„Nie martwmy się tym, co się nie udało, ale cieszmy z sukcesów, które osiągnęliśmy…”, czyli echo Dorocznego Obywatelskiego Spotkania Gdańszczan z Prezydentem Miasta Gdańska.

Wczoraj późnym popołudniem, w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej na gdańskiej Ołowiance, kolejny, szósty już raz miało miejsce Doroczne Obywatelskie Spotkanie Gdańszczan. Namiastkę wyjątkowej atmosfery dało się odczuć już przed godziną 18.00 od ulicy Szopy i Długich Ogrodów. Wszystkie auta kierowały się wprost na Szafarnię, a następnie Ołowiankę. Parkowanie (czego nieco się obawiałam) szło bardzo sprawnie i bez zakłóceń, obsługa z ulicy wskazywała miejsca postojowe. Zaproszeni byli elegancko, odświętnie ubrani. Tuż za progiem witali ich pracownicy gdańskiego magistratu z Piotrem Kowalczukiem – kierownikiem referatu Komunikacji Społecznej na czele, który zresztą całą galę prowadził. Wszyscy radośni, uśmiechnięci. W którą by stronę nie spojrzeć mniej lub bardziej, ale jednak znajome twarze. Radni sejmiku, miasta, dzielnic, osiedli, pracownicy magistratu, działacze organizacji społecznych i pozarządowych.

Uroczystość odbyła się na Sali Koncertowej. Krótkim wprowadzeniem rozpoczął p. Piotr Kowalczuk, po czym oddał głos prezydentowi Pawłowi Adamowiczowi.

Po przywitaniu, odebraniu z rąk przedstawicielek ZHP Betlejemskiego Światełka Pokoju i podziękowaniu zgromadzonym za przybycie, prezydent w zarysie przedstawił tegoroczne osiągnięcia, ale i plany na najbliższe lata, co jest już tradycją tychże spotkań.

Zmiany, jakie zaszły w ostatnim czasie w Gdańsku i zachodzą w dalszym ciągu, są dla mnie widoczne każdego dnia: kilometry nowych dróg, ścieżek rowerowych, remonty torowisk, ale i budowa nowych ich odcinków, nowe powierzchnie biurowe, place zabaw, pnące się w górę Europejskie Centrum Solidarności, czy w końcu stadion w Letnicy.

Może dlatego, to co innego utkwiło mi w pamięci z tej przemowy, a mianowicie proste, nawet nie szczególnie odkrywcze przesłanie: byśmy nie martwili się tym, co się nie udało, ale cieszyli z sukcesów, które osiągnęliśmy. I to ma sens. Tak już jakoś jest, że w mediach to najczęściej niepokojące wieści „krzyczą” jako pierwsze, w życiu osobistym też większą wagę przywiązujemy do niepowodzeń, wnikliwie je analizując, tym samym umniejszając rolę naszych codziennych sukcesów. Od dziś kolejność tę odwrócę, ciesząc się z każdego kroku w przód i z tej radości czerpiąc siłę na kolejne działania.

Wracając jednak do spotkania… po przemówieniu zgromadzeni mieli okazję obejrzeć krótką prezentację multimedialną, następnie prezydent wręczył Medal Prezydenta Miasta Gdańska Elżbiecie Gerleckiej – założycielce i prezes Gdańskiego Stowarzyszenia Pedagogów Praktyków, od lat pracującej dla dobra najmłodszych w naszym mieście. Nagrodzona podziękowała prezydentowi za tworzenie sprzyjających warunków, a swoim współpracownikom za pracę i zaangażowanie, podkreślając przy tym, że w zespole siła.

Przez kolejną godzinę swoim występem umilał czas zespół Trebunie-Tutki, a po nim przez dwadzieścia minut ksiądz arcybiskup Tadeusz Gocłowski. Wiem, „umilał” w odniesieniu do księdza brzmi pozornie niewłaściwie, niestosownie, ale piszę to w duchu szacunku i w bardzo pozytywnym, dosłownym znaczeniu. Ksiądz nie przemawiał ze sceny, a usiadł wśród nas, jak sam stwierdził, by atmosfera była bardziej swojska, niż oficjalna. I taka właśnie była. Ksiądz mówił i mówił, w którymś momencie przerwał, z uśmiechem i dystansem stwierdzając, że to przecież nie homilia. Zaprosił do wspólnego śpiewania kolęd. Rozpoczął pewnym głosem i… chyba nie było na sali osoby, która by nie śpiewała. Było miło – tak po prostu. Część oficjalną zakończył prezydent, zapraszając do foyer na podzielenie się opłatkiem i drobny poczęstunek.

Od lewej: Ewa Lieder, Ewa Maria Łapińska, Andrzej Witkiewicz

Cztery lata temu, na pierwszym „moim” spotkaniu obywatelskim, z tej nieoficjalnej części uciekłam już po kilku minutach. Do prezydenta, czy radnego miejskiego wstydziłam się podejść, a innych osób nawet nie kojarzyłam. Tym razem było inaczej, szczególnie. Znałam niemal wszystkich, a godzina nie wiem, kiedy minęła. Do połowy z osób, z którymi chciałam podzielić się opłatkiem, nawet nie zdążyłam podejść. Nie podejmę się też oceny, czy barszczyk i paszteciki smakowały – nie zdążyłam dobrze skosztować, a z budynku filharmonii wyszłam chyba ostatnia…

Dziękuję Danielowi Lipeckiemu za udostępnienie zdjęć do publikacji.

Autor: Ewa Maria Łapińska

Przedświąteczne spotkanie w 2007 r.

Przedświąteczne spotkanie w 2009 r.