Po raz szósty zapraszamy Państwa na autorski, subiektywny przegląd naszej gdańskiej rzeczywistości.

• Kierowcom zostawiającym latem w swoich autach dzieci i zwierzęta – potrójny, brzęczący bezmyślnością Brzdęk! To skrajna głupota z domieszką sadyzmu! Nagrzany samochód po kilku minutach zamienia się w piekarnik. Temperatura przekracza 60 stopni! Proszę wszystkich przechodniów o reagowanie na takie przypadki. Jeśli widzicie Państwo zamknięty samochód z żywym stworzeniem w środku – zaalarmujcie proszę Staż Miejską czy policję. W sytuacjach zagrożenia życia uwięzionego dziecka, czy zwierzęcia – nie wahajmy się zbić szyby w samochodzie! Na szczęście piesek ze zdjęcia nie jest umęczonym więźniem ciasnego umysłu i dusznego samochodu swojego pana. Podróżował wesoło wraz ze swoim państwem w pewien deszczowy dzień po Kaszubach.

• Lecę do Dworca. Mijam Halę Targową, Świętą Katarzynę, Młyn, Ratusz Staromiejski, patrzę na zegarek – może jeszcze zdążę do Empiku? Pani Ewa – opiekunka, co prawda uwielbia Małego Chłopczyka, jednak „gość jak ryba”, chociaż w tym wypadku raczej mała szprotka… Zamyślona zderzam się z nie z Wielkim Młynem – ale z Wielkim Kontenerem! Prawie na środku drogi! Wspaniale! Porządek musi być! Brzdęk! – dla tych, co umieścili wielki śmietnik w tak popularnym zakątku Starego Miasta. Z wielką satysfakcją wyjęłam aparat i zrobiłam zdjęcie owej „turystycznej atrakcji”. I jeszcze jedno – lecąc przez skwerek, niedaleko pomnika Jana Heweliusza zauważyłam dwóch panów siedzących na murku. Panowie wyglądali na bezdomnych, byli dość „wczorajsi” i nie grzeszący czystością, mieli też przy sobie mnóstwo wypełnionych po brzegi reklamówek. Jeden z nich po prostu siedział, ale drugi rozwiązywał krzyżówkę. Wyglądało to dość ciekawie, powiedziałabym zastanawiająco. To nawet nie była krzyżówka, ale cała książeczka z krzyżówkami. Zrobiłam im nawet ukradkiem zdjęcie, ale „etyka zawodu” nie pozwala mi jakoś na zamieszczenie go tutaj. Chociaż? Ale nie, jednak nie. Nie mniej jednak Światło! – dla tego pana.

• „Bursztynowe” obrazki na stoiskach w całej Polsce. Małe, duże, święte i świeckie. Różne. Wiele z nich przedstawia papieża Jana Pawła II. Mówi sprzedawczyni: Nasz Papież dobrze się sprzedaje, podobnie Matka Boska, ponadto nad morzem – morze, a w górach – góry. A „nowy” Papież? – pytam – (ciągle tak mówię, chociaż od śmierci „naszego” Papieża minęło już 7 lat…). Benedykt SAM sprzedaje się słabo – odpowiada szczerze pani Ania. Dlatego na obrazkach występuje w towarzystwie Jana Pawła II! Genialne! – myślę – za kilka złoty mamy więc obu papieży razem! – dodaję już głośno. I bez poczucia winy, że wybierając Benedykta – „zdradziliśmy” Karola Wojtyłę – podsumowuje sprzedawczyni. Światło! – bo co dwóch, to nie jeden! (dodam, że kosztujące parę złoty najmniejsze obrazki doskonale nadają się na zaproszenie – wypróbowałam, polecam! Z tyłu taśmą dwustronną przylepiamy karteczkę z tekstem. Dla mnie więc też małe światełko! – za pomysł).

• Modele z brązu – miniaturki zabytkowych budowli – wykonane tak, aby niewidomi mogli podejść i nie tylko oczyma wyobraźni, ale i rękoma „zobaczyć” jak wygląda zabytek. Pomysł wart nagrody! Światło! – za ukłon w stronę tych, którzy nie widzieli, a dzięki pomysłodawcom – nie tylko uwierzyli, ale i dane im jest zobaczyć… Wielokrotnie widziałam, jak niewidome dzieci, czy dorośli z uśmiechem na ustach „zwiedzają” kościół Mariacki i za pomocą Brailla czytają krótką informację o nim. Podeszłam kiedyś do pary, w której pan był niewidomy (jak się potem okazało – „jedynie” bardzo, bardzo słabo widzący) – i właśnie wraz ze swoją żoną stali przy modelu Bazyliki. Porozmawialiśmy chwilkę – powiedziałam im, że jestem przewodniczką, a ta miniaturka została właśnie ufundowana przez Rotary Klub (było to rok temu).  Nawiązała się sympatyczna rozmowa, gdyż okazało się, że pan jest również członkiem Rotary  – za granicą. Odprowadziłam ich do taksówki, a pan w podziękowaniu za bezinteresowne zainteresowanie opowiedział mi dowcip: Wchodzi niewidomy mąż do kuchni – aby umyć naczynia po kolacji. Natrafia na durszlak – dotyka go, dotyka – i mruczy do siebie: no nie – takich bzdur to już dawno nie czytałem…!:) Światło! – dla tego pana, za niesamowity dystans do własnej osoby i pogodę ducha! Wysyłam do obojga Państwa ciepły uśmiech z Gdańska! Dowcip jest przedni!

