Fot. Krzysztof Dolatko

Druga część prelekcji Andrzeja Drzycimskiego

Gdańsk był zrewoltowany. Od rozejmu w listopadzie 1918 roku, do miasta przybywają zdemobilizowani żołnierze niemieccy – szukają tu pracy i jedzenia. Głód był powszechny, co powodowało częste strajki i demonstracje. Brali w nich udział nie tylko ci żołnierze. Powstawały rady polskie, niemieckie i polsko-niemieckie. Efekt był taki, że w całym mieście były ogromne napięcia, kanalizowane w dwóch nurtach narodowościowych. Rozbujano nacjonalistyczne tendencje. Ze strony niemieckiej była prowadzona kampania, która potęgowała atmosferę napięć i zachęcała do organizowania wieców, które gromadziły od 30 do 70. tys ludzi. Na jednym wiecu – to warto podkreślić. Dzisiaj, po spotkaniach z papieżem wiemy, że mogą być i większe, ale na tamte czasy to było niewyobrażalne.

Wielkiej Brytanii politycznie nie zależało na silnej Polsce – nieskoordynowanej, krnąbrnej, prowadzącej niezależną politykę i jednoczącej się z Francją, która zawsze dla Wielkiej Brytani była niebezpiecznym partnerem. W czasie wojny wszystko było w porzadku, ale kiedy ta się skończyła, zaczęły się interesy. W tych interesach Wielka Brytania nie miała ochoty dzielić się sukcesami i zdobyczami z Francją. Francja nie miała z kolei ochoty, żeby Niemcy mogli się odbudować, więc w skrócie mówiąc, chciała silnej Polski. Efekt był taki, że Traktat Wersalski w rozdziale dotyczącym Gdańska, wymyślonym przez brytyjskiego premiera, formułował dokładne zasady.  Liga Narodów – organ podobny do dzisiejszej Organizacji Narodów Zjednoczonych, utworzyła Wolne Miasto Gdańsk.

Traktat Wersalski mówił o obywatelstwie w zależności od pochodzenia lub języka. Często było jednak tak, że ludzie nie mieli świadomości swojego pochodzenia, stąd padało pytanie było Muttresprache – taki, jaki był twój język, taka była twoja ojczyzna. Na wszystkich terenach pogranicza zawsze dochodzi do sytuacji, że ludzie nie mają jednorodnego  spojrzenia. Często to się zmienia – jest grupa bardziej i mniej świadoma, i taka, dla której elementy narodowościowe nie odgrywają żadnej roli.

W 1920 r. granica WMG i Polski miała długość 193 km. Było kilka okresów, kiedy przemieszczały się władze, ale istotne jest to, że od rozejmu w 1918 r. do okresu WMG , w mieście rządziła ta sama ekipa. Nic się nie zmieniło. Ci sami urzędnicy, prokuratorzy, ta sama policja – czyli możliwość wpływania na ukszatłtowanie świadomości narodowej było ogromne. Było to ogromne ciśnienie.

Kiedy 10 stycznia 1920 roku zaczyna się przejmowanie przez Polskę terenów, które kiedyś należały do Niemiec, dochodzi do spotkania generała Józefa Hallera z Polakami w Pucku.  Haller jechał do Pucka przez Gdańsk, bo innej drogi nie było. Wyjechał z Grudziądza pociągiem, towarzyszyły mu sztandary i girlandy. Kiedy wjechał na peron w Gdańsku, ogromna delegacja Polaków czekała na niego. On jednak nie wysiadł. Delegacja poszła więc do niego. Głównym organizatorem drobnej uroczystości był znany lekarz i społecznik z Gdańska – Wybicki. On właśnie, razem ze Starostą Pomorskim wszedł do pociągu z koszami żywności  dla zgłodniałych podróżnych (pociąg wielokrotnie stawał podczas drogi). Delegacja Polaków wręczyła mu też dwa platynowe pierścienie. Jeden na pamiątkę, a drugi do wrzucenia do morza. Oba były wykonane przez rzemieślników polskich, niestety nie udało mi się jeszcze ustalić przez kogo. Oba były grawerowane, wtedy była taka moda. Moment z pierścieniami to nawiązanie do marzeń Polaków, żeby Gdańsk był zawsze związany z Polską. Z Gdańska Haller pojechał bezpośrednio do Pucka…

Wojciech Kossak wymalował moment zaślubin Polski z morzem ładniej, niż to było w rzeczywistości. Namalował to po opowieściach rybaków. Haller podjechał na koniu na brzeg morza, zobaczył lód, popatrzył i… zawrócił. Szkoda mu było konia. Udał się na nabożeństwo, a po nim wrócił na brzeg, tym razem pieszo, podszedł do przygotowanej przerębli i wrzucił pierścień. Za drugim razem, za pierwszym bowiem nie trafił.

