Drogie Czytelniczki i Czytelnicy – nadchodzi jesień – a z nią zmiany – nie tylko pogody… Przenosimy się! Z Gdańska – do Trójmiasta! Zapraszamy na kolejny autorski przegląd naszych trójmiejskich podwórek. Co tam słychać w Gdańsku? Jak się Sopot miewa? Zajrzymy też do Gdyni – jak pisał Sławomir Kitowski – miasta z morza i marzeń. Dziś bardziej zaświeci, czy zabrzęczy? Możemy zaczynać? Zakrzyknijmy – niczym amerykańscy demokraci – Yes, we can!!!:)
• Światło! – dla dowcipnych muzykantów grających i śpiewających od kilku miesięcy w Zielonej Bramie. Wywołują uśmiech na twarzach gdańszczan i turystów – bo i głos – i repertuar ciekawy – a instrumenty przednie! Uwielbiam tych chłopaków, bo są dowcipni, bezpretensjonalni i przypominają mi beztroskie czasy studenckie, biwakowe wygłupy i wakacyjne szaleństwa. Mogłabym stać i patrzeć na nich godzinami. Niestety – przeważnie się śpieszę i nie zdążyłam zapytać ich chociażby o imiona.
• Drogi lunch moich klientów w jednym z lepszych gdańskich hoteli. Zaraz po filiżance bulionu na stół wjechało danie główne – widzą je Państwo na zdjęciu. Pod kawałkiem cytrynki skryły się „warzywa na parze” – dwie fasolki i dwa małe kawałeczki kalafiora. Nie wiem, co powiedziałaby Magda Gessler, ale Magda Kosko przyznaje – Brzdęk! – za porcyjki dla krasnoludków i niezrozumiałą warzywną oszczędność. Pisałam już na ten temat w Notatniku Przewodnika – gdzie podziała się tradycyjna polska gościnność?
• Nie chcę, żeby wyszła ze mnie zołza – ale często z satysfakcją patrzę na pozakładane przez Straż Miejską blokady. Nie żal mi kierowców usiłujących wjechać tam, gdzie nie wolno. Liczyli pewnie – cytując narodowego wieszcza że – „jakoś to będzie!”. Kierowcy aut doskonale wiedzą, że nie mając zezwolenia i nie będąc osobą niepełnosprawną – nie można wjeżdżać w pewne rejony miasta. Świadomie łamią prawo – a może – nóż – widelec – się uda? Brzdęk! – dla wszystkich chcących wjechać autem pod samego Neptuna. Przypomina mi się zeszłotygodniowa rozmowa ze pewnym kierowcą autokaru, starszym panem: pani! – są i takie ludzie, co chcieliby kładką przez Nogat do samego zamku w Malborku wjechać! I pytają – dlaczego nie można?!
• Bardzo lubię Gdynię. Ulicą Świętojańską należy obowiązkowo iść wolno – aby móc podziwiać kamienice, knajpki i sklepy. Gdynia to nie jest zwykłe miasto – to urzeczywistnienie marzenia o polskim porcie, polskiej Marynarce, dla wielu to naprawdę „miasto z morza i marzeń”. Zawsze żałuję, że nie mogę pokazać turystom tej najpiękniejszej ulicy Gdyni – na Świętojańską nie można wjechać autokarem. Oczywiście – rozumiem dlaczego i popieram zakaz – jednak trochę żal. Na ul. Władysława IV widać bardzo niewiele „ciekawości”. Nagrodą jest Skwer Kościuszki. Ulica Świętojańska żyje – powstają na niej nowe knajpki – jednak i stare – jak znana restauracja Polonia (byłam tam nawet lata temu na dancingu) całkiem dobrze się mają. Niestety – jak wszędzie – część kamienic jest oszpecona ogłoszeniami, oblepiona i oklejona reklamami tanich kredytów, szkół jazdy, agencji nieruchomości i usług księgowych. Mam wrażenie – że nie ma już nigdzie wolnego miejsca – że każdy centymetr powierzchni jest wykorzystany – gdybyś człowieku nawet wizytówkę chciał dolepić – nie byłoby gdzie. Niemniej jednak – mimo domorosłych kolaży – Światło! – dla jasnego miasta Gdyni! – (apartamentowiec See Towers jest o wiele za ciemny!) Brzdęk! – dla rozlepiaczy i zasłaniaczy tego, co piękne.