• Lubię patrzeć na rodziny podróżujące z dziećmi. Dla rodziców to nieco uciążliwe, ale wspomnienia dzieci po latach są bezcenne. Rodzice co roku zabierali nas w góry. Na co najmniej 3 tygodnie. Kiedy najmłodsza siostra Jagoda była w wieku Małego Chłopczyka – zwiedzała Bieszczady w specjalnie skonstruowanym w tym celu wózku, który tata zrobił w piwnicy. Była zafascynowana, że mijający się na szlaku turyści pozdrawiają się ciekawym, szeleszczącym słowem „część”. Było to jedno z pierwszych słów, które poznała. Radośnie pozdrawiała wszystkich napotkanych na połoninach turystów i cieszyła się, jak schodzący ze szlaku odpowiadali na jej pozdrowienie. Po powrocie niewyraźnym „cześć” pozdrawiała również gdańskich przechodniów, ale mało kto jej odpowiadał… Rodzinka ze zdjęcia to z pewnością Niemcy, gdyż zamontowali polską i niemiecką flagę. Polską – bo są w Polsce, a niemiecką, bo są Niemcami. Innej możliwości raczej chyba nie ma – skoro mają te dwie flagi. Chociaż nie, oczywiście, że jest! Może to być małżeństwo polsko – niemieckie. Podróżowali z dwojgiem dzieci. Światło! – dla wszystkich, którzy pokazują dzieciom świat! (a propos słówka „cześć” – ostatnio mój znajomy Niemiec zagadnął: Magda, powiedz proszę po polsku: hallo, sechs, Schwiegervater? Gut, kein Problem: cześć, sześć, teść! Popatrzył na mnie jakby zmęczony i stwierdził: i Wy Polacy naprawdę słyszycie w tym jakąś różnicę?:)

• Siedzę w Sztutowie na ławce przed bramą prowadzącą do Muzeum Stutthof, czekam na grupę, która właśnie kończy „zwiedzanie”. (jakoś to słowo mi zgrzyta, podobnie jak „kino” w którym można obejrzeć ciekawe filmy dokumentalne o historii obozu). Podchodzi mała grupka starszych ludzi. Cudzoziemców. Z psem. Wchodzą na teren muzeum, zupełnie nie przejmując się znakiem zakazu wprowadzania zwierząt. Błyskawicznie pojawia się strażnik, który grzecznie, ale stanowczo prosi o wyprowadzenie pieska poza teren obozu. Szybka reakcja strażnika budzi protest panów, którzy usiłowali dyskutować o sensie istnienia zakazu. W dość nieprzyjemnym tonie. Po kilku minutach jednak pani z grupki (widoczna na zdjęciach) powiedziała, że ona zostanie, a reszta niech idzie. Reszta więc poszła, a pani (która jako jedyna z tej grupki zachowywała się przyzwoicie, usiłując uspokoić męską część grupki) czekała poza bramą obozu. I owej pani dostało się od innego turysty – z Polski – który podobnie jak i ja był świadkiem całej sytuacji: „wyście się tu już z psami wystarczająco nałazili – kilkadziesiąt lat temu, psia choroba!” Nie rozumiem ludzi, którzy nie pojmują, że nie do każdego miejsca wejdą z psem, gofrem, lodem. Nie wszędzie wypada być w czapce, kostiumie kąpielowym, mini spódnicy… Takie rzeczy powinno wynosić się z domu – myślę. I nagle – niespodziewane zakończenie historii – zza węgła pędem szybciutko wbiega do muzeum inny psiak! Sam! Mija wszystkich uczestników scenki rodzajowej i leci, jakby go kto gonił! W pogoń za nim rzuca się właściciel oraz strażnik, a za nimi turysta z Polski, który wcześniej pouczył panią z psem. Brzdęk! – dla ludzi nie rozumiejących zakazów i do tego w takim miejscu. Światło! – dla pana strażnika i mojego aparatu.

