Niedziela, 17 sierpnia, upłynęła w Gdańsku nie tylko pod hasłem zakończenia Jarmarku św. Dominika. To również Restaurant Day, czyli dzień, w którym każdy może otworzyć własną restaurację.

Restaurant Day w Gdańsku

O samej idei inicjatywy na stronie www.restaurantday.org/pl/ czytam:

Restaurant Day to kulinarne święto współtworzone przez tysiące ludzi, organizujących i odwiedzających jednodniowe restauracje na całym świecie. Głowna myśl, która przyświeca temu wydarzeniu to przede wszystkim dobra zabawa ale istotne są też wymiana kulinarnych doświadczeń czy radość z życia lokalnej społeczności. Wydarzenie organizowane jest przez zespół wolontariuszy, którzy zajmują się również administrowaniem stroną internetową. Wszyscy restauratorzy są osobiście odpowiedzialni za wszelkie działania związane z uruchomieniem ich restauracji.
Pierwsza edycja Restaurant Day odbyła się w maju 2011 roku w Finlandii. Dziś to największe na świecie kulinarne święto, obchodzone cztery razy w roku, w setkach miast.

W historycznym centrum Gdańsku pojawiły się dwie ekipy dziewczyn kochających gotowanie. FRAG, czyli Forum Rozwoju Aglomeracji Gdańskiej z siedzibą przy ul. Ogarnej, gościło jednodniową restaurację „MI SMAKUJE”, a na przedprożu Instytutu Kultury Miejskiej przy ul. Długi Targ, rozgościło się #PiknikoweLOVE.

Drużynę MI SMAKUJE utworzyły blogerki: Maja Bryning-Mazgaj (www.wszystkocokocham.com.pl), Aleksandra Burczyk-Wacławiak (www.stolikwkropki.pl), Magdalena Błaszczak (stoliczkunakryjsie.wordpress.com) oraz Anna Ziniewicz (mojawtymglowa.blogspot.com). #PiknikoweLOVE to Iza Stencel, Weronika Szadowiak i Marta Okuniewska.

Obie ekipy wzbudziły zachwyt uczestników zabawy. Pierwsi smakosze pojawili się tuż przed otwarciem restauracji i natychmiast ustawili się w kolejkę.

Na ul. Ogarnej menu podzielone zostało na trzy grupy – kuchnie świata, warzywniak i słodki PRL, a na goście czekały cieszące wzrok potrawy: falafel z sosem jogurtowym lub dyniowym, mini shepherd’s pie, tortilla ziemniaczana, spring rolls z makaronem gryczanym i mango, słodkie szyszki, wafle z masą krówkowo-migdałową, bajaderka, szarlotka, warzywne wrapy, tarta z botwiną i rzodkiewką, warzywne burgery, muffinki marchwiowe czy zapiekanka z cukinii. Wszystko wyglądało szalenie apetycznie, niestety z powodu ścisłej diety bezglutenowej mogłam spróbować jedynie spring rolls’a i szyszki krówkowe. Te ostatnie nie tyle mi się kojarzyły z okresem PRL, co z zakopiańskimi Krupówkami, natomiast spring rolls to danie, które miałam pierwszy raz w ustach i natychmiast je pokochałam – jutro „pognam” do sklepu po papier ryżowy i pozostałe składniki:)

Z nieco zaostrzonym apetytem pobiegłam na Długi Targ. Tu czekała mnie prawdziwa uczta, chociaż większość produktów też zawierała gluten (w uproszczeniu – mąkę pszenną). Całe menu brzmiało imponująco:

#PiknikoweLOVE

Bodajże największym wzięciem cieszył się hummus z avocado, którego szczęśliwie i ja mogłam popróbować, oczywiście w towarzystwie specjalnie upieczonego (dziękuję Weroniko) pieczywa bezglutenowego. Pycha!

Na obu stoiskach dziewczyny uwijały się jak przysłowiowe mrówki, ale nie było po nich widać zmęczenia – wszystkie były uśmiechnięte i zadowolone z niewątpliwego sukcesu. Czego mi brakowało? Wyraźnej informacji o wydarzeniu. Kilkakrotnie widziałam przechodniów zainteresowanych napotkaną sytuacją – niestety nie odważyli się podejść. Oczywiście głównie dotyczyło to osób starszych, bo młodsi mają w sobie więcej odwagi:) Całe szczęście, że ja znałam przyczynę zamieszania pod siedzibami FRAG i IKM. Jak zwykle byłam prawie najstarszą uczestniczką zabawy, jak zwykle spotkałam ogromną liczbę moich młodych znajomych, i jak zwykle spędziłam z nimi (tudzież z mężem:)) cudny czas. Dziękuję i z niecierpliwością czekam na kolejną edycję.