• Zostańmy jeszcze przez chwilkę w Gdyni. W czasach studenckich często bywałam na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Miało się wejścia, ach – miało! W Teatrze Muzycznym jak zawsze atmosfera przednia, towarzystwo arcyciekawe – Janusz Gajos pije kawę, w toalecie czesze się Kasia Figura, przy szatni Andrzej Chyra pali papierosa. Podchodzimy z siostrą Jagodą do baru – i prawie potykamy się o Jerzego Stuhra, który właśnie pokazał publiczności Historie Miłosne (kocham ten film), a teraz podobnie jak my – marzy o filiżance herbaty. Jagoda zapragnęła mieć zdjęcie z panem Jerzym – odwraca się więc grzeczne do niego i mówi – dzień dobry – czy można zrobić sobie z panem zdjęcie? Jestem pod wielkim wrażeniem pana filmu! Jerzy Stuhr odpowiada – jasne, dziękuję – a kto robi? (mając na myśli jakąś agencję, czy gazetę) – na co Jagoda odpowiada zdziwiona – no jak to – kto? MAGDA! (i pokazuje na mnie) Aaaaa – jak Magda – to bardzo proszę! – śmieje się pan Jerzy. Zostało zrobione bardzo fajne zdjęcie – które może uda mi się jeszcze gdzieś znaleźć. Bardzo lubimy z Jagodą tę historię – a panu Jerzemu przesyłamy z Gdyni jasne Światło! – z życzeniami zdrowia.
• Zabawny dialog spacerującego starszego pana z małżeństwem mieszkającym w gdyńskim See Towers (pokazywali swoim znajomym gdzie są ich okna) – podsłuchałam na Skwerze Kościuszki: A mieszkania tam u was to drogo kosztują? Proszę pana (oburzenie w głosie) – to nie są mieszkania! To są apartamenty! Zabrzmiało jak kultowy cytat z Misia: Panie, tu nie jest salon damsko – męski! To jest kiosk ruchu! Ja tu mięso mam!:)
Brzdęk! – za słomę. Z butów.
• Parking przy hotelu Novotel w Gdańsku prowadzą bardzo sympatyczni państwo. Często miło gawędzimy – nie tylko o pogodzie. Zauważyłam kartkę z napisem: KAMERA ZA BUSEM (i to po niemiecku). Podglądacie turystów? – pytam ze śmiechem. Taki mini Big – Brother? A i owszem – pada zaskakująca odpowiedź. Często usiłują załatwić się za autokarem! Jak tak można – przecież do toalety jest parę kroków! Co za ludzie! – dodaje pani z parkingu. Brzdęk! – dla wszystkich – którzy, niczym gołębie – uważają, że toaleta jest wszędzie.
• Pójdźmy tym tropem – jak ostatnio pisałam – jestem przeciwna dokarmianiu gołębi w mieście i wygląda na to, że ową niechęć odziedziczył po mnie Mały Chłopczyk. Owszem – z chęcią patrzy na „kaki”, ale przeznaczoną dla nich bułkę zjada sam. Ostatnio rozmawiałam z Niemcami o niezapomnianym kanclerzu Kohlu, który niedawno miał powiedzieć – „nie życzę sobie w przyszłości żadnych ewentualnych pomników! Niech mi nikt nie wpadnie na ten pomysł! Dlaczego??? – zapytali zdziwieni przyjaciele. Jak to? – odpowiedział Kohl – jak to? – Na dole psy, na górze gołębie – i tak po wsze czasy – danke schön!:) Światło! – za dystans do cokołów. Kanclerzowi Zjednoczenia życzymy dużo zdrowia – bardzo go teraz potrzebuje.
• Jestem niekonsekwentna – bo nie mam nic przeciwko dokarmianiu mew na molo. Będę szczera – gołąb kojarzy mi się raczej z gruchających brudasem, niszczącym pomniki, zanieczyszczającym kamieniczki i parapety – a mewa… Mewy z morzem, z żeglowaniem, z wolnością… Lubię patrzeć jak łapią w powietrzu rzucane kawałki chleba, a harmider robią taki, że jak człowiek zamknie oczy – żegna się z dostojnym, starym portem i odpływa w długi rejs do Kalifornii. Z Liverpoolu – oczywiście. Światło! – dla rodzinnych spacerów po sopockim molo. Któż z nas nie ma tam zdjęcia z dzieciństwa?
• Ostatnimi czasy jestem wielką fanką Domu Uphagena – ul. Długa 12. Uważam, że wizyta w nim powinna być obowiązkowym punktem zwiedzania dla wszystkich grup mających na zwiedzanie Gdańska nieco ponad półtorej godziny. Uwielbiam pokazywać turystom jak pięknie mieszkali bogaci gdańszczanie. Jaki trzymali fason i poziom! Ostatnio dla zwiedzających udostępniono nawet podwórze, o czym pisał iBedeker.
Światło! – dla coraz popularniejszego muzeum wnętrza mieszczańskiego.
• Jakiś czas temu przydarzyła mi się ciekawa historia. Podczas zwiedzania katedry w Oliwie spotkałam arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia. Jak ja był przewodnikiem i pokazywał katedrę swoim przyjaciołom. Spotkaliśmy się przy ołtarzu św. Wojciecha, przedstawiłam mu moją grupę, arcybiskup porozmawiał chwilę po niemiecku – po czym powiedział: my schodzimy do krypty – jak chcecie – chodźcie z nami! Zaskoczeni weszliśmy do środka i obejrzeliśmy miejsce wiecznego spoczynku gdańskich biskupów. Światło! – za godną gospodarza gościnność. Biskup pomodlił się chwilkę przy trumnach swoich poprzedników, potem powiedział do moich gości – chciałbym z Düsseldorfu sprowadzić biskupa Spletta. Nie wiem, czy rzeczywiście czyni ku temu jakieś starania – czy powiedział to tylko tak sobie – niemniej jednak już cieszę się na dyskusję na ten temat. Powinien wrócić, czy niech spoczywa w pokoju w Lambertuskirche w Düsseldorfie? Jaką w rzeczywistości był postacią? Jakim był człowiekiem? Czy to wszystko, co o nim mówiono i pisano przed rokiem 1989 to prawda? Nie wierz komunistom! – mówili dziadkowie. Często po wieczornym Dzienniku babcia mruczała – ciekawe, czy chociaż prognoza pogody jest prawdziwa… Karl Maria Splett biskupem diecezji Gdańskiej pozostał do końca życia – zmarł w Niemczech w 1964 roku.
