Budowę gotyckich fortyfikacji Przedmieścia zaczęto od Bramy Karowej niedaleko Baszty Narożnej, a zakończono w 1487 r. wzniesieniem wieży nad brzegiem Motławy, której nadano z czasem nazwę Trumpfturm, czyli Wieża Atutowa, a którą dzisiaj nazywa się „Basztą pod Zrębem”.

Własne mury obronne, nieufortyfikowane dotąd Przedmieście, otrzymało w II połowie XV w., a bezpośrednim bodźcem do podjęcia kosztownych prac przy wznoszeniu murów i bram była wojna zwana trzynastoletnią. Początkowo ufortyfikowano osiedle prowizorycznie, przy pomocy ziemnych nasypów i drewnianych palisad. Wkrótce przystąpiono do wymiany drewnianych fortyfikacji na murowane. Położenie Przedmieścia pozwalało na ograniczenie prac do dwóch frontów – zachodniego i południowego. Od północy zasłaniało je dobrze umocnione Główne Miasto, od wschodu natomiast znacznie szersza niż obecnie Motława, którą uznano za zabezpieczenie wystarczające. Budowę gotyckich fortyfikacji zaczęto od Bramy Karowej niedaleko Baszty Narożnej, a zakończono w 1487 r. wzniesieniem wieży nad brzegiem Motławy, której nadano z czasem nazwę Trumpfturm, czyli Wieża Atutowa, a którą dzisiaj nazywa się „Basztą pod Zrębem”.

Wieżę kończącą południowy ciąg murów Przedmieścia zbudowano całkiem nowocześnie, wyposażając ją w stanowiska dla artylerii, umożliwiającej zarówno ostrzał przedpola twierdzy, jak i strzelanie wzdłuż muru, z którego wystawała. Rzut baszty jest prostokątno-okrągły – wewnętrzna część ma formę czworokąta, zewnętrzna, wystająca poza mur jest elipsą. To jedna z nielicznych baszt tego typu, które wzniesiono w Gdańsku, a jedyna która dotrwała do czasów współczesnych. Ze względu na spore oddalenie od najatrakcyjniejszych terenów rozbudowy miasta, wieża przetrwała masową likwidację gotyckich fortyfikacji zarówno kiedy wznoszono nowe, ziemne wały wzdłuż Przedmieścia w XVII w., jak i kiedy burzono nikomu już niepotrzebne wieże i mury w wieku XIX. Jak większość tego typu obiektów służyła wojsku jako magazyn. Wkrótce po odzyskaniu Gdańska przez Prusy w 1814 r. przypomniano sobie o niej nagle i starą, gotycką wieżę postanowiono wyposażyć w bomboodporne sklepienie nad najwyższą kondygnacją. Zdawano sobie przy tym sprawę, że budowniczowie baszty z XV w. nie przewidzieli dla niej takiego obciążenia u samego szczytu, zwłaszcza w formie rozpychającego mury sklepienia. Dlatego też, zanim przesklepiono najwyższe piętro, przewiercono ściany i założono ankry spinające na wszelki wypadek mury. Mimo tego zabiegu zabezpieczającego, siły rozpychające mury były tak duże, że jedna z zawleczek jednej z kotew pękła, co poskutkowało chwilową utratą spójności murów i licznymi ich pęknięciami.

Wieża Atutowa (Baszta pod Zrębem) na początku XX wieku

W 1903 r. postanowiono błąd naprawić i poddać wieżę remontowi. Ministerstwo Wyznań, Szkolnictwa i Spraw Zdrowotnych Rzeszy wyasygnowało na ten cel całe 3.500 marek. Wykonanie prac zabezpieczających powierzono architektowi Muttrayowi, znanemu w Gdańsku m.in. ze współprojektów takich obiektów jak częściowo zachowany budynek archiwum przy Placu Hanzy, pięknego gmachu seminarium nauczycielskiego w Królewskiej Dolinie (dzisiaj Wydział Chemii UG) czy nieco złowrogiej, ale bardzo pięknej siedziby policji przy Karrenwall (dzisiaj Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego). Rozebrano ostrożnie wczesnodziewiętnastowieczne sklepienie i wzmocniono mury. Wówczas też powstał wyjątkowo nieładny, bo tymczasowy w zamierzeniu dach, który swoim kształtem nie uwzględniał zaokrąglenia części muru, przez co brzydko wystawał od strony południowej poza obrys wieży. Zakończywszy prace zgodnie uznano, że w ten sposób zapewniono wieży przetrwanie długich lat. Lat tych miało być zaledwie siedemdziesiąt cztery.