Wolne Miasto Gdańsk, które było na szóstej pozycji na liście długości granicy z Polską, odgrywało jednak dla niej kluczową rolę. Gdańsk był konglomeratem przedziwnych spraw. Nie był państwem i to podkreślam. Władze WMG chciały podkreślać jego państwowość, ale ono nie było państwem. Nie podlegało niczyjej suwerenności,  było obszarem zależnym od Ligi Narodów i od Polski.

Przy Urzędzie Miejskim, w sąsiedztwie Szpitala Wojewódzkiego, zachował się fragment siedziby Senatu WMG. Co istotne – WMG miało symbole prawie państwa – była konstytucja, zatwierdzona w 1922 r. przez Ligę Narodów; był Parlament dwuizbowy, Senat i Izba Niższa; była waluta – gulden, w latach dwudziestych równoważny 1,65 zł gdańskich; była flaga z koroną; był nawet hymn. Znamienne jest to, że jedna ze zwrotek nie była śpiewana przez Polaków. Oni nie śpiewali – „powrócimy do Niemiec”.

Władza w WMG dzieliła się na kilka podmiotów i dość trudno to zrozumieć. To był przedziwny twór. Była Liga Narodów z komisarzami generalnymi, którzy urzędowali na miejscu; Senat, który był jakby rządem i Parlament Volkstag; była Polska z uprawnieniami wynikającymi z Traktatu Wersalskiego i Rada Portu i Dróg Wodnych. Liga Narodów miała tutaj swoje kluczowe znaczenie i miała we wszystkich srawach najważniejszą rolę. Najważniejszą i najtrudniejszą, bo stale rozstrzygała spory między Polską a Gdańskiem, dosłownie o wszystko.

Ilu w WMG było Polaków? Spór o to istnieje od początku. Statystyki pruskie i gdańskie podają, że nie więcej niż 10 % i tak to wygląda kiedy się patrzy na wybory do Volkstagu. Przypominam, że Traktat Wersalski mówił o obywatelach polskich, osobach języka i pochodzenia polskiego, natomiast w wyborach brali udział wyłącznie obywatele gdańscy, czyli cała grupa obywateli polskich nie uczestniczyła w wyborach – byla odsunięta od możliwości wpływu na to, co się dzieje. Międzynarodowy charakter WMG nie miał odzwierciedlenia w wyborach. Były to wybory tylko i wyłącznie dla obywateli WMG, a obywatelem zostawało się automatycznie, jeśli się było obywatelem Rzeszy Niemieckiej.

Polskich posłów najwięcej bylo przy pierwszych wyborach. Często chodzimy po ulicach i czytamy ich nazwiska, wybitnych postaci – lekarzy, inżynierów, biznesmenów i związkowców – np. Budzyński czy Lendzion. Ale był i ksiądz – zmarły przedwcześnie Leon Miszewski – wikary w kościele św. Ignacego na Oruni. Jego pogrzeb zamienił się w wielką manifestację polskości. W sprawozdaniach, które czytałem w dokumentach, Niemcy byli zdumieni ilu tych Polaków w WMG naprawdę było.

Polska poza kolejarzami, pocztą i celnikami, miała swój własny garnizon. Nazywał się Wojskową Składnicą Tranzytową na Westerplatte i został ustanowiony decyzją Rady Ligii Narodów – międzynarodowego organu, który wysłał specjalną komisję, mającą sprawdzić, gdzie ewentualnie takie miejsce składowania amunicji dla Polski można by ulokować. Potrzeba taka wynikała przede wszystkim z Traktatu Wersalskiego. Ale nie tylko. W 1920 roku, kiedy Polska toczyła śmieretlny bój z Rosją sowiecką, kiedy ta podchodziła pod Warszawę, Gdańsk był jedynym polskim portem. Dokerzy z kolejarzami zastrajkowali i odmówili przeładunku polskich okrętów wojennych, przywożących broń i amunicję od sprzymierzonych państw. Doszło do ogromnego napięcia, łącznie z tym, że wprowadzano te krążowniki do portu, wysadzono kompanię wojska brytyjskiego i francuskiego i pod osłoną wojska dokonywał się wyładunek. I wówczas Polska zażądała, żeby w Gdańsku było miejsce, gdzie można swobodnie sprowadzać broń i amunicję, której Polska nie produkowała. Budował się przemysł, w 1921 roku zawarta została umowa polsko-francuska, a opiekuńczym duchem był Marszałek Foch. Parę lat trwało, aż znaleziono miejsce, w końcu Westerplatte zostało zamienione z kurortu na bazę wojskową i tu właśnie był jedyny polski oddział polskiego wojska poza granicami, stąd tak ważną rolę odgrywał.

