Pierwszy raz Indigo Tree usłyszałam prawie roku temu na kameralnym festiwalu Gingerbread w sopockiej Papryce. Delikatne urokliwe granie, kompletnie nie  pasujące do otaczającej nas, szarej, polskiej rzeczywistości, zapadło w pamięć, a wydana rok temu płyta „Blanik” nadal jest częstym gościem odtwarzacza.

Ponowna wizyta wrocławian w Trójmieście bardzo mnie ucieszyła, ale…

Ucho doskonale nadaje się do koncertów rockowych czy hip-hopowych. Gdyńska scenę zdobywał już Hey, The Brew czy Vavamuffin. „Duży” zespół napełni salę nie tylko ludźmi, ale i dźwiękiem. Jednak bardziej akustyczne granie, w którym nie tylko liczy się głośność, ale i brzmienie poszczególnych instrumentów, w ogromnej sali po prostu ginie zamiast skutecznie kołysać. Tak w zeszłym roku polegli między innymi gitarowy eksperymentator ukrywający się pod pseudonimem Head of Wantastiquet oraz twórcy awangardowego popu z niemieckiej formacji Donna Regina. Przyszedł wiec czas, aby do listy ofiar dołożyć i Indigo Tree.

Mocno zabrzmiała cześć elektroniczna (o niej za chwile) i fragmenty z pogłośnionymi gitarami. Ciche szepty Zwady, pobrzękiwania gitar czy drugi wokal w Uchu po prostu ginęły lub, miały zniekształcone brzmienie. To jest koncert, który lepiej wypadłby w Buffecie czy Papryce.

Ostatnio odwiedzili nas jako duet, aby tym razem zawitać do Trójmiasta z Michałem Kupiczem, odpowiedzialnym za elektronikę oraz efekty dźwiękowe (m.in. przeszkadzajki). Oddając cały ten elektroniczno-przeszkadzajkowy stres w ręce Kupicza, Filip Zwada oraz Peve Lety mają nareszcie ręce wolne i skoncentrowane wyłącznie na gitarach. Pojawiły się psychodeliczne improwizacje, sonicyouthowe odloty i, co zaskoczyć może tych, którzy przyzwyczaili się do skromnego muzycznie Indigo Tree, rozlegle wykorzystanie elektroniki. Od delikatnych minimali po agresywniejsze szumy – brzmienie zespołu pomału ulega specyficznej metamorfozie. Jeżeli dalej wydeptywać będą elektroniczna ścieżkę, ciekawa jestem jak brzmieć będzie następca „Blanika”. To wszystko na pewno urozmaica muzykę tria, lecz ja do końca nie jestem przekonana czy wyjdzie im to na dobre. W cichych i łagodnych brzmieniach tkwiła właśnie cala moc tego kolektywu.

O tym, iż pomimo złego nagłośnienia i problemów technicznych, występ przypadł do gustu zgromadzonym, niech świadczą dwa fakty. Po pierwsze – publika nie dala muzykom zejść ze sceny i wyprosiła dwa bisy. Po drugie – natychmiast po zakończeniu ostatniego utworu, zebrani zachłannie rzucili się na dostępne w klubie, płyty zespołu. Wykupili prawie wszystkie.

Autor: Joanna „Frota” Kurkowska

Relacje z koncertów na iBedeker.pl