W Domu Sąsiedzkim Gościnna Przystań odbył się ostatni wykład z cyklu „Historie po Oruńsku”. Prelekcję „Ulice Oruni” wygłosił Aleksander Masłowski.
Aleksander Masłowski, rozpoczynając swoją opowieść powiedział, że historia dzieje się na ulicach. Trudno się z tym twierdzeniem nie zgodzić. To ulice są świadkami naszego codziennego życia, to one ulegają przeobrażeniom, to one są świadectwem zmian zachodzących w substancji każdego miasta.
Zapraszam do wysłuchania fragmentów jego opowieści:
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=jcpH8GB3uRU[/youtube]
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=R-71JSLh6ZQ[/youtube]
Opowieść o nazwach oruńskich ulic była finalnym wykładem przed wieńczącym projekt spektaklem Ohra Ora Orana. To pierwszy w Trójmieście spektakl lokalnej społeczności, którego kanwą jest jej emocjonalna pamięć miejsc, zdarzeń i ludzi. Aktorami są mieszkańcy dzielnicy oraz jej pasjonaci, osoby w różnym wieku, z różnym doświadczeniem i różnej profesji. W stworzenie spektaklu zaangażowali się mieszkańcy dzielnicy oraz artyści, a reżyserem przedstawienia jest Jarosław Rebeliński.
Premiera spektaklu odbędzie się w sobotę 29 listopada o godz. 16.54 na peronie SKM Gdańsk Orunia (w stronę Pruszcza Gdańskiego).
Wykład p. Aleksandra był jak zwykle świetnie przygotowany. Właściwe tempo, bardzo czytelna prezentacja, kilka anegdot, no i co najważniejsze ogromna wiedza. Nic się nie zacinało, slajdy płynnie zmieniały się na ekranie harmonijnie towarzysząc słowu mówionemu. Jednym słowem – super.
Godzinny wykład okazał się tak interesujący, że jeszcze przez całą drogę powrotną do domu rozmawialiśmy z żoną na jego temat. I właśnie ta rozmowa stała się przyczynkiem do poniższego wpisu. W zasadzie odnosi się on do ostatniej części dyskusji, gdy z sali padło pytanie, jakie są obecnie tendencje Rady Miasta przy przywracaniu historycznych nazw. Odniosłem wrażenie, że w tym momencie wszyscy byliśmy zgodni co do zasady, że powrót do nazw historycznych to właściwa droga a koniunkturalna zmiana nazw ulic powinna należeć do niechlubnej przeszłości. No i właśnie w czasie tej drogi powrotnej, jak zwykle w takich przypadkach, podkusił mnie duch przekory. Czuję się jednak rozgrzeszony, ponieważ organizatorzy prosili o przysłanie pomysłów na kolejne tematy wykładów.
Wyobraźmy sobie co by było gdyby ludzie trzymali się raz nazwanych nazw.
Po pierwsze wykład byłby znacznie krótszy. Pan Aleksander zaprezentowałby nam dawny historyczny szlak kupiecki, może jakiś sąsiedni a potem… No cóż miasta i wsie rozwijają się, przybywa nowych ulic i nazw, ale i tak starczyło by tego najwyżej na 10 minut. Poza tym zgodnie ze swoją zasadą wcale nie podjąłby się tego tematu bo „o czym tu mówić, jak nie ma o czym gadać”.
Po drugie, świadczyłoby o tym, że nazwy ulic nie budzą w ludziach emocji i są właściwie bez znaczenia.
Po trzecie w dużym stopniu straciłyby swój historyczny charakter. Zmiany nazw nałożone na siatkę wydarzeń historycznych mówią nam więcej o ich twórcach i czasach w których żyli niż to nam się na pozór wydaje.
Inflacja idei i prądów myślowych, którą można zaobserwować od połowy XIX wieku spowodowała, że gwałtownie zaczęło przybywać bohaterów godnych upamiętnienia. Orunia jest świetnym tego przykładem. Po lewicowych rewolucjonistach przyszli pruscy generałowie a ich zastąpili hitlerowscy zwolennicy knajpianych przewrotów. Jednak prawdziwa rewolucja przyszła po 1945 roku. Gdańscy Niemcy zapłacili wysoką cenę za swój współudział w największej zbrodni XX wieku. Niemieckojęzyczne nazwy zniknęły niemal całkowicie z tych terenów. Brak wiedzy nowych włodarzy miesza się tutaj z nazwami bardzo udanymi oraz piękną polszczyzną. Nie mam do nich pretensji. Zmian należało dokonać szybko, a znawców tej tematyki ocalało niewielu. Paradoksalnie to brzmi, ale niefortunne użyte nazwy przyczyniły się do wielu anegdot i popularyzacji takiego miejsca. Te drugie mogą więc czuć się pokrzywdzone
Aby dokonać zmian trzeba sporo determinacji. Nie wiem dokładnie jak dawniej, ale dzisiaj jest to bardzo kosztowne pod względem administracyjnym i społecznym. Tym niemniej czynimy to. Ponieważ nazwy są dla nas ważne i mamy do nich bardzo emocjonalny stosunek. To prawda, że rewolucyjny zapał zawsze ułatwia podjęcie takich decyzji, ale w spokojnych czasach też nie brakuje takich przypadków.
Przywiązanie do błędnych nazw jest ogromne. Jeszcze dzisiaj można spotkać oburzone głosy mieszkańców Letnicy, że całe życie mieszkali w Letniewie i teraz byle mądrale nie będą im zmieniać nazwy ukochanego miejsca. Zresztą nie dotyczy to tylko ludzi niewykształconych. W swojej „Kronice Gdańskiej” Mirosław Gliński i Jerzy Kukliński używają tej drugiej niepoprawnej nazwy. Przyznaję, że nie sprawdzałem. Usprawiedliwiam się bo piszę ten mail w niedzielny poranek i jak teraz tego nie wyślę, to później zacznę ten tekst poprawiać i nie wyślę wcale. Być może pisali to jeszcze w czasie kiedy Letniewo było jeszcze określeniem poprawnym administracyjnie. Mieszkańców tamtego obszaru jest jednak niewielu i sądzę, że w przyszłości zostaną skutecznie „zakrzyczani” przez purystów językowych. A co w przypadku nazw Piecki, Migowo i Morena ? Tu nie byłbym taki pewny tej skuteczności. Nowo używana nazwa jest zgrabna, dobrze nawiązuje do rejonu który określa. Taka zmiana to jednak nic nowego. Czy mamy prawo zmieniać nazwy otaczającego nas świata i w jakim zakresie ? Dobrze to, czy źle ? Co powinno być chronione bezwzględnie a co w mniejszym stopniu ?
Panie Aleksandrze, bardzo proszę o kolejny wykład dotyczący tego pytania w szerokim tego sensie.
Serdecznie pozdrawiam