Polacy studiowali na gdańskiej politechnice od 1904 roku. Po 1920 roku politechnika mogła być zarówno w rękach polskich, jak i niemieckich. Dopiero komisja podziału mienia zadecydowała, że będzie należała do WMG, ale Polacy mieli dostać specjalne uprawnienia do studiowania na niej z tego względu, że była jedyną, która mogła kształcić kadrę dla gospodarki morskiej. Najbliższe uczelnie techniczne były w Berlinie i Rydze. Kiedy w 1900 r. zapadła decyzja o budowaniu politechniki, to dwa były względy – naukowo-techniczny oraz chęć zespolenia tej ziemi poprzez kulturę i naukę z Rzeszą Niemiecką. Stąd  zresztą w latach dwudziestych powstał wydział humanistyczny, pracujacy na prawach uniwersytetu i mający prawo doktoryzowania. Przedziwny twór.
Na uczelni studiowało ok. 400 – 500 Polaków. Była to grupa inteligencji, wielu z nich stało się fundamentami polskiego przemysłu.

Od 1930 roku, od przyjazdu do Gdańska Alberta Forstera, w mieście postępowała hitleryzacja.  W 1927 roku Narodowa Partia Socjalistyczna miała zaledwie jednego posła, a siedem lat później, ponad 50 procent. Jak do tego doszło?  Oczywiście demagogia i kryzys gospodarczy spowodował, że zapotrzebowanie na hasła populistyczne było ogromne. Poza tym miała znaczenie popularność ruchu hitlerowskiego w Niemczech, gwarantującego każdemu pracę i środki do życia. Ogromną rolę tego, co dzisiaj również doświadczamy, pełniła propaganda, ale taka ostra, wykorzystująca wszelkie nowinki techniczne, na przykład film.

W 1932 r. na lotnisku na Zaspie, powstałym w miejscu jeziora, wylądował sam Hitler.  Zrobił przegląd swoich oddziałów i odleciał. Ponownie przyjechał dopiero 18/19 września 1939 roku. Zatrzymał się w Grand Hotelu w Sopocie, zajmował nr pokój 211. 21 września przyjechał na Westerplatte i nie mógł zrozumieć dlaczego ono tak długo się broniło.

Dlaczego ta polska grupa była słaba? Generalnie była słabsza ekonomicznie i to powodowało, że nie mogła się wybić, zbudować przeciwwagi dla funkcjonującego systemu.

Nad Gdańskiem władze zwierzchnią pełnił Prezydent Rzeszy. Do przekazania 10 stycznia, prezydent był zwierzchnikiem nad całą administracją WMG, potem był pełnomocnik – Wysoki Komisarz Ligii Narodów – było ich w sumie dziesięciu. 23 sierpnia wychodzi dekret Senatu, który oddaje się do dyspozycji Hitlera, Gdańsk staje się okręgiem i władza zwierzchnia przechodzi na Forstera. W tym momencie kończy się historia Wolnego Miasta Gdańska. Powinna się zakończyć, ale w życie dekret nie wszedl, bo czekano do 26 sierpnia. Hitler chciał, żeby tego dnia rozpoczęła się wojna. W ostatniej chwili przesunął tę datę. 1 września, w godzinach rannych, Albert Forster ogłosił za pośrednictwem nowoczesnego radia, że Gdańsk jest inkorporowany, włączony do Rzeszy…

Spisane na podstawie prelekcji Andrzeja Drzycimskiego, która miała miejsce 11 stycznia 2011 r. na Politechnice Gdańskiej

Mój blog bierze udział w konkursie BLOG ROKU 2010-kliknij

Można na niego oddać głos wysyłając SMS o treści H00777 na numer 7122. (H zero zero siedem siedem siedem, bez spacji).

Koszt SMS to 1,23 zł brutto. Zebrane przez organizatora fundusze będą przeznaczone na cele charytatywne.

Będzie mi miło, jeśli Czytelnicy iBedekera zechcą na niego zagłosować – Ewa Kowalska:)