaniem do nie tak znowu oddalonej dzielnicy Aniołki, jest bardzo ładna, ale mało prawdopodobna. Pewne jest, że w połowie XVIII w. jeden z ławników Starego Miasta miał w Diabełkowie cegielnię. Mapy z XIX wieku pozwalają stwierdzić w przysiółku obecność mniej więcej dziesięciu budynków. Na mapach z początku XX w. widać już tylko dwa.

Dom przy ul. Wileńskiej

Osiedle zaczęto budować w II połowie lat trzydziestych według projektu architekta Otto Schrödera, specjalisty od taniego budownictwa jednorodzinnego (por. osiedle na rogu Czyżewskiego i Grunwaldzkiej). Inwestorem budowy i późniejszym właścicielem wszystkich nieruchomości pozostał hitlerowski związek zawodowy Deutsche Arbeitsfront, a domy powstały dla jego członków – o z całą pewnością słusznym nastawieniu ideologicznym. Budynki wznoszono stopniowo – w 1942 r. jeden był jeszcze ciągle w budowie. Osiedle składało się z 34 bliźniaczych domków z ogródkami i jednego większego, w którym było przedszkole (ochronka) czynna w godzinach pracy mieszkańców, a popołudniami wykorzystywany był jako dzielnicowa świetlica.

O mieszkańcach osiedla krążą różne przedziwne legendy. Według jednej osiedle miało być przeznaczone dla Żydów (co jest, biorąc pod uwagę lata jego budowy, absolutnie niemożliwe), inna twierdzi, że mieszkali tam (według ograniczonej wersji tylko w czasie wojny) oficerowie Wehrmachtu. Skąd wzięła się pierwsza legenda trudno orzec. Źródłem drugiej może być jedno z nielicznych powszechnie znanych zdjęć osiedla, ukazujące je udekorowane hitlerowskimi flagami. A prawda jest taka, że było to osiedle na wskroś robotnicze. Jeśli przyjrzeć się zawodom osób zamieszkującym obie ulice w 1942 r., stwierdzić można, że byli to w przeważającej większości robotnicy. Mundury mogli oczywiście wkładać z okazji partyjnych uroczystości, ale na codzień nosiło je zapewne jedynie paru mieszkańców (w tym policjant i „zawodowy” SA-man).

Ulicom nadano odpowiadające charakterowi projektu nazwy. Wileńska ochrzczona została imieniem Roberta Ley’a (Robert-Ley-Weg), ówczesnego przywódcy Arbeitsfrontu, z czasem zbrodniarza wojennego i oskarżonego w procesie norymberskim. Ley’a nazywano „Reischstrunkenbold” (naczelny pijak Rzeszy), powszechnie znane było bowiem jego zamiłowanie do mocnych trunków. Dzisiejszą Grodzieńską nazwano imieniem Dietricha Eckarta (Dietrich-Eckart-Weg), hitlerowskiego „męczennika”, uczestnika „piwnego puczu” w Monachium w 1923 r., który nie wytrzymał politycznych i ulicznych emocji związanych z nieudanym przewrotem i zmarł na serce.

ul. Wileńska

Po wojnie opustoszałe (choć nie do końca) domy zajęli Polacy. Ulice Wileńska i Grodzieńska, obdarzone zostały nazwami wyrosłymi z nostalgii Polaków, którzy do Gdańska przybyli po II wojnie światowej, zostawiając swoje domy i miejsca, w których ich rodziny żyły od pokoleń. Z nazwami tymi wiąże się ciekawe spostrzeżenie poczynione w okresie największego nasilenia postaw antyniemieckich, związanych z działalnością tzw. „ziomkostw”. Jako argument potwierdzający niemiecki rewizjonizm przywoływano wówczas fakt istnienia w zachodnio-niemieckich miastach ulic takich jak „Breslauerstrasse”, czy „Stettinerstrasse”. Ktoś wówczas sprytnie zaripostował, wskazując właśnie nazwy gdańskich ulic Wileńskiej i Grodzieńskiej, jako dowód na identyczną postawę Polaków.

Większość z domów dzisiejszego Diabełkowa została z czasem poddana adaptacji i rozbudowie, niektóre (na szczęście nieliczne) zniknęły, zastąpione nowymi. Całość osiedla zachowała jednak swój, dobrze przemyślany przez architekta, charakter półwiejskiej enklawy. Dzisiaj jest to jedno z najbardziej uroczych miejsc w Gdańsku, iście rajska enklawa w miejskim zgiełku, i nic nie wskazuje już na to, że jego powstanie wiąże się z wyjątkowo obrzydliwym okresem w historii naszego miasta, a tych, którzy sponsorowali jego budowę można śmiało porównywać z samym diabłem.

Autor: Aleksander Masłowski