„Metalooowcy, metalooowcy” od socjalistycznej pieśni, z takim oto specyficznym refrenem, rozpoczęła swój występ formacja Baaba Kulka. Potem zbezcześcili wybrane fragmenty z dyskografii Iron Maiden. Ta Baaba musi mieć naprawdę duże Kulki, skoro porwała się na coś tak świętego, jak twórczość Żelaznej Dziewicy.
Na początku warto napisać jedno. Baaba Kulka to zabawa konwencją, igranie z ogniem i przysłowiowe „robienie sobie jaj” z tego czego, teoretycznie, nawet dotykać się nie powinno. Przecież dla wielu piosenki Maidenow są świętością większą niż rodzinne pamiątki, czy ustawowe święta. Nic dziwnego, że Internet pełen jest sprzecznych komentarzy na temat działalności Baabokulek – od miłosnych wyznań, aż po wysublimowane zbitki inwektyw. Ja mogę napisać tylko jedno: inwestycja w plastikowy krążek lub magnetofonowa kasetę (tak, tak – album formacji ukazał się również i na tym zapomnianym formacie) i bilet na koncert to jedne z najlepszych rozśmieszaczy ostatnich miesięcy. Koncert w Gdyni tylko to potwierdził.
Baaba Kulka to zbiór prawdziwych osobowości polskiej sceny muzycznej. Aby opisać wszystkie osiągnięcia poszczególnych członków, musiałabym wypełnić pewnie paręnaście takich kartek, ale niestety tyle miejsca nie mamy. Obok grającego na saksofonie Tomka Dudy, jest zakochany w Ericu Claptonie basista, Piotr Zabrodzki. Doskonale uzupełniają się: cudowne dziecko polskiej alternatywy, Macio Moretti, wydający płyty, projektujacy ich okładki, animujacy to, co da się animowac oraz dodatkowo (pewnie po godzinach) bębniacy w Baabie, i Bartosz Weber – unikający wydeptanych ścieżek, wirtuoz gitarowego grania. Wszystkie ich instrumentalne szaleństwa uzupełnia śpiewająca, krzycząca, grająca na keyboardzie i pokazująca znak szatana, Gaba Kulka. Wulkan energii, który zaraz eksploduje, ale zanim to zrobi, wywoła uśmiech na niejednej twarzy – tak w skrócie można podsumować szalony skład formacji. W tym szaleństwie jest jednak metoda.
Podczas występu setlista była tylko wymówką do wymiany ultra-pozytywnej energii pomiędzy szalonym zespołem, a pozytywnie nastawioną publiką. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak często i głośno śmiałam się na koncercie. Czy to podczas gitarowych popisów Webera i Zabrodzkiego, czy wpatrując się w miotającego się za perkusją Morettiego – każdy z tych elementów sprawiał, że występ oglądało się z prawdziwą przyjemnością i uśmiechem od ucha do ucha. Momentami na sali pojawiał się duch kolejnej formacji, w której byt zamieszani są muzycy z LADO ABC (wytwórni wydającej m.in. Baabe czy Paristetris) – Mitch & Mitch. Dansingowy klimat parunastu utworów nie pozostawiał, co do tego złudzeń. Kolektyw nie bał się radosnych improwizacji czy korzystania z rozległych pokładów abstrakcyjnego humoru. Żarty, żartami, ale Kulka i cztery Baaby na muzykowaniu i śpiewaniu znają się w Polsce jak mało kto! Wystarczył sprawny rzut uchem i słychać było, że tak naprawdę pod gruba warstwą dowcipów i muzycznego kabaretu, ktoś próbuje nam wcisnąć naprawdę porządne granie. I o to w tym wszystkim, moi drodzy, właśnie chodzi!
Warto wspomnieć, że choć koncert promuje żółte wydawnictwo poświęcone legendzie nurtu New Wave Of British Heavy Metal, nie zabrakło innych piosenek. Miłą niespodzianką była „Ucieczka-wycieczka”, wyciągnięta wprost z roku 1972, od zespołu Bemibek. Zdecydowanie udany skok w przeszłość polskiej muzyki.
Niestety, wszystko co dobre kiedyś się kończy i Gdynia była jednym z ostatnich przystanków na babokulkowej trasie. Po klubowyh występach w Warszawie i Poznaniu oraz na festiwalu w Jarocinie, kolektyw zawiesza działalność, a członkowie skupią się na kolejnych projektach. Będziemy tęsknić! 666!
Autor: Joanna „Frota” Kurkowska
Brak komentarza