Literacki Sopot to najlepszy dowód na to, że literatura i muzyka mogą znakomicie obok siebie funkcjonować.

Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o Literackim Sopocie, byłem nastawiony sceptycznie. Trudno jest stworzyć festiwal literacki, który łączyłby przyjemną i rozrywkową twarz literatury z tym, co jest w niej naprawdę wartościowe, ważne i aktualne. Zazwyczaj organizatorzy tego typu imprez wpadają w pułapkę zbyt wielkich ambicji, tworząc wydarzenia trafiające do wąskiego grona odbiorców. Biorąc pod uwagę jak niski poziom czytelnictwa mamy w Polsce, festiwale literackie powinny być również przyjazne osobom dopiero zaczynającymi swoją przygodę z książkami.

Ku mojemu zdziwieniu, w wypadku Literackiego Sopotu, pomyślano praktycznie o wszystkim. Do współpracy zaproszono ważne ogólnopolskie instytucje – Fundacja Nagrody Literackiej NIKE i Instytut Reportażu – oraz lokalne, czyli Miejską Bibliotekę Publiczną, Państwową Galerię Sztuki, Zatokę Sztuki oraz Towarzystwo Przyjaciół Sopotu. Pomyślano o odpowiednim rozgłosie medialnym, poprzez stację TVP Kultura. Oczywiście najważniejszy był program, który był skutkiem współpracy tych wszystkich instytucji. Nie zabrakło w nim warsztatów, targów książki, seansów filmowych, a przede wszystkim spotkań z cenionymi autorami – m.in. z Wojciechem Jagielskim, Jackiem Hugo-Baderem i Mariuszem Szczygłem. Na szczęście, pomyślano też o ciekawych wydarzeniach muzycznych, z których ja wybrałem dwa: koncert Mikołaja Trzaski, Andrzeja Stasiuka, Raphaela Rogińskiego i Pawła Szypury pierwszego dnia festiwalu, oraz występ grupy Karbido i Jurija Andruchowycza, dnia ostatniego.

Pierwszy z tych koncertów mocno odbiegał od standardowych prób łączenia literatury z muzyką. Andrzej Stasiuk czytał tekst, którego głównym tematem była podróż, wyjazd z miasta i związany z nim wybór drogi. Podróż ta była mocno osadzona w polskiej rzeczywistości, pełna obrazów swojskich dróg, małych miasteczek i wsi – szeroko pojętej prowincji. Muzycy znakomicie uzupełniali opowiadanie pisarza, budując ciągłe napięcie i nadając koncertowi puls. Paweł Szypura grał na perkusji bardzo gęsto, a Raphael Rogińskiego konstruował na gitarze w charakterystyczny dla siebie sposób klezmerskie melodie, które wprowadziły nieco mistycyzmu do występu. Z kolei gra Mikołaja Trzaski stanowiła przeciwieństwo nadającej wyraźne tempo perkusji Szypury oraz melodyjności Rogińskiego. Odpowiadający za instrumenty dęte gdańszczanin balansował na granicy precyzyjnych dźwięków i rozimprowizowanego, free jazzowego hałasu. Mieszanka tak niezwykłej muzyki i wciągających słuchacza tekstów Stasiuka dała świetny efekt.

Zespół Karbido oraz ukraiński pisarz Jurij Andruchowycz grają wspólnie od siedmiu lat i mają na koncie już trzy płyty. Dzięki tak długiej znajomości, na scenie można było wyczuć swobodę towarzyszącą artystom. Zarówno od strony muzycznej jak i tekstowej był to koncert nierówny. Karbido momentami pozytywnie zaskakiwało, eksperymentując z gitarowym noisem, elektroniką i motorycznym rytmem. Niestety przez większość koncertu muzycy grali jazz, rock czy też tango, czyli poruszali się po gatunkach muzycznych typowych dla połączenia muzyki z literaturą. Teksty Jurija Andruchowycza – czytane po polsku, ukraińsku oraz angielsku – również były na różnym poziomie. Kiedy próbowały z ironią poruszać kontrowersyjne tematy, takie jak tytuły tabloidów, były mało przekonywujące. Jednakże, fragmenty inspirowane prozą Schulza frapowały. Poziom występu był niezły, ale w porównaniu z tym, co zaprezentowali Stasiuk i jego koledzy, we znaki dawała się przewidywalność i brak napięcia.

Pierwszą edycję Literackiego Sopotu z pewnością można obwołać sukcesem. Koncerty na wysokim poziomie, bardzo ciekawie poprowadzone spotkania autorskie, duża ilość publiczności, biorącej udział w wielu festiwalu -Literacki Sopot jest imprezą, która temu miastu jest bardzo potrzebna i należy mieć nadzieję, że przyszłoroczna odsłona zachowa równie wysoki poziom.

Autor: Krzysztof Kowalczyk