Baszta pod Zrębem po II wojnie światowej

Jako jedna z zaledwie kilku miejskich baszt, przetrwała Wieża Atutowa nieuszkodzona II wojnę światową. Gdzież było wówczas myśleć o zabytkach na jakimś Przedmieściu, kiedy trzeba było odbudować doszczętnie niemal zniszczone Główne Miasto. Po cóż później było zajmować się jakąś wieżą na końcu świata, kiedy trwały prace nad przywracaniem wystroju Ratusza czy Dworu Artusa. Wieża, ustawiona w długą kolejkę zabytków oczekujących na urzędnicze zainteresowanie, gdzieś między Twierdzą Wisłoujście, a Kamienną Śluzą, czekała, czekała, aż nie wytrzymała. Od połowy XX w. widoczne było niepokojące pęknięcie od strony zachodniej, tak wyraźne, że rozpoznać można je na większości zdjęć przedstawiających basztę. W 1975 r. pęknięcie poszerzyło się gwałtownie, a następnie północno-zachodni narożnik wieży runął. Przez następne lata baszta zabezpieczona tylko przed wstępem niepowołanych osób, stała z wielką dziurą w murze, wielkim głosem wołając o zabezpieczenie przed katastrofą. Na próżno. Były wszakże ważniejsze sprawy, zawsze są ważniejsze sprawy od zabytków położonych poza głównymi szlakami turystycznymi. Nadszedł rok 1982 i pewnej grudniowej nocy, tuż przed północą, w trakcie godziny milicyjnej ustanowionej w ramach niezapomnianego stanu wojennego, większa część wieży zawaliła się z potwornym hukiem. Mimo zakazu mieszkańcy okolicznych domów wybiegli na ulicę, żeby zobaczyć co się stało. Po chwili zjawiły się radiowozy milicji, która wstępne przesłuchania prowadziła w sposób niedwuznacznie sugerujący, że istnieje podejrzenie o celowe wysadzenie baszty w powietrze, w ramach działalności terrorystycznej. Przewrażliwienie „władzy” na punkcie wybuchów spowodowane było podobno o kilka zaledwie dni wcześniej zaistniałą nieudaną próbą wysadzenia pomnika Lenina w Poroninie. A bezpośrednią przyczyną zawalenia się baszty był kilkudniowy deszcz, a zaraz potem silny mróz, który rozsadził od wewnątrz i tak już mocno naruszone i niezabezpieczone mury.

Z baszty pozostała jedynie część południowa, w ramach słynnego bycia mądrym po szkodzie, zabezpieczona przed dalszym pękaniem, ogrodzona porządnym płotem i pozostawiona w stanie tzw. trwałej ruiny. Znany mi jest jeden, dość ciekawy projekt odbudowy wieży, ale jako że był to projekt studencki, sporządzony zapewne „na zaliczenie”, jego istnienie nie wpływa nijak na nieistnienie baszty. Kikut wieży stoi smutno tuż obok siedziby klubu kajakarskiego, rzadko kto zwraca na niego uwagę, wielu pewnie w ogóle nigdy o baszcie nie słyszało. A tyle się przecież w okolicy buduje, cóż by szkodziło, by i ruinę Wieży Atutowej podnieść z niebytu.

Jako wieża, której nazwa nawiązuje do karcianej figury znanej między innymi z gry w brydża, mogłaby Baszta Atutowa zostać odbudowana przez np. brydżystów, nie koniecznie sportowych, którzy w tym celu mogliby niczym pokerzyści pograć przez czas jakiś „na pieniądze” i w ten sposób zgromadzić fundusze na odbudowę obiektu, w którym mogłoby wówczas powstać brydżowe centrum. W brydża gra wiele osób, z właścicielką niniejszego portalu na czele, nie jest to więc może pomysł całkowicie fantastyczny…

Autor: Aleksander Masłowski

Stare Przedmieście – darmowy spacer z przewodnikiem