• Często przystaję popatrzeć na tłumek dzieci szalejący w Fontannie Czterech Kwartałów. Ożywiły ten zakątek miasta. Nie rozumiem jednak rodziców, którzy pozwalają swoim pociechom na latanie bez bielizny. Goła pupa – owszem, ale na własnej działce, czy na polance w lesie, gdzie biwakujemy z rodzinką. Jednak w środku miasta, albo na przepełnionej plaży? Brzdęk! – za bezmyślność – bo nigdy nie wiadomo kto patrzy, czy robi zdjęcia. Jeszcze większą głupotą jest zamieszczanie przez samych rodziców nagich zdjęć ich pociech na różnych portalach społecznościowych – dzieci latające po plaży, dzieci w kąpieli. Proszę tego nie robić! Pewnie część Czytelniczek i Czytelników myśli teraz, że przesadzam. Nie przesadzam proszę Państwa. Proszę mi wierzyć.

• Ulica Ogarna. Od lat jest dla mnie zagadką – dlaczego cały świat snuje się Długą, a na Ogarnej jest tak spokojnie? Cicho, kulturalnie… Nie ma skaczących myszek, samozwańczego następcy Michaela Jacksona, kulinarnych naganiaczy… (denerwują mnie coraz bardziej!) Dlatego coraz chętniej chodzę Ogarną, czego absolutnie NIE polecam wycieczkom! Niech zostaną na Długiej:) Światło! dla Ogarnej – za oddech w upalny dzień.

• Miesiąc temu idąc Mariacką zderzyłam się z Günterem Grassem. Był z żoną i jeszcze dwoma osobami. To była wizyta prywatna, bez żadnych „oficjeli”. Pisarz gościł na galowej premierze sztuki teatralnej „Pełzając rakiem”. Przedstawienie wystawiano na Darze Pomorza w Gdyni. Przyznaję sobie wielki Brzdęk! – za „niemanie” aparatu. Jak na osiemdziesięciopięciolatka Grass wyglądał bardzo dobrze. Niezwykle cenię jego książki i niesamowicie cieszyłam się z przyznanej mu trzynaście lat temu nagrody Nobla. Nie chcę oceniać jego wyborów politycznych w ostatnim okresie wojny w Gdańsku, bo nie wiem, jak ja bym się na jego miejscu zachowała. Na jego miejscu – czyli będąc młodą Niemką. Nie mam prawa siedząc teraz w wygodnym fotelu dywagować o zachowaniu siedemnastoletniego Güntera Grassa. I czasy mamy inne, i fotele wygodniejsze niż w 1944 roku. I – jak by nie patrzeć – „nudniej” i spokojniej…

• Stan części przedproży w Gdańsku. Opłakany. Rozumiem, że nie można wszystkiego odnawiać na raz, ale zdjęcia bezlitośnie obnażają wieloletnie zaniedbania. Szkoda – bo przedproża od lat są wizytówką naszego miasta. Brzdęk! – dla wszystkich, którzy mogli, a im się nie chciało.

• Róg Piwnej i Lektykarskiej – brzydki, brudny, jakby z minionej epoki! Za każdym razem idąc z wycieczką nie mając czasu na dojście do Wielkiej Zbrojowni – chcąc nie chcąc – muszę tam skręcić. Wstydzę się. Brzdęk! Dla kogoś, kogo zadaniem jest dbanie o ten kawałek kamienicy – a nie dba.

• Jeden z moich ulubionych, „patchworkowych” portali na Mariackiej. Kolumny zapewne „ z odzysku” po 1945 roku, ale głowa kobiety to rekonstrukcja. Pani patrzy w kierunku Motławy – może jej ukochany był żeglarzem? Albo marynarzem? Światło! Za urodę i z pewnością bursztynowy naszyjnik.

• Przechowalnia bagażu na Chlebnickiej. W samym sercu miasta! Bardzo dobry pomysł! Światło! – za możliwość zdjęcia sobie z pleców ciężaru. I tak – lekko i bez kłopotów można spędzić czas w mieście do odjazdu dyliżansu. Polecam!

Drogie Czytelniczki i Czytelnicy – pod koniec każdego ŚWIATŁA czy BRZDĘKU będę przyznawać tytuł BOHATERKI lub BOHATERA ODCINKA. Dziś Bohaterką Odcinka (w skrócie „BO„) zostaje ” Pani z Czesiami”. Energiczna Kobieta Sprzedająca. Mam nadzieję, że ją jeszcze spotkam i zapytam o imię. Gratuluję!

I już zupełnie na koniec – czy ktoś z Czytelniczek lub Czytelników Światła czy Brzdęku ma pomysł – jak ów pan ze zdjęcia wszedł w posiadanie tak oryginalnej obróżki? 🙂

Autorka cyklu i zdjęć: (MKF)