W historycznym festynie odbywającym się w Twierdzy Wisłoujście wzięłam udział w dość szczególny sposób, obserwując jego przebieg z przeciwległego brzegu Martwej Wisły. Nie byłam jedyną osobą, która przez lornetkę usiłowała dojrzeć bawiących się mieszkańców Gdańska. Trafiłam na czas odbywających się (zgodnie z programem) na dziedzińcu twierdzy plebejskich zabaw z nagrodami. Oczyma wyobraźni kibicowałam więc rzucającym podkową i zapałkami, poruszającym się na nartach bolkowskich i grającym w tanią okowitę. Na czym owe zabawy polegały niestety nie wiem. Wszystko przebiegało na tyle cicho, że żadne dźwięki z twierdzy nie dochodziły. Nie czuć też było zapachu dań kuchni polowej, ani kiełbaski pieczonej na ognisku. Twierdza najpewniej przygotowywała się do bitwy z udziałem z udziałem piechoty, łuczników i artylerii.

Z daleka dostrzegłam spore grono osób, które podziwiały panoramę z korony wieży twierdzy, natomiast na tzw. wyciągnięcie ręki miałam prom łączący w tygodniu Nowy Port z Wisłoujściem. Na jednostce odbywało się konserwowanie pokładu, a osoby chętne do przeprawienia się na drugi brzeg witała niebieska tablica z informacją:

W soboty, niedziele i święta prom NIE KURSUJE

W przeciwieństwie do wielu osób, które zajeżdżały na nabrzeże, mnie ta informacja nie zaskoczyła. Cierpliwie czekam do wiosny 2012 r., kiedy to zostanie uruchomiony tramwaj wodny, ale kropla goryczy jednak lekko zatruła mi niedzielne popołudnie. W przyszłym roku zdecydowanie nadłożę drogi, a na festynie (jeśli się odbędzie) się pojawię.