• Niedługo koniec sezonu – na podsumowanie przyjdzie czas w innym cyklu – „Z notatnika przewodnika” , ale myślę, że można już śmiało powiedzieć – to był dobry sezon. Maj był wyjątkowo udany, czerwiec może troszkę mniej – wszak kibice piłkarscy nie należą do osób najbardziej zainteresowanych zwiedzaniem Trójmiasta. I nie dziwne. Interesowali się czymś innym, wesołą zabawą, kibicowaniem, a także przykładowo szukaniem żon. Lipiec znów zaskoczył ilością zamówień, telefonów i zleceń – sierpień był nieco spokojniejszy – ale nie można narzekać. Wrzesień – jaki jest – każdy widzi. Piszę to, aby przyznać Brzdęk! – osobom – które nigdy nie są zadowolone. Z niczego. Miny mają jakby czuli nieustannie jakiś niemiły zapach. Podobno już przed wojną byli tacy – którym gdyby nawet miodem plecy smarować – to będą narzekać – „że nie w te stronę” (jedno z powiedzonek babci Marysi).
• Dolne Miasto – niedaleko Łaźni – nieciekawy budynek i mieszcząca się w nim niezwykle ciekawa fabryka Batycki. To tu, nad Motławą powstają torebki, eleganckie teczki i lekka galanteria skórzana. Niektóre cacka zdobi prawdziwy bursztyn. Na Dolnym Mieście fabryka istnieje od 2005 roku – sama firma powstała niedługo po wojnie, założona przez Tadeusza Batyckiego w 1948 r. Niedawno gościłam w fabryce z niewielką grupką pań – członkiń klubu Inner Wheel. Zafascynowało mnie zarówno loftowe, przestrzenne wnętrze, jak i widok skupionych na swojej pracy pań, których staranną pracę mogliśmy podglądać. W fabryce Batycki wszystko wykonuje się ręcznie. Po raz pierwszy z życiu byłam w takiej manufakturze. Jedno z pomieszczeń fabryki zdobi portret szefowej – pani Bożeny Batyckiej – namalowany przez jedną z moich ulubionych malarek – Hannę Bakułę. Wizyta w showroomie i pokaz najnowszej kolekcji oczarowała zarówno mnie jak i moich gości. Światło! – za jakość i klasę.
Autorka: Magda Kosko – Frączek – nauczycielka, wykładowczyni, doktorantka, tłumaczka, przewodniczka, od roku i trzech miesięcy mama Andrzejka – Małego Chłopczyka.
Napisz do autorki: [email protected]
To ja sobie pozwolę na takie spostrzeżenie – dokarmiony gołąb zapaskudzi pomnik bądź fasadę. Kamienną. Wygląda to paskudnie, ale od biedy można chyba doczyścić. Natomiast nakarmiona mewa zapaskudzi co? No właśnie… http://gdanskzdolu.pl/2012/03/26/kto-niszczy-gdanskie-molo/
A co do słomy – otóż to może wcale nie słoma, a wieloletnie pranie mózgów przez sprzedających lokale mieszkalne. Teraz przecież nie ma mieszkań dwupokojowych. Są apartamenty z dwoma sypialniami:)
Dorzucę jeszcze tylko mały brzęk do parkujących. Jedziemy z Najmilejszą na rowerach przez Zieloną Bramę, wjeżdżamy na Długi Targ i – aby nie lawirować między ludźmi – skręcamy w Powroźniczą. A tam, na całą szerokość, przed wejściem do hotelu, stoi autokar z niemiecką wycieczką. Autokar blokuje ulicę, turyści ze stertą walizek – wąskie chodniki. Trzeba było zsiąść i powtarzając „endschuldigen” niczym mantrę uważać, aby nikogo nie zahaczyć. Rozumiem podwożenie turystów, ale chyba ten autokar nie mógł tam stać?
Aj, zapomniałbym – dopraszam się maleńkiego światła dla Długiej i Długiego Targu, znowu dostępnych dla rowerzystów…
cały czas mam ochotę wrócić po jedną z torebek…. 🙂
kto będzie taki miły i policzy które to już jest Światło? Strasznie mi się nie chce. Uprzejmemu napiszę wierszyk.
Joanna G. – dziękuję za wyliczankę – następne ŚWIATŁO czy BRZDĘK będzie jubileuszowe, bo DZIESIĄTE :))