Podczas gdy amerykańskie dzieciaki zdzierają swoje Vansy na Wraped Tour i co ciekawszych stonerowych koncertach, krajowa scena od kilkunastu last skutecznie ucieka od mainstreamu. Ma to swój urok, co udowodnili, grający wczoraj w klubie Pokład, Ninja, Call The Fire Brigade oraz Octopussy.

Fot. Joanna "frota" Kurkowska

Ninja to dowód na to, ze prostota w melodyjnym hardkorze, rozbitym na cztery elementy składowe, sprawdza się doskonale. Ogromnym atutem Ninja jest wokalista, Iwo, potrafiący doskonale operować swoim głosem. Wokaliści takich kapel jak Alexisonfire czy Circle Takes the Square mają godną konkurencję. Do tego należy dodać mocne brzmienia gitar i perkusji, i otrzymujemy jeden z najbardziej obiecujących młodych składów. O ile ani Timmy and The Drugs, ani Social Cancer, w których grali muzycy Ninja, nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia, nowy twór to już zupełnie inna historia. Mam nadzieję, że formacja zagra w miejscu przystosowanym do koncertów rockowych i wypełnione będzie pogującą publicznością. Ninja ma potencjał, aby właśnie w takich warunkach ujawnił się ich wewnętrzny wojownik. Może stanie się to podczas koncertu w sopockiej Papryce, który odbędzie się na początku 2012 roku?

Drugim punktem w muzycznym menu tej nocy byli Call The Fire Brigade. Podczas gdy Ninja stawia na prostotę, hałas i muzyczną rozwałkę, CTFB to bardziej melodyjne podejście do tematu. Kiedy widziałam ich po raz pierwszy, nie zrobili na mnie dobrego wrażenia. Koncert wydawał mi się dość syntetyczny i pretensjonalny. Zabrakło naturalnej frajdy z grania. Prawie rok później na scenie stał już zespół zupełnie inny, niebojący się pokazać, że granie na żywo to dla nich ogromna przyjemność. Nadal jednak brakuje jakiegoś elementu wyróżniającego kapelę, czegoś, co pozwoliłoby chłopakom wyróżnić się z oceanu kapel parających się mieszanką screamo i melodyjnego punka. Niestety, CTFB cierpią na popularny wśród polskich kapel syndrom „słabej konferansjerki scenicznej” i lepiej gdyby zamiast rzucać słownymi sucharkami ze sceny, po prostu skupili się na grze.

Przy Octopussy żarty się skończyły – nastąpił skok o kilka muzycznych poziomów. Podczas, gdy panowie z Ninja i Call The Fire Brigade mają jeszcze sporo do nadrobienia, Ośmiorniczka to dziecko doświadczonych muzyków, na co dzień grających w Blindead czy Broken Betty. W przeciwieństwie do dwóch poprzednich, mocno osadzonych w hardcoreowej tradycji, koncertów, Octopussy to czysty stoner przeplatany najlepszymi tradycjami muzyki grunge i odrobiną elektroniki. Doskonała technika, świetne brzmienie i ciekawe pomysły – tak najlepiej można podsumować to, co działo się na Pokładzie po 22. Takie zespoły obserwuje się z prawdziwą przyjemnością.

Choć Pokład bardziej pasuje jako tło do kręcenia kolejnej części przygód Pana Kleksa, aniżeli do organizacji rockowych koncertów, udało się stworzyć klimat koncertowni pokroju Rockza czy Desdemony. Wtorkowa noc byłą też przykładem tego, że czasem warto zainwestować czas i pieniądz w lokalne składy, które niczym nie odbiegają od zagranicznych formacji, a czasem nawet deklasują je o parę poziomów. Można się naprawdę miło zaskoczyć…

Autor: Joanna „frota” Kurkowska