Miłośnikom weekendowych szaleństw dał się poznać jako DJ, organizator imprez i współzałożyciel kolektywu Hype Wax Design. Podczas swoich setów przemyca na trójmiejskie parkiety pachnące świeżością nowinki z Anglii czy Francji, ale nie boi się sięgać po żelazną klasykę. O organizacji imprez, przyszłości muzyki i klubowej stronie Trójmiasta opowiada iBedekerowi Rafał Hęćko.

Rafał Hęćko / Fot. Joanna "frota" Kurkowska

Jak rozpoczęła się twoja przygoda z organizacją imprez i graniem na nich?

To było prawie trzy lata temu, nie mieliśmy żadnego pojęcia jak powinna wyglądać impreza. Stworzyliśmy coś z niczego – mowa oczywiście o imprezie CUcumber. Wiedzieliśmy tylko, że aby przyciągnąć ludzi, na imprezę bez wielkich nazwisk, musimy stworzyć coś wyjątkowego w wyjątkowym miejscu, jakim okazała się Stocznia. Event bardzo szybko odniósł sukces, jednak po dwóch latach natłok konkurencyjnych imprez dał się mocno w znaki. Szkoda że nie ma już tej imprezy, to był naprawdę świetny czas!

Grałeś na CUcumberze, potem prowadziłeś imprezy tematyczne, aby uzyskane doświadczenie przekuć na kolektyw Hype Wax Design. Chęć zajęcia się swoim projektem czy po prostu wypalenie pewnej formy?

To i to. Imprezy spod znaku np. Radiohead Night czy The Chemical Brothers Night robiłem bo przede wszystkim je bardzo lubiłem i nie ma co ukrywać – w Trójmieście lubiła je ogromna rzesza ludzi. Jednak człowiek, który myśli poważnie o djowaniu i o poważnej alternatywnej elektronice wie, że nie może łączyć zbyt często tematów komercyjnych z wyżej wymienionymi. To po prostu ze sobą nie gra. Ja na dobre zadomowiłem się w niszowej elektronice. Z drugiej strony ciągle bardzo miło wspominam początki z CUcumberem, Radiohead lub Toolem. Jak wielu wychowałem się na muzyce rockowej, a w miarę upływu lat zyskałem elektroniczną mentalność.

A nikt nigdy nie posądził ciebie o zdradę „gitarowych ideałów”? Raz Tool, raz Justice…

Myślę, że to naturalna ewolucja, ile można po prostu puszczać piosenki. Najważniejsze jest to, że nigdy nie tykałem się czegoś słabego..

Obecnie wystartowaliście z nowym cyklem imprez o wiele mówiącej nazwie „Na Bogato”. Czy poza oczywistymi oczywistościami jak zapowiadane „bogate” oprawy audiovizualne, wasze nowe dziecko będzie się jeszcze czymś wyróżniać?

Tak naprawdę to nie mam jakiś niesamowitych planów na tę imprezę. Chciałbym, aby stała się w miarę rozpoznawalna, choć zapraszamy bardzo niszowych gości, których nazwiska bardziej coś mówią osobom z branży. Ale oczywiście w przyszłości wydarzenie będzie obfitowało w więcej rozpoznawalnych nazwisk, na pewno nie zatrzymamy się na Polsce. Dla nas najważniejsza jest w tym przypadku selekcja zasłużonych djów i productów. Póki co odwiedzili nas Viadrina, Eltron John i Kuba Sojka, a w planach jest The Phantom, SLG i wielu innych, świetnych gości. Myślę że siła marki przyciągnie w końcu ludzi.

W jednym z wywiadów zarzuciłeś trójmiejskim klubowiczom, że dalej są zakochani w dźwiękach Drum’n’Bassu. To była końcówka 2010 roku. Czy po dwóch latach obserwując lokalną scenę dalej będziesz trzymał się tego twierdzenia?

To może nie zarzut z mojej strony, co stwierdzenie pewnego faktu. Jak spojrzeć geograficznie, w większości Polskich miast dominuje inna scena, co oczywiście nie oznacza że dnb to wymarły gatunek. Osobiście jestem dumny z faktu, iż Gdańsk to kolebka najlepszych producentów drumnbasowych. Mam tu na myśli takie postaci jak Reza czy Preemo. Nie jestem fanem, ale cenię undergroundowy drumnbass. Co do pytania to zmieniłem swoje zdanie jak wielu, bo w całej Polsce obecnie mocno hajpowany jest tzw Brostep, czyli bardzo mocna i popowa odmiana Dubstepu. Nie należę do fanów tego gatunku – za dużo w nim popowych zagrywek i mało logicznych połamańców. Tak jakbym wsadził słodycze i mięso do jednego garnka, nie zamieszał i nie posolił.

Jak według ciebie wyglądać będzie przyszłość muzyki elektronicznej? Kolejne mutacje dubstepu czy może inspiracje Detroit Techno?

Detroit to raczej już przeszłość. Owszem, ten gatunek cały czas żyje, ale nie wierzę żeby przeszedł do nowej komercyjnej fali, tak jak odbywa się to teraz w przypadku dubstepu. To zupełnie inna muzyka, bez „potencjału” przeznaczonego do radia. Przyszłość nie jest określona, ale jeżeli miałbym stawiać, myślę, że bardziej popularne będę hybrydy gatunkowe i to nie tylko w elektronice.

Stereotyp towarzyszący pracy Dja ogranicza się do paru słów: „Człowiek, który przynosi na imprezę masę płyt i zapuszcza muzykę, a impreza kręci się sama. Oczywiście, rzeczywistość nie jest aż tak kolorowa, a granie setów to raczej żmudna praca. Jak wygląda twoje przygotowanie do występu czy organizacji imprezy.

Najczęściej selekcjonuję numery przed imprezą, bo nie chcę, aby ktoś poczuł się jakby wszystko było przypadkowe. Gram bardzo różną muzykę, nie tylko house i techno, więc wymaga to sporego nakładu pracy, nie tylko w robieniu setów, ale także w poszukiwaniu muzyki. Oczywiście, jeżeli lubisz grać nieoczywiste numery.

Granie z komputerowych plików czy żonglowanie płytami? Jesteś zwolennikiem której opcji?

Sam jestem cyfrowy, to kwestia wygody. Jednak dalej imponują mi ludzie grający czysto z winyli, wiem że taka osoba to absolutny miłośnik muzyki. Jestem zwolennikiem obu opcji, oczywiście jeżeli ktoś dobrze odrobił lekcje.

Jakie na przyszłość plany ma Hype Wax Design, a jakie Rafał Hęćko?

Jako Hype Wax ciągle forsujemy house/techno, gdzie tylko się da, ciężko z tym idzie, bo nie są to obecnie popularne gatunki. Jako Rafał będę robił to samo, obecnie jednak skupiając się na działaniach promotorskich. Mam nadzieję, że plan, który opracowuję razem z moją narzeczoną Bogusią w tym roku w końcu wyjdzie. Jeżeli się uda, oczekujcie gwiazdki z nieba.

Rozmawiała: Joanna „frota” Kurkowska

Więcej o Hype Wax Design:
www.facebook.com
www.soundcloud.com